niedziela, 11 listopada 2012

Part 34

Liam

- Boże, te święta będą paskudne. - usłyszałem mruknięcie Lou.
Wychyliłem się z fotela, by ujrzeć jego markotną minę. Opierał się o framugę drzwi w salonie, a wzrok miał wbity w podłogę.
- Dlaczego? - zapytałem, marszcząc czoło.
- Bo muszę spędzić go z idiotami, a nie mogę z rodziną... - kopnął niewidzialną piłkę.
Przewróciłem oczami i opadłem na fotel, zamykając oczy. Ból głowy nie dawał mi ostatnio spokoju.
- A Danielle nie przyjedzie? - odezwał się po krótkiej chwili Lou.
- Ah.. pojechała... gdzieś tam. - machnąłem ręką, wciąż z zamkniętymi oczyma. Usłyszałem ciche prychnięcie. Uniosłem delikatnie jedną powiekę i zauważyłem, że Lou z progu przeniósł się na fotel przy drzwiach.
- Nie obchodzi go, gdzie jego ukochana druga połowa się podziewa, no co za... cóż ta telewizja i ta cała komercja robi z człowiekiem! Jezu! - niemal wykrzyczał Louis, uderzając dłonią o skórzany fotel.
- A gdzie twoja druga połowa, hmmm? - zapytałem, kręcąc głową.
Lou , z podłogi, przerzucił wzrok na mnie. Najpierw miał zmarszczoną minę i złość wypisaną na twarzy. Chwilę później pojawiło się zakłopotanie, a oczy zaczęły błyszczeć.
- Ja... - zaczął, jednak przerwało mu głośne trzaśnięcie drzwiami.
Natychmiast poderwaliśmy się z foteli i w trybie błyskawicznym znaleźliśmy się w przedpokoju. Tryb błyskawiczny okazał się jednak zbyt wolny, ponieważ Pan Hałaśliwy już wbiegał po schodach. Westchnąłem i spojrzałem na Lou. Ten wciąż gapił się na uciekającego Nialla.
- Już nie wiem co robić... - mruknąłem załamanym tonem.
Wziąłem głębszy oddech, sięgnąłem po kurtkę, włożyłem buty i nie zważając na dziwne miny Lou, wyszedłem z domu.
Ucieczka nie była najlepszym rozwiązaniem, ale.. no, jakimś tam była. Przynajmniej mogłem poprzyglądać się ludziom, posłuchać wszystkich dźwięków towarzyszącym centrum Londynu i czuć.. czuć tą całą, niby przereklamowaną, magię świąt.
Zewsząd nadciągały dźwięki dzwonków, śmiechów, chichów, srichów, zamykanych drzwi, czyli ponownie - dzwonków, jakiegoś na prawdę przezabawnego Ho Ho Ho! wypowiedzianych z ust starca ze sztuczną brodą w czerwonym stroju, uwydatniającym ogromny brzuch czy słowa matki do córki ,,Jesteś za duża na taką drogą lalkę!".
Jednym słowem... lub kilkoma : muszę znaleźć jakieś ciche miejsce bo zamorduję kogoś ze szczególnym okrucieństwem, trafiając tym samym do ośrodka dla młodych, agresywnych psychopatów.
No właśnie.. Skąd we mnie tyle agresji? Po prostu.. udziela mi się cała ta, domowa wręcz, atmosfera.
 Znacie to uczucie, kiedy nagle dostajecie olśnienia, jakby ktoś niewidzialną dłonią zapalił taką małą żaróweczkę w waszej głowie? I nagle czujesz się najmądrzejszym, najbardziej inteligentnym człowiekiem na Ziemi... Jednym słowem : geniusz.
Owe uczucie sprawiło, że moje nogi zostały zatrzymane jakby przez magiczną siłę. Drugim skutkiem było to, że jakaś pani obładowana świątecznymi reklamówkami wpadła na moje plecy.
Z resztą.. nie ważne.
Dlaczego ja się po prostu nie wyprowadzę? Gdzieś na przedmieścia... Z Danielle... Z dala od tego wszystkiego.
Ze szczerym uśmiechem, wymalowanym na twarzy, ruszyłem przed siebie, obserwując ludzi.


