Cześć ! To znowu ja :D
Nie wiem za bardzo, co powinnam tu napisać, chociaż wiem, że muszę...
Wiem, ze mało kto czyta posłowie, dlatego zrobiłam osobną notkę :)
Wyjeżdżam, więc nie będzie sensu tu zaglądać.
Tak jak w tytule : CO NAJMNIEJ dwa tygodnie :)
Nie będę miała jak pisać, tam, gdzie będę więc... będzie co nadrabiać jak wrócę.
Mam nadzieję, że spokojnie wypoczywacie sobie na wakacjach, leżąc plackiem na plaży :D
To właśnie zamierzam robić, więc wybaczcie, czy coś :D
Żegnam was, choć na krótko, ale żegnam :)
Wiśnia :D
wtorek, 14 sierpnia 2012
Part 33
Rozdział powstał dzięki Beth :) DZIĘKUJĘ ! Miłego czytania :)
______________
- Gdzie jesteśmy? - spytała Megan, otwierając oczy.
______________
- Gdzie jesteśmy? - spytała Megan, otwierając oczy.
- Za Londynem. Nie chciałem cię budzić... - powiedziałem, odpinając pas.
- Nie ma problemu... - ziewnęła przeciągle i szybko zasłoniła dłonią buzię. - Przepraszam. Jooj, ale mnie teraz wszystko boli... - przeciągnęła się i złapała za krzyż. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Wysiadaj, i tak jest już ciemno. - rzuciłem krótko i otworzyłem drzwi. Usłyszałem ciche prychnięcie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała ponownie, podchodząc do mnie bliżej.
Na dworze panowała typowa zimowa szarówa. Robiło się coraz chłodniej i ciemniej, jednak wciąż doskonale widziałem stary budynek, przed którym stałem. Wieczorna pogoda nadawała mu nieco mroczności, choć zastanawiałem się, czy to nie wina obrastającego go bluszczu, który wybujał przez tyle lat. Gdzie nie gdzie brakowało dachówek, pewnie przez porywisty wiatr. Pojawiał się tu dość często robiąc wiele szkód. Szyby w oknach były zakurzone, jeśli w ogóle w owych oknach były. To wszystko świadczy o tym, że budynek był opuszczony od wielu lat. Dom nie wyglądał przyjaźnie, a wręcz odrażająco. Jednak było w nim coś magicznego, co przyciągało wzrok.
Wsiadłem na chwilę do samochodu nie zamykając drzwi. Megan popatrzyła się na mnie wymownym, pytającym wzrokiem, lecz ja odpowiedziałem jej tylko delikatnym uśmiechem skierowanym w jej oczy. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i zapaliłem krótkie światła auta.
Teraz wszystko stało się bardziej wyraziste, ale nie straciło mrocznego posmaku, który ciągle przerażał Megan. Dziewczyna nerwowo oglądała dom, a ja z uczuciem przyglądałem się jej poczynaniom. Najpierw rzuciła tylko okiem na rozbite szyby i rozrzucone opiłki szkła,które ozdabiały chodnikowy mech. Później postawiła kilka kroków w przód - pewnie po to by przyjrzeć się co jest w środku zardzewiałego mieszkania. Niepewnie podszedłem do niej, obejmując w pasie. Zadrżała i lekko skierowała głowę ku mojej twarzy. Uśmiechnąłem się, by dodać jej otuchy i rzuciłem długie spojrzenie na dom, wzdychając przy tym krótko.
Wsiadłem na chwilę do samochodu nie zamykając drzwi. Megan popatrzyła się na mnie wymownym, pytającym wzrokiem, lecz ja odpowiedziałem jej tylko delikatnym uśmiechem skierowanym w jej oczy. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i zapaliłem krótkie światła auta.
Teraz wszystko stało się bardziej wyraziste, ale nie straciło mrocznego posmaku, który ciągle przerażał Megan. Dziewczyna nerwowo oglądała dom, a ja z uczuciem przyglądałem się jej poczynaniom. Najpierw rzuciła tylko okiem na rozbite szyby i rozrzucone opiłki szkła,które ozdabiały chodnikowy mech. Później postawiła kilka kroków w przód - pewnie po to by przyjrzeć się co jest w środku zardzewiałego mieszkania. Niepewnie podszedłem do niej, obejmując w pasie. Zadrżała i lekko skierowała głowę ku mojej twarzy. Uśmiechnąłem się, by dodać jej otuchy i rzuciłem długie spojrzenie na dom, wzdychając przy tym krótko.
- Kiedyś spędzałem tu każde wakacje. - odezwałem się.
Poczułem na sobie wzrok dziewczyny, więc zwróciłem głowę ku niej. W jej oczach widać było ciekawość ale i cień przerażenia. Chwyciłem jej dłoń i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Chodź. Wejdziemy tam. - rzekłem, ciągnąc ją za rękę w stronę zestarzałych, szarych drzwi wejściowych.
- Oszalałeś? - niemal krzyknęła Megan, zatrzymując się. Nasze dłonie rozłączyły się, przez co gwałtownie odwróciłem się w jej stronę.
- Nie bój się. Obiecuję, że nic się nie stanie. Obiecuję. - ostatnie słowo wyszeptałem jej wprost do ucha. Zacisnęła powieki i pokiwała głową, głośno przełykając ślinę.
Ponownie chwyciłem jej dłoń i pociągnąłem w stronę wejścia.Tym razem posłusznie poszła za mną.
Dotknąłem palcami zardzewiałej klamki i nagle, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, wszystkie wspomnienia powróciły.
Głośny dźwięk telefonu wyrwał ze snu małego chłopca. Rozchylił swoje wciąż senne powieki i podniósł się na łokciach, uważnie przysłuchując się głosom w pokoju obok.
- Nie możesz przyjechać Ray, Harry wciąż tu jest...
Zaintrygowany chłopiec, słysząc zdenerwowany głos babci, szybko wstał z ciepłego łóżka. Podkradł się na palcach do białych drzwi i uchylił je odrobinę, kucając. Ujrzał starszą kobietę w kwiecistej sukience, nerwowo przechadzającą się po skrzypiącej podłodze kuchni. Zniewalający zapach domowych muffinek uderzył w nozdrza 7-latka. Błogi uśmiech wstąpił na jego dziecięcą twarz, przez co rozmowa telefoniczna nie docierała do jego uszu. Ocknął się chwilę później, gdy zorientował się, że stracił kobietę z pola widzenia. Kroki jak i rozmowa ucichły, co zaintrygowało chłopca. Teraz już mógł się ujawnić. Podniósł się z kolan i szerzej otworzył drzwi. Przekroczył próg kuchni i rozejrzał się, w poszukiwaniu starszej kobiety, lecz nigdzie jej nie dojrzał.
- Babciu? - odezwał się, robiąc krok na przód.
Nie usłyszał odpowiedzi. Westchnął i podszedł do okna, opierając się o blat mebli. Zapach babeczek znów dał o sobie znać. Skierował wzrok w stronę ogromnego, fioletowego talerza, na którym znajdowały się ciastka. Uśmiechnął się lekko i wyciągnął rękę, że chwycić jedno.
- Zjesz je po śniadaniu, Harry. - usłyszał głos za sobą.
Odwrócił się gwałtownie, dostrzegając uśmiechającą się, starszą kobietę, ze splecionymi pod biustem rękami. Chłopiec odwzajemnił gest i przywitał się jak na wnuka przystało, podchodząc i wtulając się we wcześniej rozpostarte ramiona babci.
- Przygotować ci twoją ulubioną jajecznicę? - zapytała kobieta, rozluźniając uścisk. 7-latek uniósł głowę i kiwnął nią krótko, uśmiechając się szeroko.
Chłopiec dojadał właśnie drugą porcję śniadania, kiedy starsza kobieta ze zmartwioną miną usiadła obok niego, kładąc na stół kubek gorącej herbaty. Wystarczyło by wnuk rzucił krótkie spojrzenie, a już wiedział, że coś jest nie tak. Zanim jednak zdążył przełknąć jedzenie, babcia odezwała się pierwsza, wbijając wzrok w oczy ukochanego wnuczka.
- Ktoś mnie dziś odwiedzi. Nie masz nic przeciwko? - zapytała z troską, która biła z jej oczu.
Chłopiec w odpowiedzi pokręcił głową i wziął kolejną porcję wciąż ciepłej jajecznicy.
- Może mógłbyś... wybrać się gdzieś z Ashley? Dziś wyjątkowo słoneczna pogoda, a pani Shellday wspominała mi coś o wyjeździe... Weź kilka muffinek i zabierz ją w nasze ulubione miejsce, dobrze? - poleciła siwa kobieta, chwytając dłoń chłopca leżącą na stole.
- Czy coś się stało? - zapytał Harry, uprzednio przełykając jedzenie. Martwił się o ukochaną babcię, ponieważ przeczuwał, iż coś złego się dzieje. Nie chciał tego przegapić. Nie chciał, by dręczyły go wyrzuty sumienia, całe życie przypominając o popełnionym błędzie.
- Wszystko w porządku. Nie musisz się martwić Harry. - uspokoiła go babcia, pokazując swoje urocze dołeczki w uśmiechu.
Chłopiec wstał, uprzednio dziękując za posiłek i ruszył w stronę swojego tymczasowego pokoju. Założył w nieco inne ubrania niż na co dzień. Lubił Ashley i chciał wyglądać w jej oczach jak zadbany chłopiec. Nie przepadał za uczuciem wstydu, chyba jak każdy z nas. Uczesał włosy grzebieniem, i założył ulubione, granatowe trzewiki. Idealne do biegania, ale też elegancko wyglądające. Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, dodając pewności siebie. Wypuścił głośno powietrze z płuc i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę ogrodu, w którym aktualnie przebywała jego babcia. Położył malutką rączkę na parapecie, przyglądając się zza szyby starszej kobiecie, bujającej się w fotelu, specjalnie do tego przeznaczonym. Z daleka potrafił dojrzeć okładkę i tytuł książki, którą czyta. Wichrowe Wzgórza... Chłopiec cichutko otworzył na oścież drzwi, które oplatała biała firana. Koronkowy materiał zaplątał się o klamkę lecz Harry nie zwrócił na to uwagi i jednym susłem przeszedł przez próg. Stanął obok bujającej się kobiety, a kiedy zwróciła na niego swoją uwagę, uśmiechnął się, pokazując takie same dołeczki w policzkach, jakie ona posiadała.
- Wychodzę. Będę przed zmierzchem. - oznajmił i krótko uścisnął babcię.
- Gdyby mnie nie było, wiesz gdzie są klucze.
Delikatnie nacisnąłem klamkę, jednocześnie zaciskając powieki. Zacięła się w połowie swojej drogi co oznaczało, że drzwi są zamknięte. Otworzyłem oczy szeroko i niczym ślepiec, zacząłem jeździć dłonią po drzwiach, z których, przez upływ lat, odchodziła butelkowo zielona farba.
