piątek, 28 grudnia 2012

Part 37

Kiedy obudziłam się nazajutrz rano, przez chwilę nie wiedziałam, dlaczego czuję się tak podle. A potem, jak wielki kilkutonowy słoń, zwaliło się na mnie wspomnienie poprzedniego wieczoru.
Całą wczorajszą noc debatowaliśmy z Zaynem o najlepszym wyjściu z tej beznadziejnej sytuacji. W końcu załamani rezultatami naszych przepracowanych mózgów, poddaliśmy się i zmęczeni powlekliśmy się na górę do sypialni. To był ten prawdziwy powód. Tym drugim powodem było przyjście Olafa, który natychmiast rozkazał nam iść spać, ze względu na moją dzisiejszą jazdę.
Nie mogąc znieść tego bezsensownego leżenia, gwałtownie machnęłam kołdrą i usiadłam na łóżku. Za oknem było widać jeszcze poranną szarość, więc musiało być wcześnie. Przetarłam więc oczy i spojrzałam w stronę organizera, który dostałam od Liama. Było w pół do ósmej.
Wiedziałam, że nie mam kompletnie żadnych szans na zaśnięcie. Dźwignęłam się na nogach, zarzuciłam błękitny szlafrok na grzbiet i ruszyłam w stronę drzwi.
Nagle opamiętałam się i w progu obejrzałam się za siebie.
Tak.
Zayn tu był.
Spał, rozwalony na połowie łóżka, a jedynie jego nogi były przykryte bordową kołdrą.
Jego klatka piersiowa unosiła się w głębokim i równym oddechu.
Spał tak słodko, że nie wierzyłam w to co widzę. Musiałam się cofnąć.
Starając się go nie obudzić, dłonią delikatnie przejechałam po jego zarośniętym policzku. Jego kąciki ust ledwo zauważalnie uniosły się ku górze. Moje natomiast - zrobiły wyraźne zmarszczki w szczerym uśmiechu.

