środa, 5 grudnia 2012

Part 35

- No dawaj Cherry, otwieraj swoje! - wrzasnął Lou, wymachując różowymi bokserkami na wszystkie strony. Obdarzyłam go znaczącym spojrzeniem i sięgnęłam po prezent opakowany szarym papierem. Wyróżniał się spośród innych. Był jakby z innego świata, czy tam święta, w ogóle nie kojarzącym się z Bożym Narodzeniem.
Lou zeskoczył z fotela i uklęknął przy mnie zaciskając pięści. Wzrok miał wlepiony we mnie.
- Ten od ciebie, czy coś? - spytałam, unosząc brwi. Dopiero teraz rzucił okiem na owinięty szarym papierem prezent. Prychnął, podniósł się, mruknął coś pod nosem i wrócił na swoje miejsce.
Pokręciłam głową i delikatnie rozwiązałam szarą kokardkę. Ozdobny papier natychmiast opadł a moim oczom ukazało się, znowu szare, pudełko. Uchyliłam wieczko i zobaczyłam jakby taśmę... Złapałam za jeden koniec, wstałam i wyciągnęłam ową taśmę z pudełka. Rozwinęła się natychmiast. Megan zasłoniła buzię dłońmi, dusząc krzyk. Zmarszczyłam czoło, rzucając jej szybkie spojrzenie i obróciłam taśmę w swoją stronę. To nie była żadna taśma. Była to długa wstęga zdjęć, jakby album, obramowany czarną kliszą. Album oczywiście nie duży, bo zmieścić się mogło około dwudziestu zdjęć.
Usiadłam z powrotem i po kolei, z uwagą i coraz większym uśmiechem oglądałam włożone tam zdjęcia.
Pierwsze przedstawiało mnie i Nialla...
Na kolejnych zdjęciach albo ktoś mi towarzyszył, albo byłam sama, z uśmiechem na twarzy lub udawaną smutną minką.
Zdjęcie numer osiem spodobało mi się najbardziej. Był na nim utrwalony śmiech. Po prostu. Patrzysz na zdjęcie i słyszysz śmiech, przypominasz sobie dokładnie, co się wtedy wydarzyło. Dzięki temu zdjęcie posiadało swój własny czar... Zdjęcie przedstawiające mnie i Nialla, droczących się ze sobą...
Podniosłam głowę. Każdy był uważnie wpatrzony we mnie. Każdy z wyjątkiem... blondyna. Panowała dziwna cisza, słuchać było tylko kolędy, śpiewane przez gwiazdy w telewizji. Ponownie spuściłam głowę. Zauważyłam, że ostatnia luka była pusta...
- Dobra, teraz mój ! - krzyknął Lou, zerwał się się z miejsca i cisnął we mnie ogromną, czerwoną paczkę. W ostatniej chwili zasłoniłam twarz rękami, prezent odbił się od nich i głucho pacnął na podłogę. Liam jakby czytał mi w myślach, natychmiast mnie uspokoił.
- Nie jest szklany, nie bój się. - uśmiechnął się, a ja odetchnęłam. Lou posłał mu tylko jakieś wymowne spojrzenie, ale... mniejsza o to.