- Harry... - szepnęła Megan, rozłączając nasze ręce i kładąc swoją na moim ramieniu.
- Shh... - uciszyłem ją, gdy dojrzałem ogrodowego krasnala, pękniętego w pół.
Podszedłem do niego szybkim krokiem i jak za dawnych lat, uniosłem go w górę. Jego uśmiech był zadrapany, a oczy nie miały tej samej barwy jak kiedyś. Jedynie czapka wciąż pozostawała krwistoczerwona, mimo kilku uszczerbnięć.
Przewróciłem go do góry nogami i ujrzałem małe wgłębienie. Nie było widać dokładnie kształtu, przez mrok, jaki panował. Wymacałem je palcami, modląc się w duchu o brak złodziei w okolicy. W końcu moje palce natchnęły się na mrożące zimno. Zacisnąłem knykcie i wyciągnąłem mały, żelazny kluczyk. Podniosłem się z kolan i jak pod władaniem jakiegoś dziwnego zaklęcia, wsunąłem go do małej dziurki w drzwiach. Przekręciłem dwukrotnie, a drzwi, ku mojemu szczęściu, ustąpiły, skrzecząc przeraźliwie. Stanąłem w progu, wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i włączyłem latarkę. Obejrzałem się przez ramię.
- Idziesz? - zapytałem Megan, która nerwowo przegryzała palce. Wciąż była przerażona.
- Jesteś pewien, że jest bezpiecznie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, opuściła rękę i delikatnie zaglądnęła do wnętrza domu.
- Na pewno. Zaufaj mi i chodź. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
Głośno wypuściła powietrze z płuc i ją chwyciła. Przekroczyliśmy razem próg i zobaczyliśmy jeden wielki bałagan. Kurz jak i zapach starego drewna natychmiast uderzył do naszych nozdrzy. Uniosłem rękę z latarką i zatoczyłem nią okrągłe koło. Gdyby cofnąć się o kilka lat wstecz, wszystko byłoby takie samo... Obrazy wisiały idealnie równo, lecz przez szary kurz ledwo można było dostrzec namalowaną martwą naturę. Zrobiłem krok w przód, rozglądając się po dawnym salonie. Zielona sofa nasiąknięta starością stała na przeciwko kominka, przypominając o czasach, w których telewizor gościł tylko w bardzo bogatych domach. Niektóre figurki na półkach leżały, być może od ciężaru kurzu, jednak coś zmuszało mnie do myślenia, iż ktoś tu był... Przeszedłem do kuchni. Piec kaflowy był w stanie nie naruszonym... szafki kuchenne również stały na swoim miejscu, jedynie drzwiczki jednej z szafek wisiały na zawiasach. Na dębowym stole leżał duży, fioletowy talerz, z wygrawerowanymi literami, których cień można było dostrzec z tej odległości oraz jeden, mały widelec. Podszedłem szybkim krokiem, nie zważając na skrzypienie podłogi i chwyciłem talerz w jedną dłoń. Dmuchnąłem mocno, co było następstwem rozprzestrzenienia się kurzu. Teraz mogłem dokładnie przeczytać litery na naczyniu. Katherine & Ray. Podniosłem głowę, nie pozwalając łzom spaść w dół i odłożyłem talerz z głuchym stuknięciem. Ruszyłem do drzwi, które znajdowały się obok pieca i pchnąłem je mocno, jak gdybym uciekał przed czasem i śmiercią. Wspomnienia uderzyły mi do mózgu, gdy tylko spostrzegłem moje stare samochodziki, leżące na szafce nocnej, obok wąskiego łóżka. Był tam również pajacyk Sam, który babcia zrobiła mi własnoręcznie na 6 urodziny. Strzepałem kurz, z jego niebieskiej czapeczki i uniosłem go do mojego nosa. Jakaś dziwna magia utrzymywała ten sam zapach od tylu lat... Zacisnąłem mocniej powieki, schowałem zabawkę do tylnej kieszeni i wyszedłem z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Megan stała obok szklanych drzwi, prowadzących na taras. Podszedłem do niej wolnym krokiem i objąłem ją ramieniem, wpatrując się w żółto-szare liście, które okrywały gres.
- Cześć. - przywitała się grzecznie Ashley, delikatnie muskając ustami policzek chłopaka, który szarmancko opierał się o płot. Miała na sobie letnią sukienkę o barwie bladego różu, który podkreślał jej niebieskie oczy.
- Gotowa? Zamierzam ci dziś coś pokazać... - wyjawił, z tajemniczym uśmiechem. - Proszę, to dla ciebie. - wyciągnął ręce zza pleców, ukazując dziewczynie domowe muffinki z czekoladą zawinięte w papier.
- Dziękuję Harry. Czy to daleko? Muszę wrócić przed zmierzchem. - szatynka przegryzła wargę, patrząc koledze w oczy. Lubiła w nie zaglądać. Ich zieleń posiadała swoją własną magię, którą skrycie podziwiała. Chłopak ukazał swoje dołeczki w uśmiechu, unosząc wyżej mały pakunek. Dziewczyna chwyciła go w dłonie i odwdzięczyła się kolejnym już dziś pocałunkiem w policzek, dzięki któremu pojawiły się małe rumieńce na twarzy chłopca.
Ruszyli razem w stronę parku, z którego można było dojść do rzeki. rozmawiając się i śmiejąc. Właśnie to miejsce chciał jej pokazać. Wzbudzało uwielbienie swoją prostotą, jednocześnie posiadając swój czar.
- Czy to prawda, że wyjeżdżasz? - zapytał Harry, skręcając w jedną z uliczek.
- Tak, ale to jedynie dwa tygodnie. - odpowiedziała Ashley, patrząc na swoje urocze lakierki.
- AŻ dwa tygodnie! - poprawił ją chłopiec, wywołując jej melodyjny śmiech. - Co ja bez ciebie pocznę? - załamał teatralnie ręce.
- Na pewno znajdzie się chętny na nasze po południowe pikniki, nie martw się, Harry. Może... Może dobrym pomysłem było by sprowadzić tu Gemmę? - zasugerowała szatynka, rzucając chłopakowi krótkie spojrzenie.
- To świetny pomysł! - ożywił się natychmiast - Ale... Jest nad morzem. Wyjechała na obóz. - oznajmił Harry, podnosząc głowę i szacując, jak długa droga do przebycia im pozostała.
Ashley zamilkła. Nie miała pomysłu, jak pocieszyć przyjaciela, więc zdała się jedynie na śpiew ptaków, które dzisiejszego dnia były wyjątkowo rozgadane.
- Już prawie jesteśmy! - krzyknął Harry, na co szatynka natychmiast podniosła głowę.
Przez szatę drzew można było dojrzeć płynącą wodę, a poprzez śpiew ptaków, usłyszeć jej monotonny szum. Chłopiec jednak nie zamierzał iść prosto. Chwycił dłoń przyjaciółki i skierował się w najgęstsze krzaki, jakie rosły w tym parku.
- Harry, zadrapiemy się! - słusznie spostrzegła Ashley.
Chłopiec puścił tą uwagę mimo uszu. Znał sposób, by tego uniknąć. Schylił się i nadepnął na grubą gałąź rosnącego obok drzewa. Skutek był natychmiastowy. Wszystkie krzewy ugięły się pod siłą większej rośliny, ukazując tym samym wydeptaną dróżkę, prowadzącą prosto do rzeki. Harry podniósł się, jednak nie cofnął stopy i uśmiechnął się zachęcająco do zszokowanej przyjaciółki. Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, jednak po chwili ruszyła w stronę odkrytego przejścia. Chłopiec również się nie wahał. Cofnął stopę i odskoczył szybko, by nie dać się ubrudzić bądź podrapać. Krzaki jak i gałąź znów były na swoim miejscu. Zadowolony z siebie odwrócił się w stronę dziewczyny, stojącej na brzegu rzeki. Podszedł do niej i odważnie objął ją ramieniem. Zwróciła ku niemu głowę, uśmiechając się skromnie.
- Dziękuję, Harry. - szepnęła cicho.
Chłopiec uśmiechnął się pod nosem. Skierował wzrok w stronę małego koca, na którym często przysiadywał z babcią. Chwycił dłoń dziewczyny i poprowadził ją w miejsce przesiadywań. Dzieci wyciągnęły domowe muffinki z opakowań i smacznie się nimi zajadały. Pojawiły się nawet kaczki, proszące o kilka okruszków. Zafascynowana dziewczynka uśmiechnęła się szero wskazując chłopcu głodne ptaki. Harry natychmiastowo oderwał kawałek swojej muffinki i podzielił na pół, dając cząstkę Ashley, która odrazu rzuciła ją ptakom.
- Wiesz... Ashley... - mówił przeciągle i niezdecydowanym głosem. - Patrzysz na świat z takim oddaniem jakbyś była przyrodą, jakbyś była najpiękniejszym kwiatem w dłoni natury. - wydawało mu się, że powiedzenie czegoś od serca będzie najlepszym z możliwych pomysłów żeby utwierdzić dziewczynę w przekonaniu, iż mały Harry jest zdolny do uczucia jakim jest młodzieńcza miłość.
- Harry, to takie piękne...- zaszkliły jej się perłowe oczy.- Ale, nie dziw mi się, że jestem bardzo blisko otaczającego nas świata. Ja go kocham, możliwe, że ciebie też.- odwróciła głowę w inną stronę by uniknąć spojrzeń chłopca.
Jednak chłopiec mimo lekkiego różu na policzkach chwycił twarz Ashley i nie przeciągając pocałował drobne usta dziewczyny. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Przepraszam, ja muszę już iść, słońce zachodzi. - oderwała się od Harrego i patrzyła pusto w przestrzeń. Chłopiec się lekko zmieszał, ale po chwili chwycił rękę dziewczyny i oydwoje wstali biorąc reszte muffinek jakie im zostały.
Gdy Harry odprowadził dziewczynę pod same drzwi jej domu było już ciemno, ale zdecydował się iść dzielnie przez mrok. Miał niedużo do przejścia. Kilka minut szybkim marszem i był w domu, w którym nie paliły się żadne światła. Co jest podejrzane bo zawsze o tej porze starsza kobieta wychodzi na dwór by powspominać dawne młodzieńcze lata.Harry nerwowo poprawił koszulę, połykając przy tym głośno ślinę. Po cichu stawiał każdy krok kierując się do lekko otwartych drzwi. Gwiazdy wraz z księżycem oplatały światłem jego lekko pokręcone włosy. Był już na samym szczycie schodów kiedy usłyszał przeraźliwy krzyk kobiet. To była jego babcia- za dobrze znał dźwięk jej głosu by się pomylić. Siedmiolatek nie wiedział co ma zrobić w takiej sytuacji. Jego serce biło szybciej niż spadający grad z nieba. Jednak chłopiec mimo strachu jaki go ogarniał, wbiegł do mieszkania i niczym burza szukał babci krzycąc co siła w głosie.Znalazł babcie. Niestety jej skóra nie była już lekko różowa z przebarwieniami beżu, sukienka nie układała się jak zwykle i brakowało jej jednego buta. Co może sugerować, że walczyła. Harry szybko podbiegł do nieszczęśliwej duszy ze łzami w oczach badał co się stało. Zadawał sobie pytanie kto to mógł być i czemu akurat jego ukochana babcia.