Zeszłam do kuchni wprost marząc o tym, by Olaf jeszcze spał. Nie chciałam tłumaczyć mu się z atmosfery, jaką zastał wczoraj wchodząc do domu. Włożyłam kapsułki do ekspresu, przygotowałam toster i otworzyłam lodówkę. Zdążyłam zrobić kawę, tosty i wyciągnąć talerze, kiedy do kuchni w samych bokserkach wszedł Zayn. Jak mały chłopczyk, przecierał zaspane oczy i szedł przed siebie, nie widząc drogi. Skończyło się na tym, że ucierpiał jego palec u nogi, a krzesło miało niezły ubaw. W sumie, to ja też.
- Wyspałaś się? - zapytał, gdy piliśmy już gorącą kawę z mlekiem.
Powyginałam wargi na wszystkie strony, kręcąc przy tym głową w zaprzeczeniu.
- A ty? - zapytałam i ugryzłam tost.
- Nie. - odrzekł krótko i uniósł filiżankę do ust.
- A materiał na płytę jest już gotowy? - zapytałam i zrobiłam to samo.
- Tak, premiera piątego. Mamy zaplanowane podpisywanie płyt w jakimś centrum handlowym. - odpowiedział i położył kawę na stół. Nie uśmiechnął się dziś ani razu. Z wyjątkiem tego przez sen. Eh...
- Zaśpiewaj mi coś. - powiedziałam po krótkiej chwili. Złapałam go za dłoń, która leżała na stole i delikatnie się do niego uśmiechnęłam.Uchwycił moje spojrzenie, i trwał w nim moment, by później podnieść drugą rękę i pomachać mi palcem przed nosem.
- Nie ma, nie ma! Nie mogę zaśpiewać ci czegoś z nowej płyty. Zabiliby mnie. - zaśmiał się uroczo, a później wbił wzrok w talerz, wciąż uśmiechając się pod nosem.
- Zayn Malik nie łamiący zasad? Nie wierzę. - skwitowałam, splatając ręce pod biustem.
Brunet popatrzył na mnie wilkiem, a później delikatnie kopnął mnie w nogę.
Popatrzyłam na niego jak na dziecko, pokręciłam głową i zabrałam brudne talerze do zmywania.
- Za ile masz jazdę? - zapytał Malik, gdy wkładałam naczynia do zmywarki. Oparłam się o blat, stojąc przodem do niego.
- Za godzinę. Od razu po jeździe jadę do studia z Cher, więc wezmę ze sobą teksty.
- Nie wyglądasz na na prawdę podekscytowaną tym nagraniem. Nawet minimalnie. - stwierdził, rzucając na mnie badawcze spojrzenie.
- Bo nie jestem - odburknęłam - Nigdy nie ciągnęło mnie do śpiewania. Plus... Czuję, że to będzie jedna wielka klapa. - spuściłam głowę i wydęłam dolną wargę.
- Nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz, prawda? - zapytał optymistycznie. - Albo czekaj... jak ty to zawsze powtarzasz... - uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Jego ręce były w górze, jakby coś pisał, a wzrok zagubiony gdzieś w powietrzu. Na jego twarzy gościła nutka rozbawienia. - Wiara czyni cuda! - zawołał jak najgorszy poeta i natychmiast wybuchnął śmiechem.
Ja również nie mogłam się powstrzymać. Podeszłam do niego i zdzieliłam go po głowie, jednak mimo wszystko - śmiałam się jak głupia.
Jednak kiedy wsiadaliśmy do auta ponury humor powrócił. Całe szczęście, że nie z podwójną mocą. Przynajmniej Zayn włączył radio, by nie było cicho.
Po raz pierwszy w tym roku, zaczął prószyć śnieg... Nie wiem, czy tylko mi, ale... ten cały śnieg zapalił we mnie mały płomyk, który wskazywał mi właściwą drogę. Tak, jakby pogoda dawała mi pomoc w podejmowaniu trudnych decyzji. Śmieszne, ale... prawdziwe.
- Wiesz, chcę zostać w zespole i... - zaczął Zayn w między czasie uruchamiając silnik - przez głupią umowę nie chcę z niego wylecieć... Ale zrobię wszystko, żeby być z tobą.. Nawet jeśli oznaczało by to przelecenie świata dookoła. Dla ciebie zrobię wszystko. - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym uczucia.
- Więc... Będziesz z Perrie na pokaz, a związek ze mną będzie w ukryciu? Dobrze to zinterpretowałam? - zapytałam, unosząc jedną brew.
Zayn ze stoickim spokojem pokiwał głową.
- Dla miłości wszystko.
- Na prawdę zrobiłbyś dla mnie wszystko? - spytałam, a minimalna nuta niedowierzania pojawiła się w moim głosie.
- Wiesz, zbliża się nowy rok, mam ochotę na tatuaż... Znalazłabyś dzisiaj dla mnie czas? - zbył moje pytanie własnym, patrząc przed siebie. Stanęliśmy na światłach..
- Będziesz płakał z bólu i chcesz, żebym potrzymała cię za rękę? - uniosłam brwi wysoko.
Zayn prychnął.
- Cherry, czy ty kiedykolwiek możesz być poważna? - powiedział z małym przekąsem.
- Niee. - odpowiedziałam trochę nie swoim głosem, ale minę miałam dość rozbawioną.
Malik walnął mnie w ramię, a chwilę później sam się zaśmiał.
- Kocham Cię, najdurniejsza osobo na świecie. - mruknął, mknąc ulicami Londynu.
- Teraz to się chyba obrażę. - mruknęłam i wbiłam wzrok w szybę. Akurat Zayn zaparkował pod szkołą jazdy.
- Spoko. Daj mi znać jak skończycie robotę w studio. I powodzenia. - mrugnął do mnie i przybliżył się, chcąc wziąć buziaka. Zamknął też oczy.
Uśmiechnęłam się i przybliżyłam się tak, by wyczuł mój oddech. Później uniosłam dłoń i poklepałam go po policzku.
Otworzył oczy pełen oburzenia.
- Będziesz żałowała. - ostrzegł mnie.
- Oh, tam, daj spokój żartowałam. - przewróciłam oczami.
Przybliżyłam się i dałam mu ten upragniony pocałunek. On, złośliwiec, ugryzł moją wargę. Spojrzałam na niego spod byka.
- No leć, bo się spóźnisz. - zbył mnie z wesołym uśmiechem.
Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę marmurowych schodów. Odwróciłam się i pomachałam Malikowi. Odmachał i odjechał. Westchnęłam i ponownie zaczęłam wspinać się po schodach. Na ich szczycie, z rękoma w kieszeniach kurtki, stał Nialler.
Głośno wypuściłam powietrze z płuc, by zmniejszyć nieco stres. Zrównałam się z nim i , tak jak on, zaczęłam wpatrywać się w brązowe drzwi szkoły. Dopiero teraz usłyszałam, że nucił coś pod nosem.
Spojrzałam na profil jego twarzy. Przypominał skamieniałą maskę bez jakichkolwiek uczuć i emocji.
Gdzie jest Nialler?