Cherry

- Pewnie, że nie! Wchodźcie szybko i tak już przemarzliście do szpiku kości. - machnęłam ręką na białych od śniegu przybyszy, którzy właśnie przekroczyli próg. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni, rzucając po drodze ,, Goście, Olaf, ubieraj się!".
- Czego się napijecie? - zwróciłam się do bruneta i jego siostry, która chyba nieco zawstydzona, chowała się trochę za jego plecami.
- Waliyha, daj spokój. - warknął cicho Zayn, jednak uśmiechnął się porozumiewawczo. Stanęłam przodem do gości z kawą i herbatą w dłoniach, wciąż robiąc pytającą minę. Brunet odchrząknął i szturchnął siostrę łokciem. Ta obrzuciła go lekko oburzonym spojrzeniem, jednak cichym głosem odpowiedziała.:
- Herbaty, poproszę. - przeniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła się skromnie. Mieli identyczne oczy i uśmiechy... tak strasznie przypominała brata...

Po 5 minutach całą trójką siedzieliśmy w salonie. Olaf uciekł gdzieś na górę.
- O której musisz być? - zapytał Zayn, patrząc na mnie tym swoim kokieteryjnym spojrzeniem.
Przełknęłam głośno kawę i odwinęłam rękaw swetra, by spojrzeć na zegarek.
- O 17 muszę być... - odpowiedziałam, delikatnie marszcząc czoło. - Nie jesteście głodni ? - zapytałam dwójkę rodzeństwa, podnosząc wzrok. Obydwoje kręcili głowami w zaprzeczeniu.
Trwała niezręczna cisza. Waliyha prawdopodobnie wciąż była nieco zawstydzona. Identyczny brat... Zayn nie spuszczał ze mnie wzroku. Ja natomiast tępo gapiłam się w telewizor, dokładnie powtarzając wszystkie kroki.
- A mogłabyś coś zatańczyć? - te słowa kilkakrotnie zabrzmiały w mojej głowie, zanim do mózgu dotarł ich dokładny sens. Wzdrygnęłam się, choć niespecjalnie, i odkładając filiżankę na stolik, przerzuciłam wzrok na małą brunetkę. Uśmiechała się szczerze, a w oczach miała błysk podekscytowania. Zayn przypatrywał się temu wszystkiemu z uwagą.
- Co dokładnie chciałabyś zobaczyć? - zapytałam, choć odpowiedź można było wyczytać z oczu. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam badawczo na dziewczynkę.
- Wiesz... chciałabym zobaczyć moonwalk... - wyznała, rumieniąc się nieznacznie.
Zayn wyprostował się i spojrzał na mnie jakby... triumfalnie... Cokolwiek miał na myśli.
Ponownie posłałam Waliyhi uśmiech, na Zayna popatrzyłam spod byka, wstałam i obeszłam kanapę do około, by znaleźć trochę miejsca. Brunetka uklękła na kanapie i położyła ręce na jej oparciu, by wszystko dokładnie widzieć.
Stanęłam tak, że nie widziałam reakcji rodzeństwa. Jednak, gdy wzięłam głęboki oddech i zrobiłam owy słynny krok, nie mogłam nie usłyszeć jak Waliyha powstrzymywała się przed piskiem.
Zerwała się natychmiast, podbiegła do mnie i niemal rzuciła mi się na szyję.
Zayn obrzucił mnie długim spojrzeniem i uśmiechem, który odwzajemniłam.
- Nie ma to jak spełniać marzenia dzieci. Mam nadzieję, że na koncercie połamiesz nogi. - powiedział z udawaną złośliwością.
Wyprostowałam się, a Waliyha mnie puściła.
- Tylko żebyś mi nie wykrakał. - pogroziłam mu palcem.
Zayn zaśmiał się krótko i skinął głową na drzwi, mówiąc:
- Zbieramy się?
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę przedpokoju, zaraz za małą brunetką.