- Harry, spójrz! - poiwedziała Megan do zamyślonego Harrego pokazując znaleziony, lekko zardzewiały i zakurzony medalik.
- Pamiętam to, należał do mojej babci. - wziął do ręki wartościowy przedmiot i schował go do przedniej kieszeni.
"Dzisiaj wracam do wspomnień, chodź to zamknęty etap i patrzę światu w twarz zamiast przed nim uciekać" - pomyślał Harold i skierował się w raz z Meg do wyjścia w ciszy.
Cherry, następny dzień.
Usłyszałam kolejny dziś, dźwięk roztrzaskanej bombki. Zacisnęłam powieki, modląc się w duchu, o moją ulubioną - czerwoną z zabawnym bałwanem. Stanęłam w progu salonu, przyglądając się zawziętym staraniom mojego brata.
- Olaf! Albo jesteś niedorozwinięty, albo z ciebie skończona pizda. - powiedziałam dobitnym tonem.
- Wychodzę. Będę przed zmierzchem. - oznajmił i krótko uścisnął babcię.
- Gdyby mnie nie było, wiesz gdzie są klucze.
Delikatnie nacisnąłem klamkę, jednocześnie zaciskając powieki. Zacięła się w połowie swojej drogi co oznaczało, że drzwi są zamknięte. Otworzyłem oczy szeroko i niczym ślepiec, zacząłem jeździć dłonią po drzwiach, z których, przez upływ lat, odchodziła butelkowo zielona farba.
- Harry... - szepnęła Megan, rozłączając nasze ręce i kładąc swoją na moim ramieniu.
- Shh... - uciszyłem ją, gdy dojrzałem ogrodowego krasnala, pękniętego w pół.
Podszedłem do niego szybkim krokiem i jak za dawnych lat, uniosłem go w górę. Jego uśmiech był zadrapany, a oczy nie miały tej samej barwy jak kiedyś. Jedynie czapka wciąż pozostawała krwistoczerwona, mimo kilku uszczerbnięć.
Przewróciłem go do góry nogami i ujrzałem małe wgłębienie. Nie było widać dokładnie kształtu, przez mrok, jaki panował. Wymacałem je palcami, modląc się w duchu o brak złodziei w okolicy. W końcu moje palce natchnęły się na mrożące zimno. Zacisnąłem knykcie i wyciągnąłem mały, żelazny kluczyk. Podniosłem się z kolan i jak pod władaniem jakiegoś dziwnego zaklęcia, wsunąłem go do małej dziurki w drzwiach. Przekręciłem dwukrotnie, a drzwi, ku mojemu szczęściu, ustąpiły, skrzecząc przeraźliwie. Stanąłem w progu, wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i włączyłem latarkę. Obejrzałem się przez ramię.
- Idziesz? - zapytałem Megan, która nerwowo przegryzała palce. Wciąż była przerażona.
- Jesteś pewien, że jest bezpiecznie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, opuściła rękę i delikatnie zaglądnęła do wnętrza domu.
- Na pewno. Zaufaj mi i chodź. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
Głośno wypuściła powietrze z płuc i ją chwyciła. Przekroczyliśmy razem próg i zobaczyliśmy jeden wielki bałagan. Kurz jak i zapach starego drewna natychmiast uderzył do naszych nozdrzy. Uniosłem rękę z latarką i zatoczyłem nią okrągłe koło. Gdyby cofnąć się o kilka lat wstecz, wszystko byłoby takie samo... Obrazy wisiały idealnie równo, lecz przez szary kurz ledwo można było dostrzec namalowaną martwą naturę. Zrobiłem krok w przód, rozglądając się po dawnym salonie. Zielona sofa nasiąknięta starością stała na przeciwko kominka, przypominając o czasach, w których telewizor gościł tylko w bardzo bogatych domach. Niektóre figurki na półkach leżały, być może od ciężaru kurzu, jednak coś zmuszało mnie do myślenia, iż ktoś tu był... Przeszedłem do kuchni. Piec kaflowy był w stanie nie naruszonym... szafki kuchenne również stały na swoim miejscu, jedynie drzwiczki jednej z szafek wisiały na zawiasach. Na dębowym stole leżał duży, fioletowy talerz, z wygrawerowanymi literami, których cień można było dostrzec z tej odległości oraz jeden, mały widelec. Podszedłem szybkim krokiem, nie zważając na skrzypienie podłogi i chwyciłem talerz w jedną dłoń. Dmuchnąłem mocno, co było następstwem rozprzestrzenienia się kurzu. Teraz mogłem dokładnie przeczytać litery na naczyniu. Katherine & Ray. Podniosłem głowę, nie pozwalając łzom spaść w dół i odłożyłem talerz z głuchym stuknięciem. Ruszyłem do drzwi, które znajdowały się obok pieca i pchnąłem je mocno, jak gdybym uciekał przed czasem i śmiercią. Wspomnienia uderzyły mi do mózgu, gdy tylko spostrzegłem moje stare samochodziki, leżące na szafce nocnej, obok wąskiego łóżka. Był tam również pajacyk Sam, który babcia zrobiła mi własnoręcznie na 6 urodziny. Strzepałem kurz, z jego niebieskiej czapeczki i uniosłem go do mojego nosa. Jakaś dziwna magia utrzymywała ten sam zapach od tylu lat... Zacisnąłem mocniej powieki, schowałem zabawkę do tylnej kieszeni i wyszedłem z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Megan stała obok szklanych drzwi, prowadzących na taras. Podszedłem do niej wolnym krokiem i objąłem ją ramieniem, wpatrując się w żółto-szare liście, które okrywały gres.
- Cześć. - przywitała się grzecznie Ashley, delikatnie muskając ustami policzek chłopaka, który szarmancko opierał się o płot. Miała na sobie letnią sukienkę o barwie bladego różu, który podkreślał jej niebieskie oczy.
- Gotowa? Zamierzam ci dziś coś pokazać... - wyjawił, z tajemniczym uśmiechem. - Proszę, to dla ciebie. - wyciągnął ręce zza pleców, ukazując dziewczynie domowe muffinki z czekoladą zawinięte w papier.
- Dziękuję Harry. Czy to daleko? Muszę wrócić przed zmierzchem. - szatynka przegryzła wargę, patrząc koledze w oczy. Lubiła w nie zaglądać. Ich zieleń posiadała swoją własną magię, którą skrycie podziwiała. Chłopak ukazał swoje dołeczki w uśmiechu, unosząc wyżej mały pakunek. Dziewczyna chwyciła go w dłonie i odwdzięczyła się kolejnym już dziś pocałunkiem w policzek, dzięki któremu pojawiły się małe rumieńce na twarzy chłopca.
Ruszyli razem w stronę parku, z którego można było dojść do rzeki. rozmawiając się i śmiejąc. Właśnie to miejsce chciał jej pokazać. Wzbudzało uwielbienie swoją prostotą, jednocześnie posiadając swój czar.
- Czy to prawda, że wyjeżdżasz? - zapytał Harry, skręcając w jedną z uliczek.
- Tak, ale to jedynie dwa tygodnie. - odpowiedziała Ashley, patrząc na swoje urocze lakierki.
- AŻ dwa tygodnie! - poprawił ją chłopiec, wywołując jej melodyjny śmiech. - Co ja bez ciebie pocznę? - załamał teatralnie ręce.
- Na pewno znajdzie się chętny na nasze po południowe pikniki, nie martw się, Harry. Może... Może dobrym pomysłem było by sprowadzić tu Gemmę? - zasugerowała szatynka, rzucając chłopakowi krótkie spojrzenie.
- To świetny pomysł! - ożywił się natychmiast - Ale... Jest nad morzem. Wyjechała na obóz. - oznajmił Harry, podnosząc głowę i szacując, jak długa droga do przebycia im pozostała.
Ashley zamilkła. Nie miała pomysłu, jak pocieszyć przyjaciela, więc zdała się jedynie na śpiew ptaków, które dzisiejszego dnia były wyjątkowo rozgadane.
- Już prawie jesteśmy! - krzyknął Harry, na co szatynka natychmiast podniosła głowę.
Przez szatę drzew można było dojrzeć płynącą wodę, a poprzez śpiew ptaków, usłyszeć jej monotonny szum. Chłopiec jednak nie zamierzał iść prosto. Chwycił dłoń przyjaciółki i skierował się w najgęstsze krzaki, jakie rosły w tym parku.
- Harry, zadrapiemy się! - słusznie spostrzegła Ashley.
Chłopiec puścił tą uwagę mimo uszu. Znał sposób, by tego uniknąć. Schylił się i nadepnął na grubą gałąź rosnącego obok drzewa. Skutek był natychmiastowy. Wszystkie krzewy ugięły się pod siłą większej rośliny, ukazując tym samym wydeptaną dróżkę, prowadzącą prosto do rzeki. Harry podniósł się, jednak nie cofnął stopy i uśmiechnął się zachęcająco do zszokowanej przyjaciółki. Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, jednak po chwili ruszyła w stronę odkrytego przejścia. Chłopiec również się nie wahał. Cofnął stopę i odskoczył szybko, by nie dać się ubrudzić bądź podrapać. Krzaki jak i gałąź znów były na swoim miejscu. Zadowolony z siebie odwrócił się w stronę dziewczyny, stojącej na brzegu rzeki. Podszedł do niej i odważnie objął ją ramieniem. Zwróciła ku niemu głowę, uśmiechając się skromnie.
- Dziękuję, Harry. - szepnęła cicho.
Chłopiec uśmiechnął się pod nosem. Skierował wzrok w stronę małego koca, na którym często przysiadywał z babcią. Chwycił dłoń dziewczyny i poprowadził ją w miejsce przesiadywań. Dzieci wyciągnęły domowe muffinki z opakowań i smacznie się nimi zajadały. Pojawiły się nawet kaczki, proszące o kilka okruszków. Zafascynowana dziewczynka uśmiechnęła się szero wskazując chłopcu głodne ptaki. Harry natychmiastowo oderwał kawałek swojej muffinki i podzielił na pół, dając cząstkę Ashley, która odrazu rzuciła ją ptakom.
