niedziela, 20 stycznia 2013

Part 40

-Dziesięć! Dziewięć! Osiem! Siedem! Sześć! Pięć! Cztery! Trzy! Dwa! Jeden! Szczęśliwego nowego roku!
Wykrzyczeli wszyscy ludzie, stojący na tarasie, oglądający przepiękny pokaz sztucznych ogni, śmiejący się ile sił w płucach, stukający się lampkami szampana, przytulający się i składający sobie noworoczne życzenia... Wszyscy, oprócz mnie.
Przewróciłam oczami i upiłam łyka alkoholu. Nie lubiłam celebracji. Tym bardziej w takich okolicznościach. Dlatego stanęłam jak najbardziej w cieniu wszystkich. Niestety, kiedy potrzebujesz odosobnienia, nagle wszyscy przypominają sobie o twoim istnieniu. Więc zaraz doskoczyli do mnie Olaf, Megan, Dylan, Ellie, Danielle, Liam, Louis, Harry...
- Chodź tu szkrabie! - Dylan uściskał mnie tak mocno, że przez chwilę moje nogi dyndały beznamiętnie nad podłogą. - Rozchmurz się w końcu! Wszystkiego najlepszego, żeby było lepiej Cherry! - krzyczał mi do ucha. - I weź wróć na wykłady, bo mi nudno bez ciebie... Tak, mówię ci to teraz, bo tylko w sylwestra jestem dość szczery. Spokojnie jutro znów założę maskę. I uprzedzam kolejne pytanie. Nie wypiłem za dużo, nie martw się.
- Jezu, dlaczego ty tyle gadasz?! - oderwałam się i  spojrzałam na niego z wielkimi oczyma. Popatrzył na mnie spod byka. - No co, to było moje ,,wszystkiego najlepszego''... - wydukałam z niewinną miną.
Dylan odsunął się i jego miejsce zajęły Dann i Ellie.
Było głośno, był gwar no i... Mam nadzieję, że wybaczą mi to, że nie usłyszałam ich śpiewającej wiązanki. Wymieniłyśmy się buziakami w policzki i uśmiechami. Dziewczyny poszły, a ja znów zostałam sama pod ścianą.
Dopiero po minucie znalazł mnie Liam. Z kolei jego życzenia były tak skomplikowane, że... Czy tylko ja uważam, że on gada czasami zbyt szybko? Trafnie, słusznie, pocieszająco i w ogólę, jak prawdziwy przyjaciel, ale za szybko!
Najlepszy był Loui. Podbiegł do mnie, złapał mnie za ramiona i krzyknął mi w twarz : Dużo seksu! I uciekł.
Dlatego pierwszym pytaniem Harrego, gdy mnie spotkał, było, czy wszystko w porządku. Rozumiecie, stałam tylko i wyłącznie dzięki pomocy ściany. Przestałam się śmiać i wydusiłam, że jest dobrze.
- Co ja mogę ci życzyć, Styles? - zapytałam, gdy mnie przytulił i powiedział swoje.
- Żebym miał cię na zawsze. - wyszeptał.- Jako przyjaciółkę! - dopowiedział szybko.
Rozluźniłam uścisk, by spojrzeć mu w oczy.
- Będę zawsze, Harry. Obiecuję. - powiedziałam spokojnym tonem i uśmiechnęłam się delikatnie.


-  Dzięki, że przyszliście. Trzymajcie się, uważajcie na stopień. Dziękuję, tobie też wszystkiego najlepszego...  - Od ponad pięciu minut Zayn stał przy drzwiach i żegnał się ze wszystkimi gośćmi. A było ich sporo...
Siedziałam na kanapie obok śpiącego Lou i gapiłam się w ścianę, popijając sok. Tak, sok. W końcu usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i Malik pojawił się w salonie.
- Są ludzie i są parapety. - powiedział zmarnowany.
Uśmiechnęłam się szeroko, szybko podniosłam się z kanapy, podeszłam do bruneta i zarzuciłam mu ręce na szyję.
- A ty jesteś wszystkim. Dla mnie. - wyszeptałam, szczerząc się i patrząc się w jego czekoladowe oczy.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo tęskniłem. - pogłaskał mnie po włosach, idąc spojrzeniem za ruchem swojej ręki.
- Przecież cały czas tu byłam... - zmrużyłam oczy.
- Nie było cię. Jak dla mnie cię tu nie było. - powiedział i złączył nasze usta w czułym pocałunku.

