Wiśnia :)
__________________________________________
- Chyba żartujesz !
Przewróciłam oczami i złapałam go za dłoń. Wzięłam głęboki oddech i rzekłam uspakajającym tonem :
- Całe życie jedziemy na jednym. Nie sądzisz, że czas się rozdzielić, ustatkować? Zacząć typowe, dorosłe życie?
Olaf spuścił głowę, kciukiem gładząc wierzch mojej dłoni. Cicho westchnął.
- Nie wraca do Polski, będzie mieszkała niedaleko, zawsze możesz ją odwiedzić. Nie opuszcza cię na zawsze. - odezwał się Zayn, siedzący obok mnie. Olaf podniósł głowę, a widząc uśmiech Malika, trochę się rozluźnił.
- Ale na razie nie chcę być wujkiem. - palnął bez namysłu mój brat.
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, a Zayn i Olaf się zaśmiali. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc szybko poszłam je otworzyć. Na tych śmierdzących leni nie można było liczyć.
- Cześć! - szeroko uśmiechnięta, piękna Danielle przekroczyła próg mojego domu i krótko mnie uściskała.
- Dobrze, że jesteś, bo właśnie miałam iść się pakować. - wyszerzyłam się do brunetki, ściągającej kurtkę.
Rzuciła mi krótkie, ale mordercze spojrzenie. Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę schodów.
- Dzwoniłaś do Cher? - zapytała Dan, idąca tuż za mną.
- Tak. - odpowiedziałam, wchodząc do mojego pokoju.
- I? - odwróciłam się w stronę brunetki, która na twarzy miała wypisaną pytającą minę.
- Była trochę zła, ale na całe szczęście wyrozumiała. Dopiero w poniedziałek ruszymy z nagraniem.
Danielle westchnęła, ale zaraz uśmiechnęła się życzliwie.
- Jeśli jeszcze dzisiaj chcesz się wyprowadzić, to musimy zacząć to ogarniać. - machnęła ręką w stronę kartonów stojących przy szafie.
- Co racja to racja. - mruknęłam i rozsunęłam drzwi szafy.
- O żesz... Ile ty masz ciuchów! - złapała się za głowę.
Zaśmiałam się krótko i chwyciłam za kilka wieszaków. Położyłam je na łóżku i powoli zaczęłam składać wszystkie sukienki i marynarki. Dan zabrała się za swetry.
- A to co? - zapytała po 15 minutach.
Spojrzałam na nią, zza jednego z kartonów. W dłoni trzymała jakiś papierek, przyglądając się mu z uśmiechem. Podniosłam się z kolan i podeszłam do niej. Podała mi małe zdjęcie. Przypatrzyłam mu się dokładniej.
Przedstawiało mnie i Zayna. Spaliśmy razem na sianie, przytuleni do siebie, uśmiechnięci... Jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, ale... zakochani.
- To było wtedy, gdy poprosił mnie, żebym pomogła mu poszukać jego siostry. Wróciłam z randki z Niallem, a on spał na schodach pod moim domem. Zgubiliśmy się gdzieś pod Londynem i spędziliśmy noc w jakiejś stodole. Właściciele nie byli zbyt zadowoleni. - rzekłam, mając ochotę się zaśmiać.
Schowałam zdjęcie do tylnej kieszeni spodni i znów zabrałam się za składanie ciuchów do kartonów.
- To prawda, że nie musicie się już dłużej ukrywać? - zapytała Danielle, siadając na łóżku i chwytając za sweter, który miałam na sobie w tamtą noc.
Pokiwałam głową w potwierdzeniu. Powoli skurcz zaczął łapać moją szczękę od ciągłego uśmiechu.
- A ty? Jak się czujesz? W ogóle, opowiedz mi, jak się oświadczył! Nikt nie chciał mnie wtajemniczyć tak na prawdę. - rzekłam z udawanym smutkiem.