- Wiesz... Ashley... - mówił przeciągle i niezdecydowanym głosem. - Patrzysz na świat z takim oddaniem jakbyś była przyrodą, jakbyś była najpiękniejszym kwiatem w dłoni natury. - wydawało mu się, że powiedzenie czegoś od serca będzie najlepszym z możliwych pomysłów żeby utwierdzić dziewczynę w przekonaniu, iż mały Harry jest zdolny do uczucia jakim jest młodzieńcza miłość.
- Harry, to takie piękne...- zaszkliły jej się perłowe oczy.- Ale, nie dziw mi się, że jestem bardzo blisko otaczającego nas świata. Ja go kocham, możliwe, że ciebie też.- odwróciła głowę w inną stronę by uniknąć spojrzeń chłopca.
Jednak chłopiec mimo lekkiego różu na policzkach chwycił twarz Ashley i nie przeciągając pocałował drobne usta dziewczyny. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Przepraszam, ja muszę już iść, słońce zachodzi. - oderwała się od Harrego i patrzyła pusto w przestrzeń. Chłopiec się lekko zmieszał, ale po chwili chwycił rękę dziewczyny i oydwoje wstali biorąc reszte muffinek jakie im zostały.
Gdy Harry odprowadził dziewczynę pod same drzwi jej domu było już ciemno, ale zdecydował się iść dzielnie przez mrok. Miał niedużo do przejścia. Kilka minut szybkim marszem i był w domu, w którym nie paliły się żadne światła. Co jest podejrzane bo zawsze o tej porze starsza kobieta wychodzi na dwór by powspominać dawne młodzieńcze lata.Harry nerwowo poprawił koszulę, połykając przy tym głośno ślinę. Po cichu stawiał każdy krok kierując się do lekko otwartych drzwi. Gwiazdy wraz z księżycem oplatały światłem jego lekko pokręcone włosy. Był już na samym szczycie schodów kiedy usłyszał przeraźliwy krzyk kobiet. To była jego babcia- za dobrze znał dźwięk jej głosu by się pomylić. Siedmiolatek nie wiedział co ma zrobić w takiej sytuacji. Jego serce biło szybciej niż spadający grad z nieba. Jednak chłopiec mimo strachu jaki go ogarniał, wbiegł do mieszkania i niczym burza szukał babci krzycąc co siła w głosie.Znalazł babcie. Niestety jej skóra nie była już lekko różowa z przebarwieniami beżu, sukienka nie układała się jak zwykle i brakowało jej jednego buta. Co może sugerować, że walczyła. Harry szybko podbiegł do nieszczęśliwej duszy ze łzami w oczach badał co się stało. Zadawał sobie pytanie kto to mógł być i czemu akurat jego ukochana babcia.
- Harry, spójrz! - poiwedziała Megan do zamyślonego Harrego pokazując znaleziony, lekko zardzewiały i zakurzony medalik.
- Pamiętam to, należał do mojej babci. - wziął do ręki wartościowy przedmiot i schował go do przedniej kieszeni.
"Dzisiaj wracam do wspomnień, chodź to zamknęty etap i patrzę światu w twarz zamiast przed nim uciekać" - pomyślał Harold i skierował się w raz z Meg do wyjścia w ciszy.
Cherry, następny dzień.
Usłyszałam kolejny dziś, dźwięk roztrzaskanej bombki. Zacisnęłam powieki, modląc się w duchu, o moją ulubioną - czerwoną z zabawnym bałwanem. Stanęłam w progu salonu, przyglądając się zawziętym staraniom mojego brata.
- Olaf! Albo jesteś niedorozwinięty, albo z ciebie skończona pizda. - powiedziałam dobitnym tonem.
- Siostra! Nie pozwalaj sobie. To pierwsze święta bez mamy, kiedyś się nauczę... - mruknął wręcz marzycielsko, sięgając po następną bombkę. W czapce świętego Mikołaja i bokserkach, wyglądał przekomicznie.
- Jasne. - rzekłam krótko, przewracając oczami.
Święta z tym facetem będą jedną wielką katastrofą. Wyjadł dziś rano wszystkie galaretki, nad którymi ślęczałam całą noc! Przypalił też boczek, do którego włożyłam wszelkich starań.O niebiosa, proszę, oszczędźcie mnie.
Z wielkich narzekań wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Ruszyłam w ich stronę, mrucząc ciche przekleństwa na brata. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi na oścież.
- Witam pana w domu państwa Cherry. - ukłoniłam się szarmancko. Za chwilę jednak zza pleców pana, wyszła pani, ukazując mi się w pełnej krasie.
- Nie masz nic przeciwko?
- Jasne. - rzekłam krótko, przewracając oczami.
Święta z tym facetem będą jedną wielką katastrofą. Wyjadł dziś rano wszystkie galaretki, nad którymi ślęczałam całą noc! Przypalił też boczek, do którego włożyłam wszelkich starań.O niebiosa, proszę, oszczędźcie mnie.
Z wielkich narzekań wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Ruszyłam w ich stronę, mrucząc ciche przekleństwa na brata. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi na oścież.
- Witam pana w domu państwa Cherry. - ukłoniłam się szarmancko. Za chwilę jednak zza pleców pana, wyszła pani, ukazując mi się w pełnej krasie.
- Nie masz nic przeciwko?
_________________________________________
No cześć :D
Jeju, czemu ten rozdział wydawał mi się taki długi? :o
Jeju, czemu ten rozdział wydawał mi się taki długi? :o
Przepraszam, że musieliście czekać tak długo, ale zanik weny, na który leku jeszcze nie wynaleźli :)
Dziękuję za 6! komentarzy pod ostatnim rozdziałem :) Wiem, że mało kto czyta posłowie, dlatego ktoś dodam jeszcze jedną notkę.
A co myślicie o rozdziale?
W pełni zasługa Beth! :) brawo dla niej, po prostu aghh :D
Wiśnia :D
dop. od Beth źródło cytatu- myśl Harrego
wtorek, 7 sierpnia 2012
Part 32
Malik odsunął się ode mnie na milimetr i położył dłoń na moim policzku. Pogładził liczek kciukiem i patrząc mi głęboko w oczy, uśmiechnął się delikatnie. Mogłabym tak trwać wiecznie. W tych bezpiecznych ramionach, wpatrując się w te ciepłe, brązowe tęczówki. I mogło by się wydawać, że aktualnie nic nie stoi na przeszkodzie do naszego związku. Tak na prawdę, kłód rzucanych pod nogi, było dużo.
- Będąc szczerym... nigdy mi nie odpowiedziałaś. - strapił się Zayn.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Znów nadeszła chwila, kiedy muszę podjąć szybką i równie ważną decyzję. Mam mu dać fałszywe poczucie miłości? To znaczy... kocham go, ale nie jestem gotowa na to wszystko. Cierpienie, które zadał mi Niall, wciąż pozostawało. Cherry, weź się w garść!
- Nie kochasz mnie. Wciąż kochasz jego. - Zayn odsunął się ode mnie całkowicie. Z jego twarzy można było wyczytać rozczarowanie i poniekąd ból.
- Kocham ciebie. - zaznaczyłam drugie słowo. - Nikogo innego. - podeszłam do Malika i chwyciłam jego twarz w dłonie. Sama dokładnie nie wiedziałam skąd znalazłam siłę i odwagę, by się odezwać.
No tak. Nienawidzę w sobie tej cechy. Myślę jedno, sądzę drugie, robię trzecie. Mózgu poddaj się i pozwól działać sercu!
Widocznie wypowiedziane przeze mnie słowa wystarczyły, bo chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Obiecuję zawsze być przy tobie. W dobrych i złych chwilach. Nigdy nie pozwolę, byś cierpiała.- Uśmiechnął się zalotnie, pochylił się i... przepraszam, więcej wydarzeń nie pamiętam, ale postanawiam się poprawić i na przyszłość zapamiętywać. Co ja do cholery poradzę, że zabiły mnie te jego czekoladowe tęczówki?! Każda by zginęła...
W każdym razie nasze usta złączyły się w pocałunku. I to jakim pocałunku! Najpierw delikatnie pocałował moje kąciki ust. Poczułam, że się uśmiecha. Był szczęśliwy. Ja też niezaprzeczalnie mogę to stwierdzić. Rozchyliłam delikatnie wargi i pozwoliłam na pierwsze spotkanie się języków. Odpowiedział mi głębokim i subtelnym a zarazem ognistym pocałunkiem. Myślałam, że parę ,unoszącą się z naszych gorących ciał, widać i słychać, ale to aktualnie nie miało większego znaczenia. Liczył się tylko on. Jakby nagle wszystko dookoła zniknęło ze świata i pozostaliśmy my sami. Złączeni ciałami w pięknym pocałunku. Nie chciałam opuszczać tej cudowej krainy, do której on sam mnie zaprowadził. Zaufałam chwili. Pozwoliłam czasowi uciekać...
Poczułam, jakby coś ze mnie wypłynęło na wierzch... Uczucie pożądania. Pragnienie. Chciałam poczuć Zayna.
Nie przerywając pocałunku, jedną dłoń włożyłam pod jego granatową koszulę w kratę, jeżdżąc po idealnie umięśnionym brzuchu. Drugą zaczęłam rozpinać guziki. Poczułam, że Zayn uśmiecha się szeroko. Odsunął się ode mnie, uniósł brwi i podniósł ręce.
- Pannie się gdzieś śpieszy? - zaśmiał się, a ja się naburmuszyłam. Chłopak zaczął zapinać guziki od koszuli, cały czas badając mnie wzrokiem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ja zaś splotłam ręce pod biustem. Był typem chłopaka, który nie robił niczego szybko i pochopnie.
- Wyglądasz zbyt seksownie! - tupnęłam nogą. Zayn zaśmiał się krótko, ukazując mi swoje śnieżnobiałe zęby.
- Przecież jestem atrakcyjny, to oczywiste. - rzekł skromnie, a ja parsknęłam głośno. - Nagle zrobiłaś się pewna siebie co do mnie. Dlaczego? - zapiął ostatni guzik i wziął do ręki filiżankę.
- W miłości nie można udawać. - przytoczyłam jego słowa. Przewrócił oczami i wypił łyk napoju. Odłożył kawę z powrotem na szafkę i podszedł do mnie bliżej. Zarzucił ręce, okalając moją szyję. Delikatnie musnął wargami moje czoło. Zmrużyłam oczy i wdychałam cudowny zapach jego perfum.
- Co masz dzisiaj do roboty? - usłyszałam jego głos nad sobą. Rozluźnił uścisk, dzięki czemu podniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Nie mam jeszcze większości prezentów... No i... jakieś zakupy by się przydały na wigilię.. A tak strasznie mi się nie chce! Najlepiej usiadłabym w kącie i grała bym na gitarze... - spuściłam wzrok i wywaliłam dolną wargę.
- To może przez Internet? Chciałem cię wyciągnąć na spacer... - uniósł mój podbródek.