Nie zanudzając, a podsumowując mój świąteczny łów prezentów. :
Od Liama dostałam bardzo stylowy, naścienny organizer. Tłumaczył mi, że jeśli coś ominę, przy podpunkcie będzie paliła się czerwona diodka. Pomysłowe i przydatne, szczególnie dla mnie.
Od Harrego dostałam bardzo pojemną kosmetyczkę, lub jak kto woli - mini szafeczkę na kosmetyki. Wystarczyło otworzyć jedną szufladkę, by okazało się, że nawet na święta Hazza nie porzucił swojej jakże urokliwej osobowości zboczeńca. Tak. Kupił mi trzy paczki prezerwatyw.
Megan podarowała mi ogromnych rozmiarów budzik, koloru szaro-fioletowego.
- Jeśli go nie otworzysz i nie potrzymasz palca przez 10 sekund na tym małym pulpicie, nie przestanie dzwonić. - poinformowała mnie, gdy tylko wyciągnęłam owe cudo z papieru.
Adrian za to, już za wstępie uprzedził mnie, że miał problemy z wynalezieniem czegoś, co mogło by mnie ucieszyć. Nerwowo drapał się po głowie, kiedy otwierałam granatowe, miłe w dotyku pudełeczko. Prezentem były trzy złote bransoletki. Na każdej był wygrawerowany inny napis. Najbardziej spodobała mi się ta z napisem Always late. Taka jakby... no dobra. Właśnie taka byłam. Wiecznie spóźniona.
Od Nialla, jak już wcześniej było wspomniane, dostałam fantastyczny album ze zdjęciami.
Prezentem Lou okazała się nieszklana koszulka reprezentacji Anglii. Zdziwił mnie ten prezent, jednak, gdy odwróciłam ją na drugą stronę, zobaczyłam, w miejscu, gdzie powinno być nazwisko piłkarza, napis Cherry.
- Nigdy nie widziałem, jak grasz, jednak masz ode mnie powołanie na następny mecz kadry. - wypiął dumnie pierś Lou, niczym doświadczony trener. Hazza zręcznie walnął go w brzuch i ze śmiechem przybiliśmy piątki.
Olaf powiedział, że swój prezent dostanę dopiero po świętach. 
Najbardziej, co muszę przyznać ze szczerą prawdą, nie mogłam doczekać się prezentu od Zayna.
Ten jednak, gdy poszłam dorobić herbaty, poszedł za mną i oznajmił (całując mnie czule w czoło) iż wręczy mi go później.
- Mogę skorzystać z balkonu na górze? - zapytał, gdy wychodziłam z kuchni z trzema kubkami w dłoniach.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego dość znacząco.
- Liam prosił mnie, żebym nie robił tego w święta, ale to całe rozdawanie prezentów, było jednak trochę stresujące. - przyznał ze wstydem w oczach, kładąc rękę na karku.
- To ja ci kupuję kaszlącą popielniczkę, żebyś rzucił, a ty i tak...
- Ale to tylko dzisiaj. Od jutra rzucam. Obiecuję. - przychylił lekko głowę w dół, patrząc mi prosto w oczy. To wystarczyło, by mnie przekonać.
- A mogę iść z tobą? - zapytałam, nie kryjąc cienia uśmiechu, po tym, jakim wzrokiem mnie obdarował.
- Chcesz wdychać te świństwa? - uniósł brwi. Wzruszyłam ramionami.
- Chcę iść z tobą. - uśmiechnęłam się jak małe dziecko. Zayn przewrócił oczyma, wziął dwa pozostałe kubki i ruszyliśmy razem do salonu.
Na górę dostaliśmy się dopiero po 20 minutach. Lou tak mi truł o swoim prezencie, że nie sposób było go olać i po prostu wyjść.
Zayn otworzył drzwi od balkonu i przepuścił mnie pierwszą, niczym dżentelmen.
Nie lubiłam grudnia. Mimo iż to ostatni miesiąc w roku, miesiąc świąt i niby powinien być radosny, nie był moim miesiącem ulubionym. Powietrze nie było przyjemne. Można by powiedzieć, że przenikało do szpiku kości. Całe szczęście, że nie było śniegu. Lekka mgiełka unosiła się nad ziemią, tworząc na prawdę ponurą atmosferę. Ponurą i przede wszystkim, na pewno nie radosną. Wydawało się, że tylko nienormalny człowiek mógłby uśmiechnąć się w taką pogodę. Nienormalny, wariat lub ja. Ja, czyli człowiek mimo wszystko szczęśliwy.