- Poprosił mnie, żebyśmy wyszli do ogrodu, bo jak powiedział, musiał się przewietrzyć. Wszędzie były świece i płatki róż. Nawet w basenie. Było magicznie. Złapał mnie za rękę i poprowadził na drugą stronę ogrodu. Był tam ogromny koszt kwiatów. Wskazał mi miejsce przy płocie i powiedział, że jeśli przeciągnę kosz w tamto miejsce, coś się stanie. Bez namysłu zrobiłam co kazał. Z basenu wypłynęło jakieś małe pudełko. Potem zauważyłam, że płatki kwiatów unoszące się na wodzie, tworzą napis ,,Kocham Cię". Boże, mam ciarki, jak ci o tym mówię! No ale.. wyciągnął pudełeczko, uklęknął na jedno kolano, a ja myślałam, że wykorkuję. Spojrzał na mnie tak jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Z taką intrygą i kokieterią. Powiedział... uwierz, zapamiętałam co do słowa. Powiedział ,,Jestem ogromnym szczęściarzem, że mogę tańczyć z tobą w parze każdego dnia. Chciałabyś być moją partnerką do tańca życia już na zawsze?"
Podskoczyłam w miejscu, wydając z siebie cichy pisk. Podeszłam szybko do Danielle i ją uściskałam. Dziewczyna starła z policzka samotną, szczęśliwą łzę i uśmiechnęła się szeroko.
Usłyszałyśmy pukanie, a chwilę potem głowa Zayna zawisła między framugą a drzwiami.
- Mogę? - zapytał, unosząc jedną brew w górę.
- Pewnie. - powiedziałam, podchodząc do niego bliżej, gdy zamknął za sobą drzwi.
- Cześć Dan.
- Cześć Malik.
Obydwoje cwaniacko się do siebie uśmiechali, chwilę też, walczyli na spojrzenia. Zrobiłam pytającą minę, kompletnie nie wiedząc o co chodzi.
- Jadę do siebie, pomogę załadować wszystkie moje rzeczy do ciężarówki i przyjadę tutaj. Będę za jakąś godzinę. - powiedział, patrząc już na mnie - jak zwykle, z uczuciem.
- Ale ja nie dam rady w godzinę! - rzekłam usprawiedliwiającym się tonem.
- Musisz. - chwycił moją twarz w dłonie. - Danielle ci pomoże, dasz radę. - cmoknął mnie krótko i wyszedł, rzucając krótkie ,,Pa!".
Westchnęłam i znów zabrałam się za pakowanie. Tym razem nie ciuchów, a różnych, małych pierdółek. Jakieś ramki ze zdjęciami, budziki (tego było najwięcej!), kosmetyczki, torebki czy tego typu rzeczy.
- A w ogóle... Co to był za wzrok? - zapytałam Dan, już po jakimś czasie, wspominając niedawno zaistniałą sytuację między nią a Zaynem.
- Nie przejmuj się. Nie musisz być zazdrosna. - mrugnęła do mnie okiem.
- Jednak chciałabym wiedzieć. - odburknęłam.
- Po prostu wczoraj w nocy wzięłam go za Liama, było ciemno. - wzruszyła ramionami, wkładając moją biżuterię do kartonu.
- I ? - dopytywałam. Spojrzała na mnie dziwnie.
- Do niczego nie doszło. - uspokoiła mnie. Ale zaraz opuściła wzrok.
Czyli mam do pogadania z Zaynem....
Malik przyjechał do mnie dopiero o 15. Ale i tak nie spakowałam wszystkiego. Latałam po całym domu, nie dawałam spokoju Olafowi, który w ogóle mi nie pomagał, a Danielle tylko się śmiała.
- Chodź już. Zawsze możesz wrócić. - mówił Zayn, stojący w progu.
Kilku ludzi powoli kończyło wynosić już kartony, a ja biegałam cały czas w dresach, z pojedynczymi rzeczami w dłoniach.
- Ale no.. - stanęłam z rozwartymi rękami i machałam głową we wszystkie strony, zastanawiając się co jeszcze.