Kolejne trzy dni znów były monotonią. Skończyłam nagrywać wokale z Cher, teraz pozostało czekać na wyniki pracy montażystów. Nauczyłam się scenariusza na pamięć i poćwiczyłam trochę z Olafem. Umierałam ze śmiechu za każdym razem, gdy, nie wiedzieć czemu, udawał, że mdleje. Spotkałam się kilka razy z Dylanem na kawie czy spacerze... Nie były one przyjemne, zwłaszcza te w parku, ponieważ spadł śnieg i było mroźno. Więc mój nos, uszy i policzki, ale przede wszystkim palce zamieniały się w czerwony lód. Jakby na nasze zawołanie, każdą naszą ,,randkę" śledzili paparazzi.
I żadnego spotkania z Zaynem... Tylko kilka smsów, rozmów przez telefon. Umówiliśmy się w sobotę, że pójdziemy zrobić ten, wymyślony przez niego, łączny tatuaż.
Dzwonili do mnie ze szkoły jazdy i przełożyli testy na czwartego... Czyli sobotę. Spotkanie z Zaynem musiałam więc przełożyć na nieco późniejszą godzinę.
W piątek poćwiczyłam jeszcze znajomość znaków drogowych, wszystkich przepisów i każdego regulaminu. Dlatego w sobotę rano nie pomogła mi nawet kawa. Cały czas byłam zaspana i jedyne czego pragnęłam tak na prawdę, było pójście z powrotem do łóżka. Żarty Olafa, jego śpiewanie(fałszowanie) wydurnianie się i dużo innych rzeczy, które myślał, że mnie rozruszają, nie pomogły. Stres pozostał.
Nagle zadzwonił telefon, kiedy mój brat dramatycznie oblał się keczupem, leżąc na środku kuchni. Pokręciłam głową ze śmiechem i odebrałam, nie zważając na nawoływanie o pomoc.
- Halo?
- Cześć córcia, jak tam u was? - usłyszałam głos mojej mamy.
- O... Cześć mamo. Twój chory umysłowo syn leży na kafelkach oblany keczupem i udaje, że jest ofiarą gangsterskich porachunków. Polecisz mi jakiś lek, ewentualnie terapię? - zapytałam i usłyszałam śmiech rodzicielki.
- To może wyślij go do mnie, z powrotem do Polski? - zaproponowała.
- Musiałabym spytać, co o tym myśli... Ale wątpię. Od jutra zaczynam pracę na planie, więc dom będzie pod niczyją opieką, musi zostać. - odpowiedziałam, wkładając rękę do kieszeni dresów.
- Więc od jutra wchodzisz na drogę do gwiazd? - zażartowała. Parsknęłam udawanym śmiechem.
- Coś w ten deseń. Muszę się zbierać, zaraz jadę zdawać prawo jazdy. Dam ci Olafa. Trzymaj się pa! - pożegnałam się i szybko wcisnęłam telefon w rękę zdezorientowanego brata.
Pobiegłam na górę, a kiedy wróciłam do salonu, już przebrana, Olaf skończył rozmawiać z naszą mamą.
- Ubieraj się. - rzuciłam i zaczęłam zakładać buty.
Brunet niechętnie podniósł się z fotela i również się ubrał. Zapiął zamek od kurtki i westchnął.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie wracam. - mruknął.