Liam

Przez ostatnią godzinę zdążyłem pokroić sobie wszystkie pięć palców lewej dłoni, przy krojeniu tej okropnej cebuli. Tommo latał wokół mnie, owszem, ale nie z propozycją pomocy, a z pytaniem, gdzie jest jego płaszcz, szalik, buty, telefon... Powoli nie wytrzymywałem psychicznie.
Nagle zarzucił kurtkę na plecy, stanął w progu kuchni, machnął na mnie ręką i poleciał do drzwi.
- Ej, a ty gdzie? - zawołałem za nim.
Wrócił się, ok. Ale przy tym potknął się o próg, i lecąc prosto na stół, zwinął na podłogę dwie szklanki. Zacisnąłem szczęki, słysząc ten okropny huk.
Obszedłem blat dookoła i stanąłem nad nim, z rękami splecionymi na piersi. On przewrócił się na bok i widząc moją minę, uniósł ręce w geście obronnym. Przewróciłem oczami i wróciłem z powrotem do krojenia cebuli.
- No co ? - zapytał Lou.
- Pytałem gdzie idziesz. A tak po za tym, musisz to posprzątać, gdziekolwiek się spieszysz. Harry nie będzie taki dobry, i nie będzie po tobie sprzątał już czwar...
- Ja jebie, czy ty musisz cały czas tak nawijać? - przerwał mi, z pretensjami w głosie. Odwróciłem głowę w jego stronę i spojrzałem na niego jak na dziwaka.
- Coś nie tak ? - spytałem z krzywą miną.
- Nie no, wszystko jest tak. - odrzekł dziwnym głosem.
Odwróciłem się z powrotem i wrzuciłem cebulę na patelnię.
- Mogę już iść? - zapytał mnie jak dziecko swojego własnego ojca.
- Czy ja cię trzymam? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Stał jeszcze chwilę w miejscu najwyraźniej osłupiony tą dziwną wymianą zdań, a później ruszył w kierunku drzwi.
- A gdzie idziesz? - zawołałem za nim.
- Z Ellie na kręgle! - odkrzyknął, a później usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
Westchnąłem i oparłem się o blat. Wytarłem ręce ścierką, rzuciłem ją w kąt i ruszyłem w stronę salonu. Usiadłem ciężko obok Harrego na kanapie i podparłem głowę na łokciu. Czułem, że mnie obserwował.
- Wszystko w porządku? - zapytał po chwili.
- Nie idziesz nigdzie? - zbyłem jego pytanie. Zrobił zamyśloną minę.
- Idę. - odpowiedział - Ale dopiero za dwie godziny.
- Z Megan, jak się domyślam?
- Yep. A teraz mów co cię gryzie. - uśmiechnął się do mnie pocieszająco, w chwili, gdy usłyszeliśmy kolejne trzaśnięcie drzwiami.
- Jestem! - krzyknął Malik.
Powiesił kurtkę na wieszaku, ściągnął buty i ,tak jak ja chwilę temu, ciężko opadł obok Harrego.
- Zimno dziś, a wy co macie takie miny? - spytał, głęboko oddychając.
Najpierw spojrzał na Hazzę, który kiwnął głową na mnie, więc głowa Zayna również poszła tym tropem.
- No opowiadaj. - szturchnął mnie Mulat. Westchnąłem głośno i bacznie obserwując ich miny, odpowiedziałem:
- Myślałem, żeby się wyprowadzić. - rzekłem.
- Ale że wszyscy razem w inne miejsce? - uniósł brwi Styles.
- Ale że ja i Danielle. A wy tutaj. - wytłumaczyłem. Hazza zrobił minę pełną zrozumienia.
- Szczerze mówiąc... też nad tym myślałem. Żeby się rozdzielić. - przyznał Malik, który wbił wzrok w swoje stopy. Spojrzałem na niego z nadzieją.
- Na prawdę?
- No tak. - odpowiedział.- Mamy po 20 lat... Ty masz dziewczynę. Lou ma dziewczynę. Harry lada chwila i będzie miał dziewczynę. Niall nie ma dziewczyny, ale sam sobie poradzi. Więc myślę, że to dobry pomysł.
- Poprawki : ja mam 19, Lou 21 i ja nie będę miał tak szybko dziewczyny. Skomplikowane sytuacje psują życie... A co z tobą? Zamieszkasz z Cherry? - zapytał zaciekawiony Harry.
- Nie. Paul powiedział, że moją dziewczyną będzie teraz Perrie... - mruknął Zayn.
- Jaka Perrie do cholery? - spytałem, całkiem zbity z tropu.
- Ta z Little Mix. Zbliża się premiera ich płyty i żeby ktoś to kupił, muszę ich trochę rozsławić. - powiedział załamany Malik.
- Tak ci powiedzieli!? - zerwał się Harry.
- Nie, sam to wydedukowałem. - rzekł Zayn i nastała cisza.