Dłonie Zayna oplotły mnie w tali, a jego głowa spoczęła na moim ramieniu. Po moim ciele rozpłynęło się urocze ciepło.
- Dobra, rób to co masz robić i wracamy, jest dość chłodno. - oznajmiłam obracając się do niego przodem. On spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, westchnął i z powrotem mnie od siebie odwrócił.
- Zamknij oczy. - nakazał dość surowym tonem.
Po chwili poczułam jak chłodny metal przylega do mojego dekoltu. Jedna dłoń Zayna powędrowała do moich oczu, szczelnie je zasłaniając, a druga znów mnie obróciła.
- Najpierw musiałem zrobić to. - usłyszałam jego słodki szept. Ściągnął dłoń, a ja w końcu otworzyłam oczy. Brunet wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. Mój wzrok natychmiast powędrował w stronę owego zimnego metalu. Chwyciłam go w dłoń. Przez światło, które paliło się wewnątrz, dokładnie widziałam, iż Zayn podarował mi łańcuszek z wisiorkiem. Było to srebrne, wypukłe serce.
- Otwórz. - powiedział chłopak, ale tym razem jego głos brzmiał jak prośba.
Tak jak nakazał, tak zrobiłam. W środku tego niewielkiego serca było nasze wspólne zdjęcie. Z tego co pamiętałam, nie odzywaliśmy się wtedy do siebie. Dlatego na mojej twarzy gościł grymas, a na jego zaś... jedynie tajemnica.
Po drugiej stronie skrzydła była mała karteczka, z napisem : I'm only yours.
Podniosłam wzrok na Mulata. Uśmiechał się. A mi powoli szkliły się oczy.
- Dziękuję. - szepnęłam, nieco zachrypniętym głosem. Wspięłam się na palce i cmoknęłam go w usta, dłonią szukając jego kieszeni. On, zboczeniec, pomyślał pewnie, że zmierzam do czegoś innego, nic z tym nie zrobił. Ja jednak wymacałam prostokątny kartonik w jego spodniach i delikatnie go wysunęłam. Stanęłam prosto na nogach, odstępując od chłopaka na krok. Dopiero teraz zauważył, że zabrałam mu papierosy. Uniosłam paczkę na wysokość oczu i z lubością zapytałam. :
- Nie masz nic przeciwko, żebym spróbowała ?
- Oszalałaś? - głos Zayna przypominał syk na prawdę złego węża. - Dawaj mi to. - machnął ręką w powietrzu, gdyż szybko zdążyłam się odsunąć. - Marta nooo.
- Zayn nooo. - przedrzeźniałam go.
Kręciliśmy się w kółko. Ja uciekałam - on gonił. W końcu dopadł mnie i objął swoimi silnymi ramionami. Szamotaliśmy się tak chwilę, dopóki nie poczułam jak moje palce ześlizgując się z paczki.
- Czy ty w ogóle wiesz, na jakie niebezpieczeństwo byś się naraziła? Jeden papieros i po tobie. - wyciągnął jednego, podczas gdy ja splotłam ręce pod biustem.
- Przecież to tylko jeden. Jeśli paliłabym miesiąc to bym się uzależniła. Nic mi po jednym papierosie. Albo nawet po jednym zaciągnięciu. Czytałam o tym dużo Zayn. Każdy w mojej rodzinie palił kiedyś czy pali wciąż. Musiałam poznać sytuację, czym to grozi o tak dalej. Zaufaj mi, nic się nie stanie. - starałam się dobrać jak najlepsze argumenty. Co mnie do cholery wzięło na to świństwo? Nie wiem, ale pożądanie było ogromne.
 - Jesteś pewna? Boję się, że się uzależnisz, a to będzie tylko i wyłącznie moja wina... - mruknął chłopak, w jednej dłoni trzymając papierosa, w drugiej czarną zapalniczkę.
- Zaaayn... - przeciągnęłam, zwracając wzrok ku górze.
- Oj dobra... Włóż go do buzi. - powiedział wyciągając dłoń z papierosem w moim kierunku. Spojrzałam na niego wielkimi oczyma.