*

- Trzymamy kciuki. - powiedział Zayn, parkując całkiem niedaleko sceny.
- Będę w pierwszym rzędzie, pomachasz mi? - zapytała Waliyha, słodko uśmiechając się i wychylając zza mojego siedzenia.
- Jeśli mi się uda, to wezmę cię na scenę. Jeśli oczywiście Cher pozwoli. - puściłam jej oczko, na co ona uśmiechnęła się szerzej. - A reszta będzie? - zwróciłam się do Zayna.
- Nie mam pojęcia. Ale wątpię by przegapili taki koncert.
- Dlaczego nie zaprosili was? W końcu Cher też jest z X Factora... - spekulowałam.
- No tak, ale... To tylko i wyłącznie produkcja zarządu Cher, my nie możemy się wtrącać. Z resztą i tak jesteśmy lepsi, Lloyd może nam co najwyżej lizać pięty. - powiedział bardzo skromnie.
Wymieniłyśmy z Waliyhą znaczące spojrzenia po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Dobra zbieram się. Przygotuj się, jeśli ci pomacham. - uśmiechnęłam się do brunetki i otworzyłam drzwi.
- Czekaj, nie pożegnacie się? - zapytała dziewczyna, kiedy moje nogi były już na zewnątrz samochodu.
Zatrzymałam się w połowie ruchu i szybko obejrzałam się przez ramię. Waliyha patrzyła na mnie, jakby zaszło nieporozumienie. Zayn zaś, patrzył na mnie z lekkim przerażeniem, ale i uśmiechem.
Cofnęłam z powrotem nogi i zbliżyłam się do Zayna. Starałam się pocałować go w policzek, jednak on przekręcił głowę w taki sposób, że nasze usta się spotkały.
Odsunęłam się, posłałam im ostatni, krótki uśmiech i wysiadłam z auta, czując jak moje wnętrzności wyparowują, a serce czuć w każdej części ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę szatni i przyczep organizatorów.


- Boże, Cherry, tęskniłam ! - usłyszałam, a następnie poczułam ogromną siłę na ramionach i burzę czerwonych włosów na oczach.
- Ja też, Sara, ale widziałaś mnie wczoraj. - wydusiłam.
Tancerka rozluźniła uścisk, uszczypnęła mnie w policzki i unikając mojej ręki, schowała się za Taylor.
- Co u Ciebie? - zapytała na przywitanie. Uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek.
- W porządku, a u Ciebie? - spytałam, ściągając płaszcz.
Brunetka przewróciła oczami, miną wskazując na Sarę.
- Leci. Uważaj na Kyle'a. Jest dziś jakiś... nieswój. Na prawdę. - uniosła ostrzegawczo brwi.
Ruszyłam do wolnego miejsca między Niną a Dereckiem, nie spuszczając wzroku z Tay.