- Eh... Przynajmniej mam robotę na następne dni... szukanie domu. - mruknął Harry.
Bąknęliśmy z Zaynem coś w stylu, że się z tym zgadzamy. Nikt nie był skory do rozmów. Po prostu. Opuściła nas każda możliwa siła.
Nagle telefon Malika zawibrował. Odebrał wiadomość ze zmarszczonym czołem.
- Muszę się zbierać, jadę odebrać Cherry. - powiedział i... wyszedł.
Chwilę potem wszedł Niall. Oparł się o framugę drzwi od salonu i patrzył na nas jak na zwierzęta.
- Ale wy jesteście przymuleni. - stwierdził.
- To nas rozruszaj. - mruknął Harry, opierając głowę o swoje ramię.
- Jak?
- Idź poszukaj domu. - bąknąłem i zrobiłem to samo co Harreh.
- Żartujesz? - spytał Nialler.
- Nie. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Ale że serio?
- Tak, Niall, serio, wyprowadzamy się, każdy do osobnego mieszkania. - powiedziałem grzecznym tonem. - Jak jazda?
- W porządku, egzamin w przyszłym tygodniu... Zmieniłeś temat! Dlaczego się wyprowadzamy? - ożywił się
- Bo stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. - odpowiedział Harry.
- Ale... kto mi będzie gotował? - mruknął zniesmaczony Horan.
- O boże... - mruknęliśmy z Hazzą znów równocześnie, a nasze głowy załamały się bezsilnie na piersi.