- Spacer? Chcesz mnie uwieść w tak zimny wieczór? - poruszyłam brwiami.
- Nie muszę cię uwodzić. - prychnął. - Już jesteś moja. - powiedział i wtulił się we mnie mocno.
- Ee.. Twoja? - wydusiłam. - No fakt, składałeś jakieś obietnice, coś mi się obiło o uszy... Ale.. jesteśmy w związku? - zapytałam. Zayn całkowicie rozluźnił uścisk i spojrzał na mnie uważnie. Jego twarz była pozbawiona emocji.
- Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. Co w tym trudnego? - no fakt Malik, banał po prostu.
Chwyciłam jego dłoń i zaciągnęłam go do salonu. Usiadłam na kanapie i poklepałam miejsce obok siebie. Mulat posłusznie je zajął i wbił wzrok we mnie.
- Zayn, kocham cię. I jestem przy tobie szczęśliwa. Czuję się wyjątkowa, tak jakby moja dusza była kompletnie czysta, gdy tylko na mnie spojrzysz. I kocham cię. Mówiłam to, wiem. Ale chce ci uświadomić, że teraz nie będzie nam ze sobą łatwo. Nagrywacie płytę i co za tym idzie trzeba ją będzie wypromować... Z czym wiążą się trasy... A z tymi z kolei wiążą się długie wyjazdy. Ja tu, ty tam. My, ale wciąż z dala od siebie, pełni tęsknoty. Chcę być z tobą i to tak cholernie bardzo, że nie potrafię tego ubrać w słowa. Ale ty wyjedziesz. A ja.. zostanę tu i całe dnie będę spędzać na planie. Chciałabym pracować z przekonaniem, że gdy wrócę do domu, będzie czekał na mnie facet, którego szalenie kocham. Z przekonaniem, że będę mieć do kogo się przytulić, gdy będę zmęczona. Że będę miała z kim zjeść nocną kolację. Z przekonaniem, że jesteś mój. Kocham cię... ale... teraz nie będziemy się widywać zbyt często. Czy to będzie miało sens? - zapytałam, patrząc chłopakowi prosto w oczy. Miał rację... Nagle i w dziwny sposób zrobiłam się pewna siebie w stosunku do niego.
- Zamieszkajmy razem. - uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że w oczach Zayna widać radosne iskierki.
- Zayn, daj spokój. Nie wiemy, jak to jest być ze sobą w związku, a mieszkanie razem to ważny... kamień milowy... czy coś... Co jeśli okażesz się alkoholikiem, gwałcicielem i będziesz mnie molestował? Albo że pijesz herbatę w szklance? - zacisnęłam mocniej dłoń na jego przedramieniu. Popatrzył na mnie spod byka. - No nie. Nie będziemy razem mieszkać. Nie teraz. Ale za nie długo... - chciałam coś dodać, jednak Zayn przymknął mi usta kciukiem.
- Poczekam. - uśmiechnął się delikatnie.
Harry
Choć był 22 grudnia i jakieś 2 stopnie Celciusza, siedziałem na murku przed studiem ze spuszczoną głową, całkowicie nie przejmując się tym, że moja skóra powoli zamarza. Czekałem na zwrotnego esemesa od Megan z potwierdzeniem randki. Całkowicie olałem fotografów, który traktowali mnie w tej chwili nie przedmiotowo, ale nawet jak zwierzę.
- Swatka w akcji? - usłyszałem głos Louisa.
Podniosłem głowę i obdarzyłem chłopaka małym uśmiechem. Liam i Danielle, Marta i Zayn, Lou i Ellie. Byłem w tym świetny. Chłopak westchnął i usiadł obok mnie. Nastała chwila ciszy, podczas której Lou nie spuszczał wzroku ze mnie. Ja zaś wpatrywałem się w ekran komórki. Wciąż czekałem na esemesa z odpowiedzią.
- Zawsze jest tak, że im bardziej się staramy, tym komuś innemu wychodzi lepiej. Zauważyłem to ostatnio. Ale... może czasami po prostu wystarczy poczekać? Aż samo przyjdzie? - Spojrzałem na niego uważnie. Chwila mądrości Lou? Spuściłem ponownie głowę i westchnąłem. Przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i wstał.
- Lou? - chłopak odwrócił się, słysząc mój głos. - Jak z Niallem? - zapytałem troskliwym tonem. Wzruszył ramionami.
- Jakoś... No wiesz.. idź z nim pogadaj. Ostatnimi czasy tylko ciebie posłucha.
- Jasne. - odpowiedziałem krótko i wstałem, chowając telefon do kieszeni.
Weszliśmy z powrotem do studia. Obserwowałem uważnie Horana, jak świetnie wykończył swoją partię w Heartbreaker, którą sam napisał. Ściągnął słuchawki i wyszedł z małego pomieszczenia.
- Coś się stało? - spytał, drapiąc się za uchem.
- Nie, nie... Chodź po jakieś żarcie. - skinąłem głową w stronę drzwi.
Jak zwykle temat jedzenia zadziałał na Nialla pozytywnie, więc szybko owinął się szalikiem i wyszedł za mną.
- Schowaj te loki, rozpoznają cię. Paul prosił, żebyśmy uważali. - powiedział blondyn i naciągnął mi czapkę na oczy.
- Świetnie. - skomentowałem i poprawiłem ją.
Nie rozmawialiśmy przez 10minutową drogę do Nando's. Nie chcieliśmy, żeby usta nam spierzchły z połączenia zimna i śliny, to raz. A dwa, jak zwykle jakieś głupie zalecenia, żeby dbać o głos.
- Jesz coś na miejscu czy bierzemy tylko na wynos? - zapytałem, otwierając drzwi. Na moje głupie szczęście zachłysnąłem się zimnym powietrzem. Blondyn popatrzył na mnie wymownie, co oznaczało, że zamierza zjeść coś w restauracji.
Usiadłem przy stoliku z dala od oka i ściągnąłem czapkę. Niall męczył się z szalikiem, który trochę nieszczęśliwie mu się zaplątał. Pokręciłem głową ze śmiechem i otworzyłem menu.
- Nie myśl sobie, że jestem taki głupi. - wydusił Horan zza materiału. Rzuciłem mu krótkie spojrzenie.
- Mam ci pomóc? - zapytałem, gapiąc się na listę dań z kurczakiem.
- Nie chodzi mi o to cholerstwo. - rzekł i w końcu wyplątał się z szalika. - Wiem dlaczego mnie wyciągnąłeś. Moja decyzja się nie zmieniła. Wciąż chcę odejść. - powiedział i chwycił jedno z menu.
- Jesteś nieugięty... Niall daj spokój. Od miesiąca nie było żadnej kłótni. Poprawiliśmy się. Nie wybaczysz im tego jednego błędu? - spojrzałem na Irlandczyka przenikliwym wzrokiem.
- Nie jednego, to raz. Dwa, nie chcę być z wami już dłużej w zespole. Trzy, podjąłem decyzję. Nie płacz nad rozlanym mlekiem Harry.
- Nie mam pojęcia, jak mógłbym cię przekonać... I ciekawe, czy ktokolwiek może... Nie chcę, żebyś odchodził. - rzuciłem niemal płaczliwym tonem, co spowodowało, że Horan na mnie spojrzał.
- Wybrałeś już? - wskazał palcem na moją kartę. Dobra zmiana tematu, punkty dla Irlandii.
- Taa. - rzuciłem krótko. Poczułem wibracje w kieszeni, więc szybko wyciągnąłem z niej telefon. Wydawało mi się, że oczy mi się zaświeciły, kiedy ujrzałem odpowiedź od Megan.
Dasz radę mnie porwać? Muszę uciec z tego wariatkowa. Kontrole Adriana są równe podstępom diabła! Za pół godziny będę czekać przy furtce. :)
- Doniesiesz te torby sam? Muszę się urwać... - zwróciłem się do Niallera.
- Jasne, najwyżej znajdę jakąś fankę tragaczkę. Nie ma sprawy leć. - machnął ręką.
- Dzięki. - ubrałem się szybko i pożegnałem się z blondynem poczochraniem mu włosów.
Tak jak zapowiedziała Megan, czekała przy furtce, nerwowo rozglądając się za siebie. Wsiadła niemal biegiem i dała mi szybkiego buziaka w policzek. Poczułem tam przyjemne ciepło i uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Popatrzysz na mnie później, jedź już proszę. On zaraz dostanie szału. - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
Ruszyłem, tak jak poprosiła.
- Co robimy? - zapytałem. Kompletnie nie miałem pomysłu na spędzenie z nią czasu. Może to niegrzeczne, ale miałem cichą nadzieję, że to ona coś zaplanowała.
- Tylko nie miasto.. Znasz jakieś ciche miejsce? - spojrzała na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Pokiwałem twierdząco głową i skierowałem się w stronę obrzeży Londynu.
_____________________________________________________
Cześć! ^^
To opowiadanie jest dziwne. I robi się coraz bardziej dziwniejsze... muszę to szybko skończyć, nie ma co tego męczyć już dłużej, taka prawda :D a jeśli tylko 9 osób to czyta to trochę... bida..
Napięty grafik jarania się aktywnością chłopców :D
Nowa sesja
Zdjęcie z wakacji El i Lou, które wyciekło ostatnio do sieci.
Poważni chłopcy
GIF z ttcama Niallera :D ale niespodziankę nam zrobił, no nie powiem :D
Chyba `tylko' tyle mam do napisania :D
Dziękuję za komentarze i opinie i proszę o więcej, jak za każdym razem :)
Wiśnia :)
- Będąc szczerym... nigdy mi nie odpowiedziałaś. - strapił się Zayn.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Znów nadeszła chwila, kiedy muszę podjąć szybką i równie ważną decyzję. Mam mu dać fałszywe poczucie miłości? To znaczy... kocham go, ale nie jestem gotowa na to wszystko. Cierpienie, które zadał mi Niall, wciąż pozostawało. Cherry, weź się w garść!
- Nie kochasz mnie. Wciąż kochasz jego. - Zayn odsunął się ode mnie całkowicie. Z jego twarzy można było wyczytać rozczarowanie i poniekąd ból.
- Kocham ciebie. - zaznaczyłam drugie słowo. - Nikogo innego. - podeszłam do Malika i chwyciłam jego twarz w dłonie. Sama dokładnie nie wiedziałam skąd znalazłam siłę i odwagę, by się odezwać.
No tak. Nienawidzę w sobie tej cechy. Myślę jedno, sądzę drugie, robię trzecie. Mózgu poddaj się i pozwól działać sercu!