Przez następne 2 minuty śmiałam się jak głupia, a on uspokajał mnie, mówiąc, że nie miał nic zboczonego na myśli. Cóż... ja miałam, a to wystarczyło.
Włożyłam, tak jak kazał, do ust i czekałam na dalsze instrukcje.
- W momencie gdy podpalisz papieros, wciągnij mocno powietrze do płuc. - rzekł i podał mi zapalniczkę.
Chwyciłam papieros w dwa palce i podsunęłam do niego czarny przedmiot. Kliknęłam, nie wahając się za bardzo, a gdy papieros zaświecił czerwonym żarem, mocno pociągnęłam. Zayn zabrał ode mnie zapalniczkę. Wyciągnęłam papierosa z ust, odsuwając go kawałek od siebie. Poczułam niezbyt piekący ból w gardle. Nic po za tym. Wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam na Zayna.
- Musisz jeszcze raz. - zachęcił mnie.
Zrobiłam tak, jak powiedział.
Dlaczego ludzie widzieli w tym aż takie zło? Nie czułam przecież, jak gdyby pożar wypalał moje płuca lub serce. Tak na prawdę... w ogolę nie widziałam w tym nic złego. Po za jednym...
Po chwili moje gruczoły, lub jak kto woli, ślinianki, zaczęły pracować na podwójnych obrotach. Plułam, choć to niegrzeczne, praktycznie za każdym zaciągnięciem. A Zayn? Śmiał się pod nosem, paląc swoją fajkę.
- Tylko nie żuj filtra. - powiedział 2 minuty później.
- Co to znaczy? - spojrzałam na niego zagubiona.
- Gdy papieros się kończy, dochodzi do tej czarnej kreski, widzisz? - podszedł do mnie i jak małemu dziecku - wskazał palcem czarną linię, okręcającą fajkę dookoła. - Na oko zostało ci ostatnie zaciągnięcie. Później zgaś i wyrzuć. - powiedział lekko, wzruszając ramionami.
- Czuję się na jakimś kursie. - mruknęłam, biorąc papierosa do ust. Jak się później okazało - nie był to ostatni raz...
- A propos kursu. Nie dostałaś ode mnie tylko naszyjnika. - rzucił mi krótkie spojrzenie brunet. Zamachnął się i wyrzucił fajkę daleko za płot, na ulicę.
- Co takiego? Wiesz dobrze, że nie lubię prezentów. - uniosłam brwi do góry w buntowniczym geście.
- Wiem. Ale i tak będziesz go mogła używać za jakiś czas. Z tego co mówiłaś, jeśli dobrze pójdzie to już po nowym roku. - powiedział tajemniczo, chwycił mnie za rękę i poprowadził do drzwi.
- Dlaczego ty do cholery jesteś taki tajemniczy? - zmarszczyłam czoło.
- On kurczę, bym był zapomniał. Musimy umyć ręce. - zatrzymał się nagle i skręcił w stronę łazienki. Fak jea za zmianę tematu Malik! Postanowiłam jednak odpuścić.
Mycie rąk skończyło się na tym, że on miał całą koszulę, a ja sukienkę, mokrą.
- To jest prawdopodobnie najgorsza wizualna i techniczna wada palenia. Zapach rąk nie jest zbyt miły. Ale nie tylko rąk. Jeśli trzymasz papierosa blisko siebie, śmierdzą też ciuchy. Ale przede wszystkim... - tu zrobił małą pauzę, odrzucił ręcznik i nachylił się nade mną. Pocałował mnie, po chwili językiem rozchylając moje wargi. Ten pocałunek zapadnie mi w pamięć. Był okropny.
Zayn odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Już wiesz co jest najgorsze? - zapytał.
- Jak się tego pozbyć? - zmarszczyłam czoło i chuchnęłam sobie w dłoń. Zapach był okropny.
- Gumy do żucia. Ewentualnie czymś zagryźć. A jeśli jesteś w dziczy, to po jakiejś godzinie czy dwóch samo mija. Tylko pamiętaj, że zawsze od ciebie wyczuję, kiedy zapalisz. - pomachał mi palcem przed nosem. Zgasił światło i wyszedł z łazienki. Przewróciłam oczami i poszłam za nim.
- Poczekaj, wezmę gitarę! Mam dość angielskich kolęd, w tym domu są Polacy, do cholery. 