Zayn

- Więc gdzie ona jest? - zapytałem.
Brak odpowiedzi. Słychać tylko ciszę, przerywaną rozmowami innych ludzi, pijących kawę w tym obskurnym miejscu.
- Powiedziałaś, że masz dla mnie informacje. Dlaczego nie chcesz mi ich teraz przekazać? - pomyślałem, że skoro nie prosto z mostu, podejmę temat z innej strony.
I znów odpowiedzią była cisza. Na szczęście - nie na długo.
- Chcę ci je przekazać. - rzekła cicho. - Nic nie poradzę na to, że ktoś zabronił mi cokolwiek mówić. - jej głos obijał się w moich uszach jak morski szum w muszli wyłowionej przez starego rybaka...
- Więc z kimś współpracujesz... - wywnioskowałem.
- Tak. - odpowiedziała niemal natychmiast. - Ona na prawdę, na prawdę... Chce dla was bardzo źle... - słychać było, że wahała się z wypowiedzeniem tych słów. Przeniosłem szybko wzrok z filiżanki na jej twarz. Była wystraszona poniekąd, ale i pewna siebie. Pewna celu, dla którego tu jest.
- Nas? - zapytałem, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Ciebie i Cherry. Nienawidzę jej. Wybacz. I dlatego współpracuję z pewnymi osobami. - wyznała, marszcząc nos.
- Poczekaj, bo zrobiło się za bardzo kryminalnie. - uniosłem dłoń - Ja chcę od ciebie tylko informacji, dotyczących jej. A ty mi nagle wyskakujesz, że nie... że.. - przerwałem, bo nagle zaświtało mi w głowie..
,,Ona chce dla was bardzo źle..."
Rozszerzyłem oczy w zrozumieniu. Spojrzałem badawczo na dziewczynę siedzącą przede mną.
- Współpracujesz z Karoline? - zapytałem cicho.
Szatynka spojrzała na mnie wystraszona.
- Ja nie... nie powinieneś wiedzieć. - odpowiedziała, a strach zniknął z jej oczu.
- Co ona planuje? - ożywiłem się. - Powiedz mi. Proszę. Wiem, że nie jesteś do końca po jej stronie. - rzekłem błagalnym tonem.
- Nie potrafię jej powstrzymać... - dziewczyna pokręciła bezradnie głową.
- Dlaczego ona jej tak nienawidzi? Dlaczego ona to robi? - złapałem się za głowę.
- Za każdym razem, gdy mówi mi, co mam robić, mruczy pod nosem o jakimś urazie z dzieciństwa. Nie wiedziałam, ze znały się wcześniej... - wydęła dolna wargę.
- Nie powiesz mi nic więcej? - zapytałem, rzucając jej głębokie spojrzenie.
Dziewczyna ponownie pokręciła głową.
Stwierdziłem, że nic to po mnie. Odsunąłem krzesło i wstałem, zabierając uprzednio kurtkę. Szatynka nawet nie drgnęła.
- Emma jest w Miami. - mruknęła, kiedy mijałem jej krzesło. Zatrzymałem się gwałtownie.
- W Miami? - zapytałem, chcąc się upewnić.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- A Cherry niech ma swoje auto pod kontrolą podczas testu. Różne usterki może złapać każde auto. - powiedziała tajemniczo, sięgnęła po filiżankę i upiła łyk kawy.
Powoli, swoim tempem, wyszedłem z baru, kompletnie osłupiały.