- Marta Cherry, poproszę! - zawołał mój opiekun.
Podeszłam nerwowym krokiem do staruszka i pokazałam dowód osobisty. Przepisy to przepisy. Kiwnął głową i wskazał mi dłonią zieloną Elkę. Wsiadłam do samochodu, zapięłam pasy i czekałam, aż drzwi od ogromnego garażu uniosą się w górę. Kiedy to się stało, zapaliłam silnik i wyjechałam na plac. Cały czas ciążyło na mnie wrażenie, że coś się stanie... Przez te słowa Karoline... Test był stosunkowo prosty - trzeba było przejechać tor przeszkód. O jego randze trudności nie ma co dyskutować.
Przejechałam slalomem, zaparkowałam równolegle i zrobiłam pozostałe zdania. Stres jakoś uleciał. Kiedy skończyłam, ponownie wjechałam do garażu. Odetchnęłam. Myślałam, że będzie dużo gorzej.
Wyłączyłam silnik, odpięłam pas i wysiadłam z samochodu.
- Bardzo ładnie. Miałaś najlepszy czas. Wyniki poznasz za 15 minut, możesz iść do poczekalni, napij się gorącej czekolady. - uśmiechnął się do mnie mój instruktor. - Ale zdałaś bez problemu. - powiedział trochę ciszej, tak, że tylko ja usłyszałam jego słowa i puścił do mnie oczko.
Z nieopisaną lekkością udałam się do małej kawiarenki na piętrze. Zamówiłam kawę i pączka i usiadłam do stolika przy oknie. Wyciągnęłam telefon, pobawiłam się nim chwilę, napisałam sms do Zayna i odłożyłam go na blat. Podniosłam głowę. Na przeciwko mnie siedział Niall.
- No siema. - uśmiechnął się.
- Jak ty...? - machnęłam ręką w jedną i drugą stronę z otwartą buzią.
- Zapomniałaś czegoś. - położył na stół mój dowód osobisty.
- Skubany! Ani cię nie widziałam, ani nie usłyszałam.. Ze mną jest coraz gorzej... - przyłożyłam dłoń do czoła. Nialler wybuchnął śmiechem.
- Zdałaś? - zapytał, rozsiadając się wygodnie na krześle.
- Yhmmmm... - mruknęłam, pijąc kawę. - A ty?
- No pewnie. - prychnął, udając mistrza rajdowego.
- Sodziarz. - pokręciłam głową z uśmiechem.
Wzruszył ramionami i sięgnął po mojego pączka. Upewnił się jednym spojrzeniem, że nie mam nic przeciwko i ugryzł połowę.
Nagle usłyszeliśmy ogromny huk. Szyby popękały, a podłoga pod nami zatrzęsła się niebezpiecznie. Spojrzeliśmy przez okno. Na środku placu, z czerwonej Elki unosiła się ogromna beczka pomarańczowego jak zachód słońca dymu. Auto niemal w nim utonęło. Dopiero po chwili, gdy, już szary, dym zaczął unosić się jedynie w górę, zobaczyliśmy, że ogień pochłonął cały samochód.
Rzuciliśmy z Niallem szybkie spojrzenia na siebie i natychmiast podnieśliśmy się z krzeseł. Zbiegliśmy na dół, do pomieszczenia, gdzie jeszcze 10 minut temu byli wszyscy zdawający egzamin. Weszliśmy szybko do garażu. Przepchaliśmy się przez mały tłum, stojący przy drzwiach. Każdy trzymał dłoń na ustach. Instruktorzy łapali za gaśnicę i pędzili w stronę płonącego auta. Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona... Bo przecież to ja miałam być celem.