Widocznie wypowiedziane przeze mnie słowa wystarczyły, bo chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Obiecuję zawsze być przy tobie. W dobrych i złych chwilach. Nigdy nie pozwolę, byś cierpiała.- Uśmiechnął się zalotnie, pochylił się i... przepraszam, więcej wydarzeń nie pamiętam, ale postanawiam się poprawić i na przyszłość zapamiętywać. Co ja do cholery poradzę, że zabiły mnie te jego czekoladowe tęczówki?! Każda by zginęła...
W każdym razie nasze usta złączyły się w pocałunku. I to jakim pocałunku! Najpierw delikatnie pocałował moje kąciki ust. Poczułam, że się uśmiecha. Był szczęśliwy. Ja też niezaprzeczalnie mogę to stwierdzić. Rozchyliłam delikatnie wargi i pozwoliłam na pierwsze spotkanie się języków. Odpowiedział mi głębokim i subtelnym a zarazem ognistym pocałunkiem. Myślałam, że parę ,unoszącą się z naszych gorących ciał, widać i słychać, ale to aktualnie nie miało większego znaczenia. Liczył się tylko on. Jakby nagle wszystko dookoła zniknęło ze świata i pozostaliśmy my sami. Złączeni ciałami w pięknym pocałunku. Nie chciałam opuszczać tej cudowej krainy, do której on sam mnie zaprowadził. Zaufałam chwili. Pozwoliłam czasowi uciekać...
Poczułam, jakby coś ze mnie wypłynęło na wierzch... Uczucie pożądania. Pragnienie. Chciałam poczuć Zayna.
Nie przerywając pocałunku, jedną dłoń włożyłam pod jego granatową koszulę w kratę, jeżdżąc po idealnie umięśnionym brzuchu. Drugą zaczęłam rozpinać guziki. Poczułam, że Zayn uśmiecha się szeroko. Odsunął się ode mnie, uniósł brwi i podniósł ręce.
- Pannie się gdzieś śpieszy? - zaśmiał się, a ja się naburmuszyłam. Chłopak zaczął zapinać guziki od koszuli, cały czas badając mnie wzrokiem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Ja zaś splotłam ręce pod biustem. Był typem chłopaka, który nie robił niczego szybko i pochopnie.
- Wyglądasz zbyt seksownie! - tupnęłam nogą. Zayn zaśmiał się krótko, ukazując mi swoje śnieżnobiałe zęby.
- Przecież jestem atrakcyjny, to oczywiste. - rzekł skromnie, a ja parsknęłam głośno. - Nagle zrobiłaś się pewna siebie co do mnie. Dlaczego? - zapiął ostatni guzik i wziął do ręki filiżankę.
- W miłości nie można udawać. - przytoczyłam jego słowa. Przewrócił oczami i wypił łyk napoju. Odłożył kawę z powrotem na szafkę i podszedł do mnie bliżej. Zarzucił ręce, okalając moją szyję. Delikatnie musnął wargami moje czoło. Zmrużyłam oczy i wdychałam cudowny zapach jego perfum.
- Co masz dzisiaj do roboty? - usłyszałam jego głos nad sobą. Rozluźnił uścisk, dzięki czemu podniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Nie mam jeszcze większości prezentów... No i... jakieś zakupy by się przydały na wigilię.. A tak strasznie mi się nie chce! Najlepiej usiadłabym w kącie i grała bym na gitarze... - spuściłam wzrok i wywaliłam dolną wargę.
- To może przez Internet? Chciałem cię wyciągnąć na spacer... - uniósł mój podbródek.
- Spacer? Chcesz mnie uwieść w tak zimny wieczór? - poruszyłam brwiami.
- Nie muszę cię uwodzić. - prychnął. - Już jesteś moja. - powiedział i wtulił się we mnie mocno.
- Ee.. Twoja? - wydusiłam. - No fakt, składałeś jakieś obietnice, coś mi się obiło o uszy... Ale.. jesteśmy w związku? - zapytałam. Zayn całkowicie rozluźnił uścisk i spojrzał na mnie uważnie. Jego twarz była pozbawiona emocji.
- Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. Co w tym trudnego? - no fakt Malik, banał po prostu.
Chwyciłam jego dłoń i zaciągnęłam go do salonu. Usiadłam na kanapie i poklepałam miejsce obok siebie. Mulat posłusznie je zajął i wbił wzrok we mnie.
- Zayn, kocham cię. I jestem przy tobie szczęśliwa. Czuję się wyjątkowa, tak jakby moja dusza była kompletnie czysta, gdy tylko na mnie spojrzysz. I kocham cię. Mówiłam to, wiem. Ale chce ci uświadomić, że teraz nie będzie nam ze sobą łatwo. Nagrywacie płytę i co za tym idzie trzeba ją będzie wypromować... Z czym wiążą się trasy... A z tymi z kolei wiążą się długie wyjazdy. Ja tu, ty tam. My, ale wciąż z dala od siebie, pełni tęsknoty. Chcę być z tobą i to tak cholernie bardzo, że nie potrafię tego ubrać w słowa. Ale ty wyjedziesz. A ja.. zostanę tu i całe dnie będę spędzać na planie. Chciałabym pracować z przekonaniem, że gdy wrócę do domu, będzie czekał na mnie facet, którego szalenie kocham. Z przekonaniem, że będę mieć do kogo się przytulić, gdy będę zmęczona. Że będę miała z kim zjeść nocną kolację. Z przekonaniem, że jesteś mój. Kocham cię... ale... teraz nie będziemy się widywać zbyt często. Czy to będzie miało sens? - zapytałam, patrząc chłopakowi prosto w oczy. Miał rację... Nagle i w dziwny sposób zrobiłam się pewna siebie w stosunku do niego.
- Zamieszkajmy razem. - uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że w oczach Zayna widać radosne iskierki.
- Zayn, daj spokój. Nie wiemy, jak to jest być ze sobą w związku, a mieszkanie razem to ważny... kamień milowy... czy coś... Co jeśli okażesz się alkoholikiem, gwałcicielem i będziesz mnie molestował? Albo że pijesz herbatę w szklance? - zacisnęłam mocniej dłoń na jego przedramieniu. Popatrzył na mnie spod byka. - No nie. Nie będziemy razem mieszkać. Nie teraz. Ale za nie długo... - chciałam coś dodać, jednak Zayn przymknął mi usta kciukiem.
- Poczekam. - uśmiechnął się delikatnie.
Harry
Choć był 22 grudnia i jakieś 2 stopnie Celciusza, siedziałem na murku przed studiem ze spuszczoną głową, całkowicie nie przejmując się tym, że moja skóra powoli zamarza. Czekałem na zwrotnego esemesa od Megan z potwierdzeniem randki. Całkowicie olałem fotografów, który traktowali mnie w tej chwili nie przedmiotowo, ale nawet jak zwierzę.
- Swatka w akcji? - usłyszałem głos Louisa.
Podniosłem głowę i obdarzyłem chłopaka małym uśmiechem. Liam i Danielle, Marta i Zayn, Lou i Ellie. Byłem w tym świetny. Chłopak westchnął i usiadł obok mnie. Nastała chwila ciszy, podczas której Lou nie spuszczał wzroku ze mnie. Ja zaś wpatrywałem się w ekran komórki. Wciąż czekałem na esemesa z odpowiedzią.
- Zawsze jest tak, że im bardziej się staramy, tym komuś innemu wychodzi lepiej. Zauważyłem to ostatnio. Ale... może czasami po prostu wystarczy poczekać? Aż samo przyjdzie? - Spojrzałem na niego uważnie. Chwila mądrości Lou? Spuściłem ponownie głowę i westchnąłem. Przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i wstał.
- Lou? - chłopak odwrócił się, słysząc mój głos. - Jak z Niallem? - zapytałem troskliwym tonem. Wzruszył ramionami.
- Jakoś... No wiesz.. idź z nim pogadaj. Ostatnimi czasy tylko ciebie posłucha.
- Jasne. - odpowiedziałem krótko i wstałem, chowając telefon do kieszeni.
Weszliśmy z powrotem do studia. Obserwowałem uważnie Horana, jak świetnie wykończył swoją partię w Heartbreaker, którą sam napisał. Ściągnął słuchawki i wyszedł z małego pomieszczenia.
- Coś się stało? - spytał, drapiąc się za uchem.
- Nie, nie... Chodź po jakieś żarcie. - skinąłem głową w stronę drzwi.
Jak zwykle temat jedzenia zadziałał na Nialla pozytywnie, więc szybko owinął się szalikiem i wyszedł za mną.
- Schowaj te loki, rozpoznają cię. Paul prosił, żebyśmy uważali. - powiedział blondyn i naciągnął mi czapkę na oczy.
- Świetnie. - skomentowałem i poprawiłem ją.
Nie rozmawialiśmy przez 10minutową drogę do Nando's. Nie chcieliśmy, żeby usta nam spierzchły z połączenia zimna i śliny, to raz. A dwa, jak zwykle jakieś głupie zalecenia, żeby dbać o głos.
- Jesz coś na miejscu czy bierzemy tylko na wynos? - zapytałem, otwierając drzwi. Na moje głupie szczęście zachłysnąłem się zimnym powietrzem. Blondyn popatrzył na mnie wymownie, co oznaczało, że zamierza zjeść coś w restauracji.
Usiadłem przy stoliku z dala od oka i ściągnąłem czapkę. Niall męczył się z szalikiem, który trochę nieszczęśliwie mu się zaplątał. Pokręciłem głową ze śmiechem i otworzyłem menu.
- Nie myśl sobie, że jestem taki głupi. - wydusił Horan zza materiału. Rzuciłem mu krótkie spojrzenie.
- Mam ci pomóc? - zapytałem, gapiąc się na listę dań z kurczakiem.
- Nie chodzi mi o to cholerstwo. - rzekł i w końcu wyplątał się z szalika. - Wiem dlaczego mnie wyciągnąłeś. Moja decyzja się nie zmieniła. Wciąż chcę odejść. - powiedział i chwycił jedno z menu.
- Jesteś nieugięty... Niall daj spokój. Od miesiąca nie było żadnej kłótni. Poprawiliśmy się. Nie wybaczysz im tego jednego błędu? - spojrzałem na Irlandczyka przenikliwym wzrokiem.
- Nie jednego, to raz. Dwa, nie chcę być z wami już dłużej w zespole. Trzy, podjąłem decyzję. Nie płacz nad rozlanym mlekiem Harry.
- Nie mam pojęcia, jak mógłbym cię przekonać... I ciekawe, czy ktokolwiek może... Nie chcę, żebyś odchodził. - rzuciłem niemal płaczliwym tonem, co spowodowało, że Horan na mnie spojrzał.
- Wybrałeś już? - wskazał palcem na moją kartę. Dobra zmiana tematu, punkty dla Irlandii.
- Taa. - rzuciłem krótko. Poczułem wibracje w kieszeni, więc szybko wyciągnąłem z niej telefon. Wydawało mi się, że oczy mi się zaświeciły, kiedy ujrzałem odpowiedź od Megan.