Po 10 minutach, kiedy już przebrana zerkałam na telefon, do szatni weszła Cher, jak zwykle, z promienistym uśmiechem.
- Gotowi? - zapytała, spoglądając na Chada, który zaplątał się, ubierając koszulkę.
Niektórzy cicho zachichotali, inni - nie zwracając na to uwagi, po prostu siedzieli w skupieniu, czekając na to, co powie Lloyd. Dziewczyna nie powiedziała jednak nic na temat nie ogarniętego chłopaka, ale od razu przeszła do rzeczy.
- Słuchajcie, to nasz ostatni koncert, ale ma całkiem inne znaczenie. Naszym zadaniem, czy tam celem jest dzisiaj uśmiech każdego, na kogo spojrzymy. Dajmy im poczuć magię świąt, i tak są zaganiani, a nie o to chodzi w tym całym Bożym Narodzeniu. Zrozumieliście przekaz, tak mniej więcej? - zapytała, rozkładając delikatnie dłonie. Wszyscy kiwnęli głowami, a ona mówiła dalej.. - Tańcem i śpiewem można przekazać wiele, nawet nie zdajecie sobie sprawy JAK wiele. Pokażmy im, że święta mają znaczenie. No i... rozgrzejcie ich trochę, bo lato dzisiaj nie przyjechało po prezent, jeśli wiecie co mam na myśli. - skrzywiła się nieznacznie, klasnęła w dłonie i wskazała na drzwi, dając do zrozumienia, że czas przygotować się do wyjścia na scenę.
Wstałam szybko i ruszyłam w jej stronę. 
Cher jak zwykle ubrana w czarne kolory, mrugnęła do mnie i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie będzie ci zimno? - zapytałam, unosząc brwi i wskazując na jej praktycznie gołe nogi.
Dziewczyna machnęła ręką i głową skinęła na widoczną stąd scenę.
- Już za 15 minut nie będziesz znała słowa ,,zimno". A co dopiero za godzinę! Wiem, że to świąteczny koncert, ale... to będzie żywy ogień! - niemal krzyknęła, a jej ręka wystrzeliła ku górze.
Rozejrzałam się wokół. Sara posłała mi znaczące spojrzenie. W jednym momencie nieco sceptycznie kiwnęłyśmy głowami, natomiast Taylor zachichotała. Kyle chyba dostał dzisiaj rano rózgę, bo był dziwnie grzeczny i spokojny.
- Eee... mam pytanie. - zaczęłam, ale Cher patrzyła całkiem w innym kierunku i podrygiwała nogą.
- Mmmhmm...
- Słuchaj, bo... na widowni jest dzisiaj pewna dziewczynka, i... pomożesz mi spełnić jej marzenie? - zapytałam, a brunetka jakby ocknęła się ze świątecznego transu i spojrzała na mnie.
- Mianowicie?
-Mogę pod koniec wziąć ją na scenę? A jeśli nie, to na backstage?
- Jasne. Tylko żeby nie przeszkadzała w układach. No i w takiej sprawie, przekaż jeszcze komuś, żeby kogoś wziął. Niech będzie więcej dzieci, a nie tylko jedno. - mrugnęła do mnie okiem i wyprostowała się, jakby strzelił ją piorun, bo rozległa się muzyka.
 Wszyscy tancerze napięli mięśnie, wzięli głębokie oddechy, choć powietrze było bardzo mroźne, i wybiegli na scenę, po drodze przybijając piątkę z Cher.
 Stanęłam jak zwykle w pierwszym rzędzie i według wyuczonego już, układu tanecznego, zaczęłam tańczyć, przyglądając się wspaniałym dekoracjom wokół sceny i widowni.
Ogromny na 20 metrów, dmuchany, Święty Mikołaj, trzy wielkie, przystrojone choinki, wszędzie czerwone ozdoby...
Przypominając sobie o danej obietnicy, spoglądnęłam na widownię, uważnie ją przeszukując.
 Waliyha z wielkim uśmiechem opierała się o barierkę, badając każdy ruch tancerza, obserwując wszystko bardzo dokładnie. Za nią stał Zayn, wyglądający jak Bóg z tym swoim kokieteryjnym uśmiechem i spojrzeniem, skierowanym na mnie. Obok niego stał Lou, śmiejąc się z czegoś i trzymając rękę na ramieniu Liama. Harry stojący nieco za Liamem, był jakiś posępny, ale cały czas rozglądał się na boki. Poszłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam... Nialla. Olaf, Adrian i Megan stali całkiem niedaleko.
 Poczułam, że tracę równowagę, jednak w ostatnim momencie przytrzymałam się Alexis, stojącej obok. Całe szczęście, że staliśmy w małych od siebie odstępach.
Muzyka nieco zwolniła tempa, a na scenę wyszła Cher. Zaśpiewała swoje mocne, trzy kawałki, po czym zrobiła krótką przerwę, unosząc rękę w górę w stronę operatorów. Muzyka się zatrzymała, a brunetka zbliżyła mikrofon do ust, melodyjnie wołając.
- Wesołych Świąt! - według planu całego koncertu, muzyka powinna rozbrzmieć od razu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Spojrzałam po tancerkach w pierwszym rzędzie. One również wyglądały na zdziwione, jednak cierpliwie czekały na rozwój zdarzeń.
Nagle dało się słyszeń dziwny dźwięk, jakby przekłucie ogromnego balona i ścięcie lin. Światła zamigotały kilkukrotnie.