*

- Marta, szybciej proszę! Pindrowałaś się cały dzień, na pewno wyglądasz świetnie! - usłyszałam krzyk Olafa z dołu.
- Idę, nie sikaj ! - odkrzyknęłam, chwyciłam za pasek torebki i zbiegłam do przedpokoju.
Mój brat stał z otwartą buzią koło drzwi, z kluczykami w ręce. Nałożyłam szybko szpilki na stopy i narzuciłam płaszcz na siebie.
- Dobra, jestem gotowa. - wyprostowałam się, wypuściłam głośno powietrze z płuc ze świstem, opuszczając ramiona i spojrzałam na brata. - A tobie co? - zmarszczyłam czoło.
- Nic a nic. - Olaf potrząsnął głową i otworzył drzwi. Spojrzałam na niego z pod byka z uśmiechem.
- Popraw ten krawat, mój szofer musi dobrze wyglądać. - uśmiechnęłam się bardziej szyderczo i podeszłam do brata, wydając dźwięki obcasów na kafelkach.
- Zamierzasz mnie komuś przedstawić? No właśnie, nie masz czasem jakieś ciekawej, wolnej koleżanki? Nudzi mi się w wolnym czasie... - marudził.
Poprawiłam mu krawat i cmoknęłam go w policzek. Dzięki wysokim butom, mogłam zrobić to bez problemu.
- Coś pomyślę. Chodźmy już. - klepnęłam go w ramię i wyszłam z domu. On, jakby naburmuszony lub lekko smutny, powlókł się za mną, uprzednio zamykając dom.


Podjechaliśmy pod ogromny i nowoczesny hotel w północnym Londynie. Gdy tylko samochód się zatrzymał, moje drzwi natychmiast otworzył jakiś młody chłopak. Wysiadłam, patrząc na niego ze zdumieniem. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że to jego praca.
- Mogę poprosić kluczyki? Odwieziemy pański samochód na parking. - powiedział niskim jak na niego głosem do Olafa, który właśnie do mnie podszedł. Rzucił mu, również ze zdziwieniem, kluczyki i spojrzał na mnie. Chłopak ubrany w garnitur natychmiast obszedł auto dookoła, wsiadł i odjechał.
- Czujesz się jak gwiazda, co? - walnął mnie w ramię z głupkowatym śmiechem pod nosem. Przewróciłam teatralnie oczyma i wskazałam na paparazzich, czających się przed wejściem, które znajdowało się dobre kilkadziesiąt metrów stąd.
- Ty też się zaraz poczujesz, już tu lecą. Nie zrób mi siary, dobrze? - poprosiłam przesłodzonym od złośliwości głosem.
Jak baranki na rzeź, obeszliśmy piękne ogrody, sadzawki i tego typu rzeczy i stanęliśmy przed wejściem. Duża grupa fotografów zagrodziła nam drogę. Flesze błyskały dosłownie z każdej strony. Olaf, dodając mi odwagi, objął mnie ramieniem, ale ja i tak myślałam, że oślepnę.