Mulat podszedł do mnie, zabrał mi prostownicę i łyżkę z rąk, położył na komodzie i chwycił mnie za dłonie.
- Uspokój się w końcu! - zaśmiał się.
Poczekał chwilę, próbując dotrzeć tym swoim przeszywającym stworzeniem chyba do mojego serca. Tak tak, rozpłynęłam się. Westchnęłam i uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Poczekał, aż założę buty, chowając wcześniej trzymane przeze mnie rzeczy do pierwszego lepszego pudła. Olaf cały czas stał oparty o framugę drzwi do salonu. Podeszłam do niego i pogładziłam go po ramieniu, uśmiechając się pocieszająco.
- Dbaj o siebie. - powiedziałam cicho, chowając się w jego ramionach.
- Ty też. - odpowiedział nieco chrapliwym głosem, gładząc mnie po włosach.
Odsunęłam się od niego, posłałam ostatni uśmiech i odwróciłam się do Zayna, stojącego przed wyjściem. Chwycił mnie za dłonie i razem wyszliśmy z domu. Stanęliśmy przed bagażnikiem jego samochodu, wkładając ostatni karton i torbę. Nagle przestałam wszystko widzieć, przed oczami zrobiło mi się po prostu czarno.
- Ej, co jest!
- Shhh... Spokojnie, to konieczne. - uspokoił mnie szeptem. Przeszły mnie ciarki, ale mniejsza o to.
- Zawiązałeś mi przepaskę na oczy, nie czuję się bezpiecznie. - mruknęłam.
Zaśmiał się cicho, pomagając mi wsiąść do auta.
- Ze mną zawsze jesteś bezpieczna. - powiedział, odpalając silnik.
Jechaliśmy 10 minut w ciszy. Postanowiłam ją przerwać, bo gdy nic nie widziałam, nie lubiłam nie rozmawiać.
- Nie wierzę, że to robimy. - rzekłam. Byłam pewna, że na mnie spojrzał.
- Dlaczego? - zapytał ze spokojem.
- To... szalone. Jeszcze wczoraj byłeś z Perrie, a dzisiaj zamieszkasz ze mną.
- Więc o tym myślisz... - mruknął. - Ja się nie przejmuję i chciałbym, żebyś zrobiła to samo. - powiedział, kładąc swoją dłoń na moim udzie.
- No dobrze... - i znów kilka minut ciszy.
- Przyjedziemy, obejrzysz dom i wieczorem zabieram cię na randkę. Taką normalną, zwykłą randkę. - zapowiedział zadowolonym tonem. Zaśmiałam się krótko.
- Skąd wiesz, że się zgodzę?
- Ej ej, bo dzisiaj będziesz spała pod mostem albo w garażu. - wyczułam, że podniósł palec w górę.
Znów salwa śmiechu. Chwilę potem zatrzymał auto, wyłączył silnik, wysiadł i pomógł to samo zrobić mnie. Objął mnie od tyłu w ten sposób, że trzymał mnie za ręce, pomagając iść. Otworzył furtkę i zatrzymał się.
- Gotowa?- zapytał cicho. Moje ciało znów zareagowało na jego głos ciarkami.
- Tak. - odpowiedziałam, siląc się na spokój, chociaż miałam ochotę krzyczeć.
Delikatnie odwiązać przepaskę i ściągnął ją z moich oczu.
- To ma być dom!?
Niall
Uśmiechnąłem się, patrząc na mój nowy dom. Ciężarówka, której kierowcy zapłaciłem chwilę wcześniej, odjechała. Westchnąłem i schyliłem się z zamiarem zabrania ostatniego kartonu - ze szklanymi rzeczami. Jednak coś mi przeszkodziło... lub ktoś.
Dziewczyna, chuda blondynka z lekko kręconymi włosami, nie zauważyła pudła i upadła boleśnie na chodnik. Dało się słyszeć dźwięk tłuczonego szkła. Skrzywiłem się i natychmiast schyliłem się, by pomóc dziewczynie.
- Nic ci nie jest?- zapytałem, gdy przewróciła się na plecy.