To było uczucie, jakby wszystko się na chwilę zatrzymało, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. To tylko głupi sen, zaraz się z niego wybudzę... Zacisnęłam mocniej powieki, ale ogromny ryk jaki nastąpił sekundę później, kazał mi je otworzyć. Krew podeszła mi do mózgu, który nagle zaczął myśleć racjonalnie.
Ogromny Mikołaj spadał wprost na scenę. Ludzie w panice przepychali się spod sceny, byle jak najdalej od pola, w które miała upaść dekoracja. Tancerze zerwali się i pobiegli do szatni, jednak ja dalej stałam na swoim miejscu. Ale nie tylko ja. Cher również wszystko obserwowała.
Nagle jakby wszystko wróciło do normy. Nie było już spowolnionego tempa, a krew wróciła do swojego naturalnego biegu. Ożywiłam się, podbiegłam do piosenkarki i chwyciłam ją za rękę, ruszając w stronę zejścia ze sceny.
Gdy tylko weszłam na schodki, Mikołaj rąbnął o scenę z głuchym rykiem.
5 minut później wszyscy byli już bezpieczni. Oddychając głęboko, z rękami na głowie, chodziłam w tą i z powrotem, sprawiając, że deski skrzypiały niemiłosiernie. Czy zdążyli uciec? ...
Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu, więc ze strachu podskoczyłam w miejscu. Złapałam się za serce i odwróciłam się, stając twarzą w twarz z Cher.
- Dziękuję. Zginęłabym, gdyby nie ty. - szepnęła, a następnie przytuliła mnie mocno.
- Nie ma za co. Każdy zrobiłby to na moim miejscu. - rzekłam rozdygotanym głosem.
Cher rozluźniła uścisk, a następnie spojrzała na mnie podejrzliwie, czytając każdą emocję z moich oczu.
- Czym się martwisz?
Przełknęłam głośno ślinę, choć gardło miałam całkowicie zaschnięte.
- Ktoś był.. Kim była ta dziewczynka? - zapytała brunetka, dostając coś na kształt olśnienia.
- Moja, mała... przyjaciółka. - odpowiedziałam zachrypniętym głosem, a kolana niemal się pode mną ugięły.
Nie zwracając już większej uwagi na Cher, ruszyłam w stronę swojej torby.
Wywaliłam wszystkie ciuchy na ziemię, w poszukiwaniu jednej ważnej rzeczy. Przewróciłam niemal wszystko na drugą stronę, jednak wciąż jej nie znalazłam. Czułam na sobie wzrok Taylor i Sary. Co jak co, ale musiało ty wyglądać.. Dziwnie.
- Kierwa...- zaklnęłam pod nosem.
- Co jest? - teraz Sara już w pełni wykazała zainteresowanie tym, co robię.
Wyprostowałam się i z mocno bijącym sercem spojrzałam na czerwonowłosą.
- Ktoś ukradł mi telefon.. - mruknęłam.
Jej reakcja była natychmiastowa. Wyciągnęła z kieszeni swoją komórkę, chwyciła moją rękę i niemal włożyła mi ją w dłoń, puszczając oczko.
- Nie martw się, na pewno nic im się nie stało. - odezwała się Taylor.
Wysiliłam się na uśmiech i spojrzałam na telefon Sary. Wystukałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha. Z każdym sygnałem serce biło co raz mocniej, jakby oszalało.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Zayn? Wszystko w porządku? - zapytałam nerwowo.
- Tak, tak, nic się nie stało. A ty? Jesteś cała? - wraz z jego słowami, odetchnęłam i usiadłam na miejscu zrzuconej wcześniej torby.
- Nic mi nie jest, ale ktoś ukradł mi telefon. A Waliyha? Chłopcy? - dopytywałam, z maską zamiast twarzy.
- Wszyscy cali, nic nam nie jest. - uspokoił mnie Zayn. - Ale.. dlaczego to się zawaliło?
- Jeszcze nic nie wiem.. Daj mi swoją siostrę, proszę.
- Ok... - mruknął i przekazał telefon małej księżniczce.
- Tak? - usłyszałam głos brunetki.
- Mała, wszystko git?
- Tak, uciekliśmy. Ja, Zayn i Niall siedzimy w samochodzie. - rzekła normalnym tonem. - A co z tobą?
- Nie martw się o mnie. Niall? Dlaczego? Myślałam, że pojedzie z chłopakami... - zmarszczyłam brwi.
- Nie mógł ich znaleźć w tym całym tłoku...
- A wiesz może co z moim bratem?
- Widzieliśmy go, nic mu nie jest.
- Całe szczęście. Poczekacie na mnie? Za 5 minut będę, tylko się przebiorę.
- Jasne. Pa! - pożegnała się i rozłączyła połączenie.
Odsunęłam telefon od ucha i zamknęłam oczy.
Nic im nie jest.. są bezpieczni..
- Chłopcy, dziewczęta słuchajcie. - usłyszałam głos Cher - Koncert jest odwołany, Mikołaj narobił za dużo szkód, ogarnięcie tego wszystkiego zajmie czas przynajmniej do jutra, ale... Wszyscy zostaliśmy zaproszeni na jutrzejszą imprezę.. Ktoś ujął, że to będzie jakiś uroczysty, świąteczny bankiet, więc... ubierzcie się ładnie. Nie dostałam informacji gdzie i o której, ale dam wam znać jutro rano, jak tylko się dowiem. - zrobiła krótką przerwę, jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiała. - Cieszę się, że jesteście cali. Możecie iść. - powiedziała, odwróciła się, posyłając ostatni uśmiech i wyszła.