Dasz radę mnie porwać? Muszę uciec z tego wariatkowa. Kontrole Adriana są równe podstępom diabła! Za pół godziny będę czekać przy furtce. :)
- Doniesiesz te torby sam? Muszę się urwać... - zwróciłem się do Niallera.
- Jasne, najwyżej znajdę jakąś fankę tragaczkę. Nie ma sprawy leć. - machnął ręką.
- Dzięki. - ubrałem się szybko i pożegnałem się z blondynem poczochraniem mu włosów.
Tak jak zapowiedziała Megan, czekała przy furtce, nerwowo rozglądając się za siebie. Wsiadła niemal biegiem i dała mi szybkiego buziaka w policzek. Poczułem tam przyjemne ciepło i uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Popatrzysz na mnie później, jedź już proszę. On zaraz dostanie szału. - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
Ruszyłem, tak jak poprosiła.
- Co robimy? - zapytałem. Kompletnie nie miałem pomysłu na spędzenie z nią czasu. Może to niegrzeczne, ale miałem cichą nadzieję, że to ona coś zaplanowała.
- Tylko nie miasto.. Znasz jakieś ciche miejsce? - spojrzała na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Pokiwałem twierdząco głową i skierowałem się w stronę obrzeży Londynu.
_____________________________________________________
Cześć! ^^
To opowiadanie jest dziwne. I robi się coraz bardziej dziwniejsze... muszę to szybko skończyć, nie ma co tego męczyć już dłużej, taka prawda :D a jeśli tylko 9 osób to czyta to trochę... bida..
Napięty grafik jarania się aktywnością chłopców :D
Nowa sesja
Zdjęcie z wakacji El i Lou, które wyciekło ostatnio do sieci.
Poważni chłopcy
GIF z ttcama Niallera :D ale niespodziankę nam zrobił, no nie powiem :D
Chyba `tylko' tyle mam do napisania :D
Dziękuję za komentarze i opinie i proszę o więcej, jak za każdym razem :)
Wiśnia :)
sobota, 4 sierpnia 2012
Part 31
Nie musisz czytać posłowia, żulę się o komentarze, nic więcej :) Miłego czytania ! ^^
________________________
- Tak, ale.. nie ma go w tej chwili. - wymamrotałem, czując ciepło na policzkach.
- Nie odbiera moich telefonów, kiedy go zastanę? - zapytała, obdarzając mnie kolejnym uśmiechem.
- Wraca przed świętami. - uśmiechnąłem się nerwowo.
- Oh... - dziewczyna spuściła wzrok, najwyraźniej rozczarowana. - No.. Nic tu po mnie. Trzymaj się! - pomachała mi, i zeszła ze schodów, udając się do furtki.
Zamknąłem drzwi z co najmniej zdziwioną miną. Udałem się do kuchni, w której znajdował się Liam. Wskazałem kciukiem za swoje plecy i z taką samą miną, zapytałem:
- Co do... - Liam nie pozwolił mi dokończyć. Posłał mi znaczące spojrzenie. Ten głupi zakaz przeklinania w tym domu! Przewróciłem oczami i otworzyłem lodówkę.
Cherry
- Nie musisz mi pomagać. - mruknęłam, podnosząc się i siadając na drugim końcu kanapy.
- Dlaczego ty jesteś taka uparta? - spytał ze złością, również siadając wygodnie.
- Zmieńmy temat. - poprosiłam, patrząc w podłogę. Kątem oka zauważyłam, że Harry przewraca oczami i kręci głową. Nastała chwila ciszy...
- Dlaczego... - zawahał się - Dlaczego jak zawsze to robimy, masz na sobie skarpetki? - zachichotał. Rzuciłam mu niemal mordercze spojrzenie. - No co? - uniósł ręce w niewinnym geście. Wzruszyłam ramionami.
- Jakiś dziwny nawyk, tak po prostu. - odpowiedziałam. - Zabierasz się za podsumowywanie naszego bonusu? - zapytałam. Harry zmarszczył czoło.
- Zasugerowałaś, że to koniec... - uniósł brwi, czekając na moje wytłumaczenie.
- Co? Nie, nic z tych rzeczy. Podsumowanie dotychczasowego bonusu. Może być? - spytałam, a chłopak uśmiechnął się kokieteryjnie.
- Zawsze masz skurcz w prawej łydce.
- Mrużysz oczy.
- Przegryzasz wargę.
- Drga ci mały palec u lewej dłoni. - uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Hmmm... - zamyślił się. Po chwili przysunął się do mnie i szepnął mi na ucho - Jesteś najlepsza.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
W ostatnim czasie cały mój świat stanął na głowie. Pojawiło się pytanie : Do czego zmierzam? Bo to, o czym marzę, legło w gruzach. Stwierdzenie, że straciłam wszystko, było zdecydowanie nie trafne, więc szybko skarciłam się w myślach. Ale straciłam dużo, więc karanie samej siebie, nie zmieni niczego. Najlepszą przyjaciółkę, która powiedziała opinii publicznej o czymś, czego nie zrobiłam. Chłopaka, przy którym dech zapierał w piersiach, gdy tylko spojrzało się w jego błękitne tęczówki... Pracę, o jakiej marzyłam od dziecięcych lat... Przez te kilka rzeczy, czułam nieustającą pustkę, i choć Harry zabrał jej część, niezaprzeczalnie wciąż tam była. Zastanawiało mnie, czy jest na świecie choć jedna osoba, która potrafi całą ową pustkę zapełnić, lub zabrać całkowicie. Mogło by się tak nie wydawać, ale większość myśli, kłębiących się w mojej głowie, szeptało imię.. Cudowne imię chłopaka o ciepłych, brązowych tęczówkach, idealnie ułożonymi włosami i ciuchami, dobranymi nawet pod kolor bokserek. Imię chłopaka, który potrafił sprawić mnie szczęśliwą. Imię chłopaka, na którego miłość nie byłam gotowa... Zayn. Czy stracił już nadzieję? Czy wciąż czeka?
Czułam jakby cały świat był przeciwko mnie. Pozostawało tylko stawić mu czoła.
- Znów się zamyśliłaś. - westchnął Harry, kręcąc głową. Wrócił na swoje poprzednie miejsce i włączył telewizor.
Przypatrzyłam mu się z niemałym zaciekawieniem. Choć chwil, które spędzaliśmy razem, było dużo, nigdy nie zwracałam uwagi na to, jaki jest. Rozumiałam teraz ten niesamowity fenomen, jakim uczyniły nastolatki z tego chłopaka. Miały rację, co do jego pięknych, zielonych tęczówek, które przypominały mi spokojną łąkę, pełną motyli i kolorowych kwiatów. Ogarniał cię spokój, jakby wydobywający się od wnętrza, gdy spoglądało się głęboko w jego oczy. Miał taką dobrą duszę... Kolejną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, były urocze dołeczki. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, że badam go wzrokiem, więc beznamiętnie się uśmiechał. Dołeczki dodawały krztę magii i czaru jego młodzieńczej twarzy. Przecież on wciąż był nastolatkiem. Dlatego jego kości policzkowe nie miały jeszcze dokładnych kształtów, choć z góry zapowiadały, że będą obiektem westchnień niejednej dziewczyny. Malinowe usta, które rozciągnięte były w uśmiechu, były chyba punktem kulminacyjnym urody chłopaka. Doskonale się ułożyły, pokazując perfekcyjnie białe zęby. Pomijając uśmiech, to loki, opadające na jego czoło, przyciągały uwagę najbardziej.
Harry Styles był bez wątpienia pięknym nastolatkiem.
- Zakochałaś się już? - spytał, kompletnie ignorując dźwięki telewizora i budząc mnie z zamyślenia. Potrząsnęłam głową, zacisnęłam powieki i uśmiechnęłam się szeroko.
- Przepraszam, nie chciałam cię speszyć. - powiedziałam, otwierając oczy. Teraz to chłopak przyglądał się mnie z zaciekawieniem.
- Nie speszyłem się. - uśmiechnął się delikatnie i przeniósł swój wzrok na ekran telewizora. Poszłam jego śladem. - To jak? Rezygnujesz? Wracasz ze mną do Zayna? - zapytał. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Czy ty nie powinieneś być teraz w studio i nagrywać piosenki na nowy album? - zmarszczyłam czoło, uśmiechając się sztucznie pod nosem. Harry zaśmiał się krótko.
- Każdy ma swoją ciemną stronę. - rzekł z dodatkowym kręceniem głową.
- Jesteś okropny! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego z łaskotkami.
*21 grudnia*
- Polsko byłaś niesamowita! Dziękuję ! - powiedziała Cher do mikrofonu i spojrzała przez ramię w moją stronę. Kiwnęła głową, a ja wyszłam z szeregu tancerzy. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko i podała mi mikrofon, mówiąc ciche :
- Powodzenia.
Spojrzałam niepewnie na fanki w pierwszym rzędzie. Jedna z nich podniosła kciuk w górę, przez co poczułam dziwne ciepło w okolicach żołądka. Druga splotła ręce pod biustem, przybierając oczekujący wyraz twarzy. Po prostu się skrzywiła. Jakby coś pod jej stopami miało nieprzyjemny zapach. Gdyby tylko mogła, wyszła by jak najszybciej z tego pomieszczenia. To przyczyniło się do małego ukucia w moim sercu. Przełknęłam ślinę i zbliżyłam mikrofon do ust.
- Cześć. - powiedziałam drżącym głosem w ojczystym języku. Spojrzałam przez ramię na Cher, która uniosła oba kciuki w górę. Znów spojrzałam na widownię. Czułam się jakby dokładnie każda para oczu wpatrywała się we mnie, tym samym wysyłając mi nieprzyjemne dreszcze. Straciłam pewność siebie. Jakby cały mój mózg, razem ze słowami wcześniej przemyślanymi, wyparowały...
- Nie będę was przynudzać. Jestem pewna, że jesteście zmęczeni po tak wspaniałym koncercie. Chcę tylko powiedzieć... Wesołych Świąt. - powiedziałam, i już miałam odejść, kiedy nagle wszystkie słowa powróciły. - Uśmiechajcie się. Zarażajcie śmiechem i radością. Niech będzie w was i na waszej twarzy. Zróbcie rzeczy, na które nie macie odwagi. Dajcie innym szczęście. Niech nie będzie miejsca na smutki, kłótnie i ból. To nie czas na to. Spojrzyjcie w lustro, uśmiechnijcie się i powiedzcie głośno, jak bardzo jesteście zadowoleni z tego, co teraz jest. To co było, niech zostanie za wami. Wyjawcie uczucia osobie, którą kochacie. Jutro, może być już za późno. I proszę... dążcie do marzeń. I uwierzcie w nie. Wiara czyni cuda... - omiotłam spojrzeniem całą salę koncertową. - Dziękuję.