Przebiliśmy się do środka dopiero po 5 minutach. Znów pojawił się obok nas młody chłopak, prosząc, tym razem, o nasze płaszcze. Później wskazał nam grzecznie ręką, gdzie powinniśmy pójść, więc w ową stronę ruszyliśmy. Pchnęłam kolejne drzwi, przy których stała obsługa, i znalazłam się w śnieżnobiałej sali. Musiałam kilka razy mrugnąć, by przyzwyczaić oko do tak dużej ilości bieli. Monumentalna choinka (zgadnijcie na jaki kolor przystrojona) stała na samym końcu sali. Przed nią rozstawiona była scena, wyglądająca jak ośnieżona łąka, czy coś tego typu. Dookoła porozstawiane były stoliki kilkuosobowe, przystrojone czymś błyszczącym, trudno było mi dojrzeć z tej odległości, cóż to dokładnie było. Kelnerów było mnóstwo. Stali porozstawiani każdy, przy jednym stoliku. Przypomnę tylko, że gości miało być około 500. W tym najwięksi celebryci...
Spojrzałam w dół. Kafelki przystrojone były sztucznym, błyszczącym śniegiem, który już zdążył przykleić się do moich różowych butów. Zwróciłam głowę ku Olafowi. On również z zaciekawieniem przyglądał się wszystkiemu dookoła.
- Znajdźmy resztę. - powiedział po chwili. Rozejrzałam się po sali.
- To nie będzie trudne, już widzę czerwoną kieckę Taylor. - uśmiechnęłam się pod nosem i wskazałam palcem na dziewczynę, stojącą obok jakiegoś wyjątkowo przystojnego kelnera.
- Myślałam, że będziesz szukać Zayna... - zmarszczył czoło mój brat, patrząc na mnie.
- Napisał mi, że dopiero wyjechali, nie spinaj się. - przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę dziewczyny.
Przywitała mnie jak zwykle, uwieszeniem mi się na szyi i gadką, jak to bardzo za mną tęskniła.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała Sara, która właśnie pojawiła się zza pleców Tay. - Gdzie kupiłaś tak świetną sukienkę? - zapytała, łapiąc na jej rąbek i macając ją palcami.
Już miałam otworzyć buzię, żeby jej coś uświadomić, kiedy mnie uprzedziła.:
- A no tak... Tylko ja mam tak niesamowite wyczucie stylu i gustu. - powiedziała skromnie, uśmiechając się jak ostatni cwaniak. Walnęłam ją delikatnie w ramię.
- Baby i ich gadanie o ciuchach. - mruknął pod nosem Olaf, niemal niesłyszalnie, a brązowowłosy kelner parsknął śmiechem. Wbiłam mu łokieć w żebra, mając na celu uświadomienie mu, żeby powiedział coś miłego. Poskutkowało. - A wy obydwie kupiłyście takie same zestawy w innych kolorach i tylko powymieniałyście się elementami? - uniósł jedną brew patrząc na Tay i Sarę.
Poniekąd miał rację. To co jedna miała na czarno, druga miała na czerwono. Ja odebrałam to na pewno jako nie komplement, a coś chamskiego. Dziewczyny chyba też, bo spojrzały na niego spod byka. Natychmiast się poprawił.
- W każdym razie, efekt jest niesamowity. - uśmiechnął się firmowo, ukazując swoje proste zęby. Gdyby nie był moim bratem, lub gdybym była na miejscu dziewczyn, serce zaczęłoby bić mi szybciej.
Ale istniał tylko jeden jedyny chłopak, dzięki któremu moje serce tak właśnie reagowało. Zastanawiałam się tylko, gdzie jest, kiedy będzie i czy o mnie myśli... Bo ja myślałam o nim bez ustanku...