- A co ty taka blada? - zapytał zmartwiony Zayn, kiedy wsiadłam do jego auta 15 minut później. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów.
- W sumie to.. mogłam dziś zginąć.. Ale Karoline źle wymierzyła cel i zamiast tego.. - głos mi się załamał.
Schowałam twarz w dłonie. Nie potrafiłam nic więcej powiedzieć.  Sekundę później poczułam ramiona Malika, przytulające mnie mocno.
- Spokojnie. Jesteś cała, a to najważniejsze. - szepnął.
- Ale ktoś niewinny zginął z mojego powodu! - krzyknęłam.
- Marta. - Zayn rzucił mi karcące spojrzenie. - Nie z twojego powodu. Ty nie jesteś niczemu winna.
No tak to wszystko wina tej przeklętej Karoline - pomyślałam. Walnęłam się płaską ręką w czoło.
- To wszystko jest posrane, zabierz mnie stąd. - poprosiłam, a nawet niemal rozkazałam.
Mulat kiwnął głową, zapalił silnik i ruszył. Przejechaliśmy kilka przecznic i zatrzymaliśmy się pod... Katedrą.
Spojrzałam na niego zdumiona.
- Zmieniłeś wiarę? - zapytałam głupio.
 Popatrzył na mnie jednoznacznie. Odpiął pas i wysiadł z samochodu. Zrobiłam to co on i moment później staliśmy oboje przed drzwiami do monumentalnego budynku.
- Myślisz, ze jest... - nie zdążyłam dokończyć, kiedy Zayn delikatnie pchnął drzwi. Były otwarte.
Kiedy wchodziłam, zdążyłam zauważyć wygrawerowany, złoty napis : St. Paul's Catedral.
Katedra była ogromna. Zayn zapłacił strażnikowi za wejście, chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę jednej z galerii. Wiedziałam, bo zdążyłam przeczytać kilka znaków, a Malik szedł dość szybko.
Weszliśmy do dziwnego pomieszczenia z ogromną kopułą. Nie było tutaj ludzi. Puścił moją dłoń i przeszedł kilkanaście metrów, na drugi koniec galerii i odwrócił się w moją stronę. Nie spuszczałam z niego wzroku. Zauważyłam, że poruszył ustami. Sekundę później usłyszałam jego szept, jakby stał obok mnie...
- Kocham cię.
Drgnęłam, zmierzyłam ściany wzrokiem i później spojrzałam zdumiona na Zayna. Uśmiechnął się kokieteryjnie.
- Ja ciebie też. - szepnęłam. - Jak to działa?
- To zabawne, ale te ściany są tak wykrzywione, że mogę usłyszeć twój szept nawet, jeśli stoję 30 metrów dalej od ciebie. - odpowiedział.
- To niesamowite... - powiedziałam sama do siebie, kładąc dłoń na jednej ze ścian.
Malik ruszył z powrotem w moją stronę.
- Idziemy? Obiecałaś mi coś. - przypomniał mi, kiedy stał już bardzo blisko mnie. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową, a on nachylił się i cmoknął mnie w usta.

- Więc chce pan, żebym wykonał pana projekt? - zapytał uprzejmie tatuażysta. Zayn w odpowiedzi kiwnął głową.
Usiedliśmy na osobnych krzesłach, obok siebie. Na pierwszy ogień szedł Malik. Nudziło mi się, więc tylko przeglądałam albumy, od czasu do czasu zerkając na bruneta. Nie skrzywił się ani razu. Nie znałam jego projektu. Nie wytłumaczył mi go dokładnie, oprócz wstępnego schematu zapoznawczego. Ale znając Zayna na pewno go zmienił. Swoją drogą, spodobał mi się pewny tatuaż... Chyba nie ma żadnych przeciwności, żebym zrobiła sobie dwa na raz?
- Wolisz You Are, czy My Love? - zapytał Malik. Podniosłam głowę.
- My love. - odpowiedziałam bez namysłu. Zayn kiwnął głową a tatuażysta kontynuował swoją robotę.
Po 10 minutach opatulił przedramię Malika i teraz ja poszłam pod igłę.
- Tylko proszę, nie patrz. Chciałem, żeby to była niespodzianka. - poprosił Mulat.
- Mam się dać wytatuować ot tak? A co jeśli zrobisz mnie w konia i do końca życia będę miała na ręce niebieskiego, skrzydlatego jednorożca? - zapytałam z uniesionymi brwiami. Zayn popatrzył na mnie morderczym wzrokiem. - Oh, no dobra... - przewróciłam oczami, a później znalazłam jakiś martwy punkt, byleby tylko zawiesić na czymś oko.
- Gotowe. - usłyszałam po 15 minutach.
Spojrzałam na swoje czarno-czerwone przedramię.
Tatuaż przedstawiały małe ptaki, lecące do serca, w które się składały. Coś w stylu puzzli. Po złączonej stronie serca widniał napis : My love.
- Ja mam odbicie lustrzane. I zamiast My love, mam You Are. Podoba ci się? - Zayn uklęknął i złapał mnie za jedno kolano.
Tatuażysta szczelnie owinął bandażami moją rękę i tatuaż zniknął z moich oczu. Przerzuciłam więc wzrok na Malika. Uśmiechał się szeroko, ale i niepewnie.
- Jest świetny. - powiedziałam krótko. Wiedział doskonale, że nie kłamię.
Odetchnął i kiwnął głową. A mi nagle odechciało się tego drugiego tatuażu.
Skąd on do cholery wiedział, że lubię motyw lecących ptaków?