Liam

- Horan, wiesz może gdzie jest mop? - krzyknąłem, stojąc przy schodach.
- Łap! - odkrzyknął chwilę potem i nagle zobaczyłem, jak różne rurki, ścierka i wiaderko, lecą ze schodów.
Odsunąłem się szybko, unikając tym samym podbitego oka, czy coś.
Wszystkie rzeczy spadły z głuchym hukiem na panele, a mi zadzwonił telefon.
- Halo?
- Cześć Liam, jest Zayn gdzieś obok Ciebie? - zapytała Cherry, w czasie gdy składałem mopa.
- Nie pojechał po ciebie? - spytałem zdumiony.
- Nie i nie odbiera telefonu. - odpowiedziała, i jak wydaje mi się, była coraz bardziej zdenerwowana.
- Kto dzwoni?! - do przedpokoju wpadł Harry i wyrwał mi telefon z ręki. - Z tej strony pan Harry Styles, z kim mam przyjemność? - rzekł jak najwyższy rangą urzędnik. Przewróciłem oczami i zabrałem się za sprzątanie.
Po 5 minutach Harry oddał mi z uśmiechem telefon. Zrobiłem pytającą minę, żądając tym samym, by opowiedział mi o rozmowie, ale on tylko spojrzał na mnie jak na idiotę.
- No o czym z nią gadałeś, debilu? - rozjaśniłem go.
- Ah... Zayn przepadł, martwi się, a skończyła już pracę z Cher, więc po nią pojadę. Przywiozę ją tutaj. - wyjaśnił.
- Jedź. - machnąłem na niego ręką.
Odwrócił się na pięcie i założył kurtkę.
- A mam prośbę. - powiedział, zabierając kluczyki.
- Co?
- Poszukaj mi Love Actually. Mam na niego ochotę. - rzekł tonem małego, rozkapryszonego dziecka. Wziąłem zamach i rzuciłem w niego mokrą ścierką. Był przymulony, jak zwykle, więc nie zdążył zrobić uniku.
- Oj Harry, Harry. - pokręciłem głową ze śmiechem.
- Ty lepiej idź szukać domu, a nie się ścierkami bawisz! - krzyknął, niby rozzłoszczony i wyszedł.

Cherry

Zayn przepadł, Harry był tak dobry i po mnie przyjechał i dlatego siedzę teraz pomiędzy nim a Liamem i oglądamy Love Actually. Ulubiony film Stylesa.
- Uwielbiam tą scenę ! - zapiszczał poloczkowany.
- Dlatego że przypomina porno? - szepnęłam mu na ucho. Zachichotał jak mała dziewczynka i kiwnął głową.
- Ja osobiście uważam, że najlepszym bohaterem jest ten mały. Jego sytuacja jest niesamowicie słodka. - stwierdziłam.
- Popieram ! - zgodził się ze mną Liam, jak zwykle, podnosząc rękę w górę.
- Jak dla mnie koleś z plecakiem pełnym kondomów jest dobry. - powiedział Niall.
- Ja lubię premiera! Zajebiście koleś tańczy! - ożył nagle Lou.
Nasze debaty przerwało trzaśnięcie drzwiami. Zerwałam się i pobiegłam do przedpokoju.
Zayn stał do mnie tyłem, zamykając drzwi i ściągając kurtkę.
- Wytłumaczysz mi gdzie byłeś? - zapytałam, splatając ręce pod biustem.
Wtedy się odwrócił się w moją stronę. Otworzyłam szerzej oczy, a ręce opadły mi bezwładnie.
Na całej twarzy i szyi miał odbite ślady czerwonej szminki.
- Wytłumaczę się.
__________________________________________

Cześć :D
Spóźniony prezent pod choinkę, totalnie beznadziejny wiem wiem wiem wiem wiem ! 
Zaczęłam uwielbiać to, jak dedukujecie w komentarzach co się może stać :D aahah, powstrzymam się z moim komentarzem, na temat tych dedukcji :D agggrrr :D
No ale przede wszystkim OGROMNE DZIĘKUJĘ za te 5! komentarzy pod ostatnim :D czym ja sobie na to zasłużyłam? ;>
Nowością na blogu jest Newster, po lewej stronie na górze. Możecie mnie hejtować za nieznajomość angielskiego, czy coś tam, ale mam nadzieję, że dzięki temu, będziecie na bieżąco :D
I przepraszam (już jak zwykle) za to, że rozdział pojawił się dość późno - Święta były! Musiałam mamci pomóc sprzątać/gotować itd, więc do kupy ten rozdział powstał w trzy dni, co jak na mnie jest... łuuhuuu :D
Ja to jak się rozpiszę to koniec -.-
Ale muszę jeszcze wspomnieć, że zmieniłam stronkę Kontakt ze mną. Odwiedźcie proszę :D
Muszę, po prostu MUSZĘ również podziękować za głosy w mojej pierwszej (i ostatniej) nominacji :D Blogi, które wygrały miały po 80, 90 czy tam nawet 100 głosów, i choć mój blog miał zaledwie 11 czy 12 i tak jestem wam ogromnie wdzięczna! Muah :D
No i koniecznie muszę życzyć wam wszystkiego najlepszego na Nowy Rok ! Ale ostrzegam, że noworoczny kac jest najgorszą rzeczą na świecie, więc nie schlejcie się na beton :D Dobrej zabawy ! :)
Wiem, posłowie dłuższe niż rozdział, ale rozgadana ze mnie dziewczyna :<
Trzymajcie się ciepło! :)
Wiśnia :D