Zayn

- Kolejna grupa tych zniewieściałych dupków! - powiedział ze złością Tommo, kiedy nasza limuzyna stanęła pod hotelem, w którym miał odbyć się bankiet.
- Dobrze wyglądam? - zapytałem, przeglądając się swojemu odbiciu w szybce telefonu.
- Tak, jak zwykle, wyglądasz jak zjarany, czarnowłosy potwór. - bąknął pod nosem Niall. Nastąpiła chwila ciszy, a później wszyscy, włącznie z kierowcą, wybuchnęli śmiechem.
Wysiedliśmy z samochodu w dobrych humorach. Paparazzi, widząc nasze szerokie uśmiechy, zrobili kilka zdjęć, a później grzecznie rozstąpili się sprzed wejścia. Zdziwiło nas to, bo zawsze starali się wyprowadzić nas z równowagi, byle by tylko uchwycić z fleszem jakąś sytuację.
Weszliśmy, oddaliśmy nasze płaszcze i ruszyliśmy w stronę, pięknie przystrojonej, sali bankietowej.
Wszyscy goście siedzieli już na swoich miejscach, a na scenie trwał występ. Na oko - nastolatkowie - przedstawiali jasełka. Ruda dziewczyna właśnie śpiewała Last Christmas.
Kelner chwycił mnie za ramię i wskazał nam nasze miejsca. Ruszyliśmy więc z chłopakami w tamtą stronę. Już z daleka mogłem dojrzeć jej lśniące, blond włosy, jej idealnie dobraną bladoróżową sukienkę, jej ruchy, kiedy obdarowała oklaskami rudą artystkę. Kiedy dzielił nas jedynie stolik rozbrzmiała All I want for Christmas śpiewana przez Conor'a Maynard'a i Perrie Edwards z Little Mix. Rzuciłem tam na prawdę szybkie spojrzenie, ale nawet ono wystarczyło, by móc stwierdzić, że członkini zespołu wyglądała dziś na prawdę okropnie. Skrzywiłem się pod nosem.
Położyłem dłonie na oparciu krzesła mojej ukochanej blondynki, nachyliłem się i równo z artystami na scenie, cicho zaśpiewałem. :
- All I want for Christmas is you.
Cherry odwróciła się z szerokim uśmiechem na twarzy, patrząc mi głęboko w oczy. Ponownie się nachyliłem i złączyłem nasze wargi razem. Ale tylko na chwilę. Później opadłem na krzesło obok niej i położyłem dłoń na jej udzie.
Wszyscy, którzy dziś występowali, byli na prawdę utalentowani. Pomyślałem, że jestem nikim z moim.. talentem. Tylko ona rzucała na mnie ten blask, dzięki któremu czułem się i najlepszy i najszczęśliwszy.
Z rozmyślań wybudził mnie Liam.
- Paul chce cię widzieć. Jest za sceną. - szepnął do mnie, delikatnie mnie szturchając. Zrobiłem pytającą minę, jednak ten tylko wzruszył ramionami. Powiedziałem Marcie, gdzie idę i podniosłem się z miejsca.
Kilka głów zwróciło się w moją stronę, kiedy przechodziłem między stolikami. Czułem się mniej więcej jak pies... przepraszam. Modelka na wybiegu, bo każdy mierzył mnie od stóp do głowy. Przełknąłem ślinę i przyspieszyłem kroku.
Paul rozmawiał z głównym menadżerem Modest'u a obok stała... Piękna Perrie Edwards z Little Mix.
- O Zayn, dobrze cię widzieć. - uściskał mi rękę pan Richard. Skinąłem grzecznie głową i uśmiechnąłem się. Później przeniosłem pytający wzrok na Paula, który trochę się zmieszał. Klasnął cicho w dłonie, jakby miało mu to dodać odwagi i zaczął mówić.
- Nie chcę ci mącić w głowie, z racji tego, że są święta...
- Chociaż i tak zaraz mu powiesz to, czego nigdy w życiu nie chciałby usłyszeć. - skinął uprzejmie głową pan Richard, w przeprosinach za przerwanie. Paul rzucił mu krótkie spojrzenie i znów zaczął mówić.
- W każdym razie, przejdę do rzeczy. Będziesz miał dziewczynę. - powiedział, uśmiechnął się pocieszająco, a ja myślałem, że moje nogi właśnie zamieniły się w jakąś miękką gąbkę.

______________________________________________________________

Siemcia, hejcia, joł! :)
Co u was?
Przepraszam bardzo, że prawie miesiąc zajęło mi pisanie tego rozdziału, ale ktoś jak się uczepi, to tak łatwo nie odpuści. Nie zacznę na ten temat pisać, bo jak się rozgadam to już koniec...
Więc tak .. Payzer znowu razem, ja skaczę z radości a Harry trzyma za rękę Taylor Swift. Tylko go zobaczę, a ma soczystego kopa w dupę.
Chyba tyle w temacie. Zasada wciąż obowiązuje. (3 komentarze)
Może wyrobię się z następnym rozdziałem do świąt, ewentualnie do sylwestra, sorry not sorry, ja też mam życie :)
Trzymajcie się ciepło w te zimne dni!
Wiśnia :D


                                              moim zdaniem - ich najlepsza sesja everrr.


4 komentarze:

  1. wspaniały ♥ ciekawa jestem co powie na to Cherry gdy się dowie co mu Paul powiedział :O

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny ^^ dawaj następny ! < 69

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnyy :D Kiedy następny? xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. wesołych świąt! xoxo

    OdpowiedzUsuń