W odpowiedzi syknęła w bólu i usiadła, zginając kolano... które krwawiło. Blondynka niemal natychmiast zbladła. Miała na sobie szarą bluzę, krótkie spodenki i buty do biegania.
- Chodź. - objąłem ją od tyłu i powoli pociągnąłem w górę. - Pomogę ci.
Wolnym krokiem zaprowadziłem dziewczynę do domu. Ścieżka była długa i kręta, przechodząca przez ogromny ogród, zajęło to więc sporo czasu. Weszliśmy po schodkach, przeszliśmy przez próg domu i ,znów długa, droga do kuchni, znajdująca się na końcu korytarza. Usadowiłem dziewczynę na krześle i dorwałem się do kartonu, w którym schowałem całą apteczkę.
Starałem się jak najdelikatniej owinąć kolano dziewczyny, jednak co chwilę syczała z bólu.
- Gotowe. - uśmiechnąłem się pocieszająco, patrząc na swoje dzieło.
Byłem poniekąd dumny, bo moje umiejętności medyczne ograniczały się do zera. Awansowałem na wyżyszy poziom!
- Chcesz coś do picia? - zapytałem uprzejmie.
Blondynka w odpowiedzi tylko kiwnęła głową i przetarła się dłonią po czole. Nalałem do szklanki wody i podałem poszkodowanej.
- Dziękuję. - mruknęła, patrząc się w kafelki. Miała charakterystyczny, nieco zachrypnięty głos. Zastanawiałem się, gdzie ukrytą ma tą twardość brzmienia w takim małym ciałku. Była strasznie chuda. Przeszyłem ją dokładnie wzrokiem i nagle serce zaczęło walić jak młotem. Byłem pewny, że się zarumieniłem.
- Poczekasz tu chwilę? Muszę... coś sprawdzić. - powiedziałem nerwowym tonem.
Znów kiwnęła głową. Upewniłem się, że zrozumiała i podniosłem się z kolan. Wyszedłem z kuchni i biegiem puściłem się do łazienki.
Spojrzałem w lustro i sprzedałem sobie dość siarczysty policzek. Przemyłem twarz wodą i wbiłem wzrok w swoje odbicie.
- Nie ma mowy Horan, nie możesz się zakochać, nie teraz... - powiedziałem do siebie.
Przetarłem twarz ręcznikiem i wziąłem głęboki oddech. Wyszedłem z łazienki i stanąłem w progu kuchni. Już miałem otworzyć usta, by coś powiedzieć, ale... Nie było jej.
Zaglądnąłem dosłownie wszędzie. Każde piętro, każdy pokój, ogród... Zniknęła. Ponownie wszedłem do kuchni. Nalałem soku do szklanki i usiadłem przy stole. Dopiero gdy odłożyłem napój zauważyłem, że na blacie leży kartka, na której stała druga, pusta szklanka. Szybkim ruchem dłoni przysunąłem do siebie papier, na którym widniało cienkie, pochyłe pismo.
Zapisała swój numer telefonu i ,,Dziękuję".
Nic więcej. Nawet imienia.
Harry
- To gdzie mnie wieziesz? - zapytała po raz kolejny.
- Po co cały czas pytasz, skoro dokładnie wiesz, że i tak ci nie odpowiem, a jak dojedziemy, to się dowiesz? - powiedziałem wolno składając sylaby.
Megan prychnęła i oparła się o siedzenie. Uśmiechnąłem się zadowolony z siebie, że jestem w stanie utrzeć jej nosa.
- Czekaj... Czy to nie jest ta droga do domu twojej babci? - zapytała, podnosząc się i przyklejając nos do bocznej szyby.
Chwilę potem zaparkowałem auto na podjeździe, który został odnowiony jakiś czas temu. Megan natychmiast wysiadła i z otwartą buzią wpatrywała się w dom, który był niegdyś ruiną. Był.
- Coś ty zrobił!? - zapytała, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
Podszedłem do niej od tyłu i przytuliłem ją, kładąc brodę na jej ramieniu.