Taaak, 3 komentarze to dalej minimum :)

środa, 19 grudnia 2012

Bardzo pilna sprawa - Blog miesiąca.

Cześć, witajcie itd.
Mam nadzieję, że przygotowania do świąt idą u was jak najlepiej :D bo u mnie nie za bardzo.. mniejsza z tym.
Mam bardzo pilną sprawę.
Otóż mój blog, z tym oto lekko przynudnawym opowiadaniem został nominowany do bloga miesiąca. :D
Link TUTAJ
Po lewej stronie jest ankieta, a moje opowiadanie jest numerem 25.
Dlaczego to piszę?
Ponieważ bardzo serdecznie chcę was prosić zagłosowanie na to opowiadanie (nawet mi się trochę zrymowało!) :D
Kurdę, to moje pierwsze jakiekolwiek lekkie wybicie się i może trochę za bardzo wzięłam to do siebie, ale nie będę przez to spać w nocy :D
Więc... Wisienki, zagłosujecie? :)
Może Zayn was przekona?
Nie? A agent 069 Horan?
 Kurde... To może ta smutna minka Harrego was przekona?
Nie? A Payne?
 A co powiecie na marchewkowego Lou?

Dobra... To łapcie wszystkich i głosujcie, jeszcze raz błagam! :D

niedziela, 16 grudnia 2012

Part 36

 4 komentarze? Pliiissss <3
 _____________________________________

- Ale... ja już mam jedną... to znaczy... Ja już mam dziewczynę, po co mi druga? - wydukałem. Na pewno zabrzmiało to głupio, ale teraz nie potrafiłem sklecić normalnego zdania. A chciałbym... Dobrać jakieś argumenty przeciw, zostawić ich i odejść prosto do Cherry.
- Wiem, że to dla ciebie niewygodne, ale zgodnie z kontraktem, który podpisałeś... No... Zabrzmi jak szantaż i wiem, że to okropne, ale musisz to zrobić Zayn. - powiedział pan Richard, splatając ręce za sobą.
Rzuciłem spojrzenie w stronę Perrie. Opierała się o ścianę z szerokim uśmiechem, pokazując swoje dziwne zęby.. Najwyraźniej była ze wszystkiego zadowolona. Westchnąłem i spuściłem głowę.
- Od kiedy? I jak długo? - zapytałem.
Poddałem się. Wiedziałem, że nic nie wskóram. A im szybciej się temu w pełni poddam, tym lepiej. 
- Po nowym roku. Pokażecie się w jakiejś kawiarni ze dwa razy, może w jakimś kinie.. A później Perrie pojedzie z tobą w trasę. - podniosłem szybko głowę.
- Ale my mamy trasę do czerwca.. z krótką przerwą w marcu. - rzekłem jakby usprawiedliwiającym się tonem.
- Więc już masz odpowiedź, jak długo będzie to trwało. - uśmiechnął się pan Richard. 
Zacisnąłem pięść w kieszeni marynarki, a na mojej twarzy na pewno pojawiły się czerwone wypieki. 
- Możesz iść. Na pewno więcej... instrukcji.. dostaniesz w czasie. - klepnął mnie w ramię Paul.
Odwróciłem się na pięcie i nawet nie obdarzając ich spojrzeniem, ruszyłem w stronę stolika, przy którym siedziałem.
Liam rzucił mi zmartwione spojrzenie za plecami wszystkim, ale tylko pokręciłem głową. Porzuciłem wściekłą minę i wysiliłem się na uśmiech, gdy usiadłem obok Marty. Chwyciła moją rękę w swe czułe palce i delikatnie zaczęła pocierać kciukiem wierzch dłoni. 