*

Otworzyłam drzwi samochodu drżącymi rękami, ściągnęłam torbę i wsiadłam, kładąc ją na kolanach. Radio było włączone, a leciała właśnie piosenka Michaela Jacksona. Spojrzałam najpierw na Zayna, później na Waliyhę, a następnie na Nialla. Blondyn wpatrywał się tępo w okno. Od jego niebieskich oczu odbijało się szare i ponure niebo... Chciałabym, żeby coś powiedział.. cokolwiek...
- Nikomu się nic nie stało? - wyrwał mnie z myśli głos Zayna. Westchnęłam cicho i zwróciłam wzrok ku niemu. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Całe szczęście, że wam nic nie jest. Ale wciąż martwi mnie to, że ktoś miał wstęp do naszej szatni i ukradł mi telefon. Nigdy coś takiego nie miało miejsca. - powiedziałam niemal na jednym wydechu i spojrzałam przed siebie.
- Ktoś ukradł ci telefon? - usłyszałam zdziwiony głos Nialla za sobą.
Zamarłam na chwilę, zdając sobie sprawę jak dawno nie słyszałam jego głosu. Przez krótką chwilę wydawało mi się, że to po prostu wytwór mojej wyobraźni.. chorej wyobraźni... bo tak bardzo chciałam go usłyszeć.
- Tak. - potwierdziłam, nieco zachrypniętym głosem.
Ta krótka wymiana kilka słów nie była nadzwyczajna, ale jednak miała miejsce. Odezwał się do mnie, nawiązał ze mną jakiś kontakt...
Nie ma to jak głupia świadomość, która wmawia własnemu rozumowi jakieś wymyślone rzeczy.
Nie zauważyłam nawet, kiedy Zayn odpalił silnik i znaleźliśmy się w sznurku do wyjechania z parkingu.
- Jak się podobało, mała? - odwróciłam głowę ku Waliyhi.
- Było genialnie. Szkoda tylko tego, co się stało. - uśmiechnęła się, choć wyglądało to jak grymas.
Nagle do Nialla zadzwonił telefon. Poszamotał się chwilę z kurtką i odebrał dobijające się połączenie. Wyglądało na to, że rozmawiał z kimś ważnym. Po skończonej rozmowie natychmiast zwrócił się do Zayna.
- Jesteśmy zaproszeni na jutro na jakiś bankiet świąteczny.
- O której? - zapytał Zayn, nie odrywając wzroku od drogi.
- Na 19. - odpowiedział, a w jego tonie było zero emocji.
- Paul dzwonił?
- Yhhmmm... - mruknął Nialler.
I tyle. Żadnej innej rozmowy nie udało się nikomu nawiązać dopóki nie podjechaliśmy pod mój dom.
- Przyjedziecie na kolację, prawda? - zapytałam Zayna. Kątem okna zobaczyłam, jak błyskawicznie Niall zareagował na słowo o jedzeniu.
Brunet kiwnął głową i uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam to, pożegnałam się krótkim ,,Cześć!" i wysiadłam z samochodu.