- Dzień dobry panie Styles! - krzyknął do mnie jeden z robotników, malujący zewnętrzne ściany domu. Odkrzyknąłem to samo, uśmiechając się szeroko.
- Nie jest skończony, więc... Gdzie będziesz mieszkał? - zapytała Megan, patrząc na mnie kątem oka.
- I tak jadę w trasę. Rzeczy mogą zostać w starej wilii.
- A kiedy zamieszkasz tutaj? - dziewczyna odwróciła się do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Dopiero w lipcu. Jak skończymy trasę. Tylko jeszcze nie wiem kiedy dokładnie. Bo jak skończymy, to chcemy sobie zrobić małe wakacje. Nie wiem czy przed nimi czy po nich zamieszkać tutaj. - uśmiechnąłem się do brunetki.
Ona krótko cmoknęła mnie w usta.
- Chodź, przejdziemy się. - powiedziałem cicho i złapałem ją za dłoń.
Ruszyłem w stronę rzeki. Tak jak kiedyś, gdy byłem tu z Ashley, odgarnąłem krzaki i puściłem Megan przodem. Usiedliśmy na starej ławce, obok siebie. Objąłem ją ramieniem i razem wpatrywaliśmy się w fale, które błyszczały się przez pierwsze, wiosenne promienie słońca.
Sytuacja, która była pomiędzy mną a Megan nabrała rozpędu i sensu dopiero wczoraj. Kiedy dzięki Cherry brunetka mogła uwolnić się od brata, wyrazić swoje zdanie, postawić się. Przez te kilka miesięcy od kiedy się znamy robiliśmy wszystko, by spotkać się w tajemnicy przed Adrianem. Czasami się nie udawało. Ale uczucie wzmacniało się z każdym dniem. Dlatego ...
- Jestem pewien, że muszę ci to powiedzieć. Że mogę, z czystym sumieniem to przyznać. Potrzebuję cię. Jesteś tą osobą, która dołączając do mnie, sprawiła, że razem tworzymy jedną, idealną całość. Nauczyłaś mnie być silnym, choć bez ciebie jestem tylko bezbronnym chłopcem. Sprawiasz, że jestem szczęśliwy. Wypełniasz mnie wszystkimi pozytywnymi emocjami... Kocham Cię. - mówiłem wolno i być może niezdarnie, ale... czy to nie wartość słów jest ważna?
Megan spojrzała na mnie.. z uśmiechem. Myślałem, że będzie zaskoczona. Dlatego popatrzyłem na nią z małym zdumieniem.
- Nie chcę kopiować twoich słów i wiem, że zabrzmi to teraz płytko i sztucznie, jeśli powiem, że mogłabym powiedzieć to w taki sam sposób. Ja też cię kocham Harry. - powiedziała cichym, ale pewnym siebie głosem.
Nie musiałem dłużej czekać. Oboje nachyliliśmy się do siebie i złączyliśmy nasze usta. A gdzieś nad nami, jakiś ptaszek radośnie zaćwierkał.
Zayn
- To ma być dom?! - powietrze rozdarł zaskoczony krzyk Marty.
Przestraszyła mnie, dlatego podskoczyłem w miejscu. Nagle Cherry wyrwała się z moich ramion i zaczęła chodzić w kółko, z rękami na głowie.
- O Boże, on jest... ale... o matko boska... przecież on.... ja... ale... ty... - jej wypowiedź była totalnie bez ładu i składu. W końcu stanęła na przeciw, wskazując na mnie palcem. - TY!
- Ja. - przedrzeźniłem ją. Choć nadal nie wiedziałem czy jej się podoba i bałem się jej reakcji, uśmiechnąłem się. Marta wzięła głęboki oddech.
- Zayn, ten dom jest cudowny. - powiedziała spokojnym tonem, uśmiechając się miło. Uniosłem brwi w górę.
- Na prawdę? Podoba ci się? - zapytałem podejrzliwie.