Po skończonym monologu, odłożyłam mikrofon na miejsce i odwróciłam się. Za plecami usłyszałam donośne brawa i wiwaty. Uśmiechnęłam się pod nosem i dołączyłam do tancerzy, którzy schodzili ze sceny. Sara i Taylor spoglądały na mnie z nieukrytym zdziwieniem. Kryła się tam również duma.
*Następnego dnia*
- Więc mamy dziś wolne, a jutro wstawić się o 17? Przepraszam, nie słyszałam cię, Kyle jak zwykle darł ten swój arogancki ryj.. - spojrzałam na Cher z przepraszającą miną. Zaśmiała się cicho. Polubiłam ją przez ten czas. Jej pogoda ducha zdecydowanie mi się udzielała.
- Jak to Kyle. - przewróciła oczami z uśmiechem. - Jutro 17. Nie spóźnij się! - pogroziła mi palcem. Skinęłam głową z szerokim uśmiechem i wyszłam na zewnątrz, ciągnąc za sobą walizkę. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie dostrzegłam obiektu, którego szukałam. Westchnęłam nerwowo i wyciągnęłam z kieszeni wibrujący telefon.
Nie denerwuj się! Potrzebowali mnie w studio. Paul miał dziś gorszy dzień, nie przyjmował nawet wymówki o chorobie matki. Możesz uwierzyć? Nie martw się... Załatwiłem kogoś innego. :)
Zacisnęłam usta i zamknęłam oczy. Styles! Jesteś dupkiem, zabiję cię!
- Czekasz na kogoś? - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się szybko i ujrzałam arogancki uśmieszek Kyle'a. Zatopił dłoń w moich rozpuszczonych włosach i niebezpiecznie się zbliżył.
- Niczego się nie nauczyłeś. - wycedziłam z zaciśniętymi zębami. W tym samym też momencie zacisnęłam dłoń między jego nogami. Chłopak jęknął cicho i odsunął się, już na bezpieczną odległość. Chwyciłam rączkę walizki i odwróciłam się w stronę przyjeżdżających taksówek, wcześniej obrzucając chłopaka morderczym spojrzeniem.
Tupiąc nogą i co chwilę sprawdzając godzinę na zegarku, czekałam na tajemniczego wysłannika Harrego. Nagle na parking taksówek podjechało czarne Audi, skądś mi znajome... Drzwi od strony kierowcy otworzyły się i chwilę później miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Chłopak wysiadł z samochodu, zamknął go i podszedł do mnie, obdarowując mnie uśmiechem. Jak zdążyłam zauważyć, był świetnie ubrany.
- Cześć. Tęskniłem. - powiedział, i nie czekając na moją odpowiedź, delikatnie mnie uścisnął. Zamknęłam oczy i poczułam ten niesamowity zapach perfum. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy, które chwile wcześniej otworzyłam. Moje serce zaczęło bić szybciej i wydawało mi się, że nagle z 5 stopni Celciusza, zrobiło się co najmniej 30.
- Cześć. - odpowiedziałam w końcu i uśmiechnęłam się nerwowo.
Chłopak chwycił moją walizkę i wskazał ręką na samochód, zachęcając mnie do zrobienia pierwszego kroku w jego stronę. Kiwnęłam krótko głową i ruszyłam w stronę auta. Brunet schował torbę do bagażnika i wsiadł do samochodu. Przewróciłam oczami i zrobiłam to samo.
- Opowiadaj. - uśmiechnął się i uruchomił silnik.
- Nie ma czego. - wzruszyłam ramionami. - Ty opowiadaj.
- Nie ma czego. - odpowiedział tym samym tonem i również wzruszył ramionami. Zaśmiałam się cicho i walnęłam go w bark. - I jeszcze mi się dostaje? - zapytał, z miną obrażonego dziecka.
Panowała między nami taka dziwna obcość. Jakbyśmy praktycznie się nie znali. Jakby nic z tamtej nocy nie miało miejsca. Nienawidziłam tego uczucia...
- Oj Zayn, Zayn... - westchnęłam z udawaną powagą. Pokręciłam głową i spojrzałam ukradkiem na chłopaka. Miał strapioną minę. - Żartuję! Ty to zawsze się wkręcisz. - zaśmiałam się.
- Mam focha! - krzyknął. - Dobra nie. Jakie play na dziś? - zapytał, skręcając w jedną z ulic.
- Chillout. - ponownie dzisiaj wzruszyłam ramionami. - Mam ochotę na dobry film z jedzeniem obok. Duuużą ilością jedzenia.
- Piwo?
- A.. nie wiem, nie pomyślałam o tym. Chcesz dołączyć? - zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- A choinka ubrana? Nie wejdę do domu, w którym ani trochę nie czuć magii świąt.. - naburmuszył się.
- Przecież ty nawet nie wierzysz w Boga, a co dopiero w jego narodziny. - zaśmiałam się.
- Wiem. Ale lubię paradować w czapce Mikołaja. To takie... przepraszam, zabrakło mi słowa. - skrzywił się. Czemu on zawsze doprowadzał mnie do śmiechu?
Podjechaliśmy pod mój dom pół godziny później. Malik wysiadł z samochodu i wyciągnął walizkę z bagażnika.Westchnęłam i odpięłam pas. Standardowo, moje myśli toczyły zawziętą walkę w mojej głowie. Wysiadłam z auta i podeszłam do Zayna, który stał obok furtki.
- Dziękuję. - powiedziałam, podniosłam się na palcach i delikatnie musnęłam jego policzek. Uśmiechnął się szarmancko i podał mi rączkę walizki.
- Do usług. - odpowiedział, jak zwykle patrząc mi głęboko w oczy, powodując tym samym szybsze bicie serca.
- To może... wejdziesz? Chociaż na moment? - wskazałam kciukiem w stronę domu, przegryzając wargę. - Wejdziesz. - odpowiedziałam za niego. Jestem pewna. - uśmiechnęłam się zadziornie, ciągnąc go za rękę w stronę domu.
Nie mówił nic. Milczał. Jak zwykle był tajemniczy. Ściągnęłam płaszcz, buty i udałam się do kuchni. Braciszka nawet nie interesuje powrót siostry? Włączyłam czajnik z wodą na kawę i napisałam mu sms.
Wróciłam. A ty gdzie jesteś?
Nie doczekałam się odpowiedzi. Przynajmniej nie szybkiej. Westchnęłam i wyciągnęłam filiżanki z szafki. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, gdzie stał Zayn.
- Kawę, prawda? - zapytałam, na co on krótko kiwnął głową, cały czas badając mnie wzrokiem.
- Możesz przestać? Czuję się niezręcznie czy coś... - poprosiłam, nie patrząc na mulata. Chłopak zaśmiał się i podszedł do mnie. Nachylił się i z uśmiechem spytał.
- A teraz? - odwróciłam głowę w jego stronę. Jedyne co zobaczyłam to jego cudowne, brązowe tęczówki.
- Teraz zdecydowanie umieram. - wyszeptałam. On uśmiechnął się szerzej i zbliżył się jeszcze bliżej. Delikatnie przymknęłam oczy. Wiedziałam co teraz nastąpi. Czułam jego oddech na swojej twarzy.
Cała magia prysnęła, kiedy mój telefon zawibrował. Skrzywiłam się i otworzyłam oczy. Zayn brał właśnie czajnik i zalewał kawę. Spojrzałam na ekran komórki i odebrałam, wciąż dobijające się połączenie.
- Halo? - odezwałam się. Pragnęłam jak najszybciej zakończyć rozmowę.
- Cześć Cherry. Wróciłaś już? - usłyszałam pytanie Daniela.
- Yep. Całkiem nie dawno weszłam do domu. Jak u ciebie? - siliłam się na uprzejmość.
- Jakoś leci. Denerwuje mnie ta cała atmosfera świąt. Nie wierzę, rozumiesz... No, ale.. nie dzwonię, żeby się żalić. Jest mała sprawa.
- Mianowicie? - zapytałam z udawaną powagą i zaśmiałam się cicho. Usłyszałam, że Daniel zrobił to samo.
- Ten magiczny wywiad twoich przyjaciół zadziałał. Odzyskałaś posadę.
- Czekaj... co? Możesz to powtórzyć? - Nie byłam pewna czy to, co usłyszałam, było prawdą. Malik spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Widzimy się w studio 5 stycznia. Poćwicz tekst! I ... Ah, niech stracę. Wesołych Świąt! - zawołał i zanim zdążyłam powiedzieć choć małe ,,Dzięki" rozłączył się.
Odsunęłam telefon od ucha i schowałam go do kieszeni. Zayn odwrócił się do mnie całkowicie i złapał mnie za ramię, nachylając się, by spojrzeć mi w oczy. Mój wzrok, który tkwił w jednej z kafelek, przeniósł się na jego idealną twarz. Martwił się. Tak dużo mogło się wyczytać z jego ciepłych oczu. Biła od nich troska.
- Co się stało? - zapytał cicho.
- Nie wiem czy w pełni mogę to stwierdzić ale... Jestem aktorką, bo... dostałam posadę z powrotem! - ostatnie słowo niemal wypiszczałam, z szerokim uśmiechem na twarzy. Zayn bez wahania chwycił mnie w ramionami i uścisnął mocno.
- Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę. - usłyszałam jego głos gdzieś nad moją głową. Odsunęłam go od siebie i zmierzyłam go wzrokiem.
- Zakazałam wam jakichkolwiek wywiadów.
- I ty myślisz, że byśmy cię posłuchali? - prychnął. - Marta, Marta. Jak dziecko. - znów prychnął.
- Słaby z ciebie aktor. - pchnęłam go dłonią, uśmiechając się zadziornie.
Złapał się w miejscu, w którym go dotknęłam i spojrzał na mnie oburzony. Później schylił delikatnie głowę i spojrzał na mnie spod byka, zbliżając się delikatnie. Uśmiech natychmiast zszedł mi z twarzy. Kiedy jego głowa była obok mojej, zatopił doń w moich włosach i wyszeptał mi na ucho:
- Co z tego, że słaby ze mnie aktor. Przy tobie chcę być sobą. Przy tobie nie muszę udawać. W miłości jest to zabronione. Kocham cię.
_______________________________
Cześć !
Nienawidzę tego rozdziału, chyba jedyny, który aż w takim stopniu mi się nie podoba :<
Powiem tak : Zbliżamy się do końca ! :D
Dobry best :D
A i to nad rozdziałem, to taki mały wkręt :D Chciałam podziękować, a nie jeszcze bardziej lizać się o komentarze. Soł... DZIĘKUJĘ ! Za wszystkie opinie i te 4000(!!!:O) wyświetleń!
Wspominałam, że zaczynam was kochać?
Wiśnia :D
Chłopcy 31 lipca :)
*_* Bad boi Bradford co? :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)