*
- Olaf, chodź tu! - starałam się przekrzyczeć brata, który tańczył i śpiewał w salonie w czapce świętego mikołaja. - Olaf! - wydarłam się, aż poczułam piekący ból w gardle.
Przybiegł szybciej, niż się po nim spodziewałam.
- Zanieś to, zaraz przyjdą. - podałam mu dwa półmiski jedzenia i wskazałam na salon.
- Nie idziesz się przebrać? Zostajesz w tej sukience? - zapytał, unosząc brwi.
- A masz coś przeciwko? - spytałam z lekkim wyrzutem.
- Nie, nie.. śliczna jesteś, normalnie.. nie sory, nie potrafię kłamać. - zaśmiał się głupkowato i uciekł do salonu.
Pokręciłam głową i spojrzałam na zegarek, w momencie, w którym rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Prezenty poukładałeś tak jak mówiłam? - rzuciłam do brata i podeszłam do drzwi. Ten zrobił przerażone spojrzenie i uciekł na górę.
Ponownie pokręciłam głową i nacisnęłam klamkę.
Zayn, Louis, Harry, Liam.. wszyscy ubrani w czapki świętego mikołaja, śpiewający jakąś nieznaną mi angielską kolędę - coś bezcennego.
Obładowani prezentami, przekroczyli próg i ściągnęli płaszcze i buty. Dopiero teraz zauważyłam, że przyszedł również Nialler.
- Wesołych Świąt. - mruknął, kiedy chłopcy poszli do salonu, ja zamykałam drzwi, a on ściągał buty.
- Nawzajem. - uśmiechnęłam się na krótko i ruszyłam w stronę kuchni.
W ciągu 20 kolejnych minut Lou rozpakował część swoich prezentów, Niall wyjadł prawie wszystkie krokiety, Liam nauczył barszcz jak nie wyparowywać oraz przyszli Adrian i Megan.
- Kto chce herbaty? - zapytałam, głaszcząc się po olbrzymim brzuchu.
- Ja poproszę. - powiedział Niall, równocześnie z Liamem i Adrianem.
 Wstałam z krzesła i zabierając kilak pustych talerzy, poszłam do kuchni. Kątem oka zobaczyłam, że Zayn również wstał.
- Pomogę ci. - usłyszałam za sobą, kiedy wkładałam naczynia do zmywarki.
Posłałam mu jeden ze swoich firmowych uśmiechów i oprałam się o blat, wcześniej nastawiając wodę w czajniku.
- Czymś się martwisz? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Nie, nie.. cieszę się, że nic się dzisiaj złego nie stało. I chyba pierwszy raz od wielu lat poczułam magię świąt. - uśmiechnęłam się pod nosem.
Malik zbliżył się do mnie i pogładził mnie po włosach. Spojrzałam wprost w jego czekoladowe oczy i wystarczyła chwila, a całą mnie pochłonęły.
- Jesteś taka wspaniała.. - wyszeptał i jeszcze bardziej się zbliżył.
Zamknęłam oczy i następne co poczułam, to smak jego ciepłych, miękkich ust...


____________________________________________________________

Nie wiem co by wam tutaj nabazgrać...
Trochę świątecznie się zrobiło, no ale.. :D
Co sądzicie o Take Me Home? *.*
Jezu.. tak wiele się wydarzyło, a ja jestem z nich tak niesamowicie dumna...
No i pytanie : ciągnąć to dalej? Pisałam ten rozdział z dobry tydzień, starałam się wszystko dopiąć na ostatni guzik i.. wyszło? :)
Aa i jeszcze jedno... Zostawcie mi gdzieś w komentarzu lub na Twitterze swoje namiary, jeśli chcielibyście być informowani, bo całkiem się w tym wszystkim pogubiłam :)
Wiśnia :D





Nowa ... zasada?
3 komentarze = nowy rozdział :)
Myślę, że to nie dużo, a każdy może skomentować, przy odrobinie chęci. Nawet jedno słowo wystarczy. Dla ciebie to kilka kliknięć, a dla mnie? Olbrzymi kop w dupę i motywacja do szybszego pisania rozdziałów :)


środa, 7 listopada 2012

Powrót?

Cześć.. no dobra, wiem, że niektóre mają ochotę na mnie nakrzyczeć, ewentualnie zabić :)
Mam okropny nawał obowiązków i to prawdopodobnie jedyny wytłumaczalny i prawdziwy powód mojego zniknięcia bez wyjaśnień.
ALE...Ostatnio znalazłam czas by coś naskrobać.. co mnie zdziwiło, bo został tydzień do próbnych...
Pytaniem jest... Czy chciałybyście mojego powrotu? Chciałybyście wciąż czytać historię Cherry i idiotów w Londynie? Chciałybyście... dobra, nie potrafię zrobić nawet durnego napięcia.. mniejsza o to.
Więc jak? Jesteście na tak, czy nie? :)
Wiśnia :D
                                                                                         ONI NAS KOCHAJĄ *.*