- No pewnie! - odpowiedziała trochę głośniej, przytulając się do mojego boku, tak, że staliśmy objęci, spoglądając na nasz nowy dom. Moim zdaniem, był nieziemski.
Chwyciłem Martę za dłoń i krętą ścieżką ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Wspięliśmy się po schodkach, a ja wyciągnąłem klucz z kieszeni spodni. Otworzyłem drzwi i schowałem metal z powrotem do kieszeni. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem.
- O mój święty Jezusie... - Marta zakryła twarz dłońmi.
Zaśmiałem się cicho i stanąłem za nią. Nim zdążyła się odwrócić, chwyciłem ją za nogi i już była u mnie na rękach. Objęła ramieniem moją szyję i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Moment jak z filmu. - powiedziała cicho.
- Moment in time, I'll find the words to say, before you leave me today. - zanuciłem cicho i przeszedłem przez próg domu.
Marta zeskoczyła mi z ramion, zamknęła drzwi i stanęła bardzo blisko mnie. Pogłaskała dłonią mój policzek, patrząc głęboko w moje oczy. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Poczułem nawet przyjemne dreszcze i... dziwne łaskotanie w brzuchu.
- Kocham Cię. - wyszeptała.
- I won't let these little things slip out of my mouth, but if I do it's you, oh it's you they add up to, I'm in love with you and all these little things. - ponownie zanuciłem.
Później złączyliśmy nasze usta w delikatnym pocałunku. A w moich uszach brzmiał tylko jej melodyjny śmiech.
No, Wisienko!
OdpowiedzUsuńWidzę, że idziesz w stronę sielankowych klimatów!
Z jednej strony mnie to cieszy, a z drugiej.. No, nie cieszę się, bo to oznacza koniec bloga.
No ale cóż, wracamy.
Znalazłaś kogoś Niallowi! No, szacun. Co prawda, ta dziewczyna jest podejrzana, no ale zapewne na końcu wszystko się ułoży.
Harry jaki romantyk... Zazdroszczę tej Megan! No i w ogóle, bardzo sympatyczna ta scenka.
No i Liam, który oświadczył się Dan.. Naprawdę, cudowne zareczyny.
No i jako WISIENKA na torcie - Zayn i Cherry! Przekochane to było! Najpierw rozmowa z Olafem, przeprowadzka.. No i ten idealny dom dla państwa idealnego. Cud, miód, malina.
Czekam na następny
Nie znalazłam spamownika :/ przepraszam, ale po pierwsze nie mam siły czytać 44 notek, po drugie zdecydowanie wole inny rodzaj muzyki :/
OdpowiedzUsuń1996r. Hogwart
Do Szkoły Magii i Czarodziejstwa zawitała profesor Umbridge.
Voldemort i jego Śmierciożercy zbierają siły.
Świat zawisł nad przepaścią.
Toczy się walka dobra ze złem.
Jak w tej sytuacji poradzi sobie Nelly Elev, wychowanica domu Lwa i Chris Nightwood ze Slytherinu?
Jedno jest pewne: nadchodzące miesiące będą egzaminem ich charakterów.
gdzies-tam-w-hogwarcie.blogspot.com
Tak sobie z ciekawości weszłam na twojego bloga, przeczytałam jeden rozdział i... bum. 2 dni i blog przeczytany :D
OdpowiedzUsuńahh Cherry uwielbiam twój styl pisania. Zachwycasz :)
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Zastanawia mnie fakt dlaczego nikt nie komentuje ;/
Buziaczki xxx
genialne ;) x
OdpowiedzUsuńMarta, baardzo cię przepraszam za to że wcześniej nie dodałam komentarza, nie wiem czemu ale rozdział przeczytałam już jak dodałaś :C
OdpowiedzUsuńWybacz !
Oczywiście genialny jak zawsze, bo co innego pisać? Kocham to opowiadanie i przeczytam je jeszcze raz :D
No więc.. to chyba tyle. ~Daria
słodziaki :D
OdpowiedzUsuńxoxo