- Skończyłaś już jej robić makijaż? Jest potrzebna na planie. W tej chwili. - powiedział Aaron, wychylając się zza drzwi do garderoby.
- Gotowa! - zawołała z lubością Tina.
Zakręciłam się na krześle i spojrzałam w lustro. Wyglądałam... inaczej. Jakbym z powrotem miała 16 lat.
- Łoł... - tylko tyle dałam radę wydukać.
- Jesteś piękna wiesz? - zaświergotała Tina.
- A ty jesteś niesamowitą wizażystką. Dzięki. - powiedziałam na odchodne, wstałam i ruszyłam w stronę planu.
Była niedziela i siedziałam tu już dobre dwie godziny. Nie musiałam poznawać całej kadry, bo spotkaliśmy się przecież już w październiku. Zostało mi więc przebrać się, dać się umalować i zwyczajnie grać. Od razu zaczęliśmy od kręcenia scen, tak z grubej rury.
Akcja filmu działa się ogólnie jeszcze przed naszą erą. Daniel był mistycznym łowcą. Ja byłam pewnego rodzaju kluczem do.. czegoś. Do tego czegoś tylko ja znałam drogę. Mapę, cudownie miałam wyrytą w sercu. Bohater, którego grał Radcliffe schwytał mnie, ale teraz musiał bronić przed innymi łowcami. Podobało mi się kilka moich trików, dzięki którym zmuszałam ludzi do mówienia prawdy, czy mogłam sprawić, że moja dłoń zaczynała świecić niebieskim światłem. Było ich jeszcze dużo więcej, jednak zdecydowanie polubiłam tę postać. Jak fikcja to fikcja, czyż nie?
Kręciliśmy właśnie scenę, w której przemierzamy ruiny prastarej świątyni, należącej jeszcze do Persów, zanim opuścili te tereny.
- Nie iść tak szybko, kobieto, myślisz, że starczy nam wody na kolejne trzy dni? Jeśli będziesz tak pędzić, wypiję wszystko dzisiaj. - zarzekł się Daniel.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego litościwie. Stał kilka stopni niżej i opierał się o zwietrzałą ścianę. Po jego twarzy strumykami lał się pot. Uniosłam brwi wyżej i znów zaczęłam wchodzić po schodach. Daniel marudził jeszcze trochę, tak, jak było w scenariuszu, ale gdy w końcu dotarliśmy do monumentalnych drzwi, nie odezwał się ani słowem.
Podeszłam do nich i uklękłam w miejscu, w którym było małe, ukryte wgłębienie. Włożyłam tam dłoń i zapaliłam niebieskie światło, skupiając całą swą moc na dłoniach. Oczywiście, efekty specjalne te sprawy i bajery...
Drzwi zaskrzypiały, posypał się biały kurz i ukazał nam się ogromny korytarz. Daniel od razu przestąpił przez próg, zapalając pochodnię. Głupek, sama potrafiłam wydzielać światło.
- Uważaj. - ostrzegłam go.
Sekundę później stropy zaczęły się obniżać, a chodnik korytarza zapadać. Powstała mroczna ścieżka, na pierwszy rzut oka nie do przejścia. Zerknęłam uważnie na portal drzwi. Dopiero teraz zauważyłam wyryte na nim słowa.
To co żywe i prawdziwe będzie nieustannie upominało się przez całą swoją wieczność, dopóki nie zostanie uwolnione.
Uśmiechnęłam się i z pewnością siebie przeskoczyłam na pierwszy stopień. To był dopiero początek.

Zayn

Wszedłem do wskazanej przez nią kawiarni i rozglądnąłem się po sali. Siedziała na samym końcu, tyłem do mnie. Ruszyłem w jej stronę.
- Co tak ważnego się stało, że zadzwoniłaś? - zapytałem, wieszając kurtkę na krześle.
Spojrzała na mnie uważnie zza ciężkich powiek.
- Wróci tutaj za dwa tygodnie. - mruknęła w końcu i uniosła filiżankę z kawą do ust.
- Za dwa tygodnie? Wyjeżdżam, nie będzie mnie do końca marca. - odburknąłem i opadłem na oparcie krzesła.
Ona jakby zignorowała moją odpowiedź, odłożyła filiżankę i przez chwilę jej wzrok utkwił w blacie stolika. Później przeniosła spojrzenie na widok za oknem.
- A Cherry wyszła z tego wszystkiego cało... - powiedziała cicho. Przestałem bawić się telefonem i rzuciłem jej uważne spojrzenie.
- Więc o tym wiedziałaś? - zapytałem, kładąc ręce na stoliku.
- Przecież ci o tym mówiłam. - prychnęła.
- Wiesz co jeszcze planuje? Karoline? - dopytywałem. Ona w odpowiedzi pokręciła głową.
- Nic. Dała spokój. Ale myślę, że to nie koniec. - powiedziała powoli.
- Nigdy nie zrozumiem, czego ona od niej chce... Jak mogę ją ochronić? - spytałem i chciałem złapać ją za dłoń, ale wtem ktoś zapukał w szybę, obok naszego stolika.
Perrie jak pokręcona machała do mnie ręką i szczerzyła się jak... mniejsza.
 Przerzuciłem wzrok z powrotem na szatynkę. Uśmiechała się szyderczo.
- To już temat na inną rozmowę. - mruknęła i wypiła kawę do końca.
Nie zastanawiając się długo, założyłem kurtkę i wyszedłem z kawiarni, zostawiając ją samą, idąc na spotkanie z Perrie i udawaną miłością.

___________________________________________

Dostaniecie opierdziel i od razu inaczej haha :D
Przepraszam, no! Ale ilość komentarzy mnie załamuje, dołuje i w ogólę...
I kurde, stuknęło całe 9000! Dziękuję! :)
Jest 2 w nocy a ja to dodaję, ścierałam się z tym partem jak nie wiem ! 
Karoline, myślę, że znalazłaś taki jeden moment w tym rozdziale, dzięki któremu się uśmiechnęłaś... :)
Nie wiem, czy wyrobię się z następnym rozdziałem na 24 stycznia, ale no.. Bo to taki szczególny dzień, blog obchodzi swoje 9 miesięcy... staruszek ;)
Dziękuję za komentarze. I będę szują : Chcę więcej! :D
Wiśnia :)



6 komentarzy:

  1. Marta!
    Tak, są ludzie i parapety. ;D
    Wyszczerzyłam się natychmiast, gdy to zobaczyłam.
    ojej, jak dobrze że dodałaś! po tym istnym przedszkolu u mnie, miło przeczytać coś normalnego. To znaczy, NIBY normalnego.
    Co to kurde miało być? Karoline jest jakaś.. Wrr, już nie mam słów! Zabij ją w końcu, pozwalam Ci!
    Z drugiej strony, całe szczęście że nie zechciało Ci się zabić Marty.
    Dobrze, czyli z Niall'em w porządku?
    Och, pomysł z tatuażami jest przekochany! Nie wiem tylko, czy dobrze wyobrażam sobie ten tatuaż... Wyjaśnisz na fejsie, prawda? ;D
    U mnie rozdział jutro. To znaczy, dzisiaj, tylko potem. ;D

    Wymeldowuję się! Idę spać, bo padam.

    OdpowiedzUsuń
  2. kurwya. MARTA ! Mam cię zatłuc ?! Uhh tak mnie nastraszyłam w poprzednim rozdziale tymi słowami Karoline.. czekaj czekaj jak to szło? Że niektóre samochody szwankują od tak ? No dobra mniejsza.. i w tym rozdziale jak Cherry zdawała .. miałam palpitację serca ! I .. no cóż ta sprawa z Perrie i Zaynem mnie wkurza :c
    Planuje przeczytać jeszcze raz twoje opowiadanie. Właściwie to na pewno przeczytam jeszcze raz jak już wszystko skończysz. ♥

    btw. jak można nie komentować tak świetnego opowiadania ?!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne no! kocham twojego bloga ♥ awww <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawie.. ;) tak się zastanawiam jak dalej będzie się to wszystko toczyć. Ile będzie jeszcze rozdziałów ? Mam nadzieję że jak najwięcej. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny, wspaniały po prostu nie ma słów ! Pisz tak dalej ♥

    OdpowiedzUsuń