Cherry

- Nie możemy się jakoś wymknąć? Chciałbym spędzić czas tylko z tobą. - szepnął mi Zayn na ucho
- Postaramy się urwać wcześniej. - mruknęłam kątem ust. 
- Eh... idę do toalety. - odpowiedział i już go nie było.
Sięgnęłam po torebkę i wyciągnęłam telefon. Zbliżała się dopiero 20. Zobaczyłam, że jakiś czas temu dostałam wiadomość.
Cher napisała mi, żebym spotkała się z nią przy głównym bufecie, gdy się tylko zjawię. Ups.
- Widziałaś dzisiaj Cher? - spytałam Sary.
- Nie. - zrobiła wielkie oczy w niewiedzy.
Rozglądnęłam się po sali i widząc, że Zayn nie wraca, ponownie zwróciłam się do czerwonowłosej.
- Idę jej poszukać. - mruknęłam, wstałam i ruszyłam w stronę ogromnego stołu z jedzeniem. 
Wesoła czarnowłosa w najlepsze gawędziła z młodym kelnerem, trzymającym tacę z kieliszkami perłowo-białego szampana. Była odwrócona do mnie, więc gdy dotknęłam jej ramienia, podskoczyła nieznacznie i obróciła się z zaskoczoną miną. Później, jak zawsze, wtuliła mnie w swoje ramiona.
- Co u ciebie Cherry? Dobrze się bawisz? - zapytała, rażąc promienistym uśmiechem. Rzuciła długie spojrzenie na salę, naciskając tym samym, żebym pochwaliła dzisiejszy świąteczny wystrój.
- Tak, jest pięknie. - puściłam jej oczko. - Chciałaś ze mną pogadać? - to było raczej stwierdzenie, niż pytanie, ale i niegrzeczne przejście od razu do sprawy. Dla zamglenia trochę chamskiej nutki, posłałam jej miły uśmiech.
- Ah, tak... Obiecałaś mi, że coś nagramy. Co myślisz, żeby po świętach od razu posiedzieć trochę w studio? Poczytamy trochę twoich tekstów, wybierzemy coś, nagramy i jesteś wolna.
- Brzmi jakby miało to zabrać nie więcej jak 5 minut. - zaśmiałam się cicho.
- A stety niestety, będzie trwało jakoś dwa tygodnie. - Cher zacisnęła usta w jedną kreskę.
- Więc im szybciej tym lepiej. 5 stycznia ruszam z innym projektem, więc rozumiesz. Chciałabym się wyrobić...
- Może być trudno, ale... To kiedy się widzimy? Pasuje ci 27? - zapytała na wyrost uprzejmie.
- Jasne. - skwitowałam uśmiechem. Wtem ciszę, której wcześniej nawet nie zarejestrowałam, przerwały dźwięki muzyki, dzięki której wszyscy poderwali się do tańca.
- Ten kawałek jest świetny! Zostaw tą tacę, zatańcz ze mną! - wyrwała się Cher i porwała do tańca młodego kelnera. 
Westchnęłam i oparłam się o stół z bufetem, rozglądając się po przekąskach. Zebrałam jednym ruchem dłoni łososia z białym serem w środku i odwróciłam się przodem do ludzi. Prosto do mnie zmierzał Kyle. Uśmiech na jego twarzy był tak zawadiacki i pewny siebie, że w pewnym stopniu mnie przestraszył. Zrozumiałam jednak jego intencje. Rozglądnęłam się szybko z deską ratunku. W prawo... w lewo...
Jest! Nialler stał dość niedaleko, kładąc na talerz masę jedzenia. Ruszyłam szybko w jego kierunku i chwyciłam go za ramię.
- Co jest? - zmarszczył czoło. Zaciągnęłam go w stronę tańczących par.
- Proszę, udawaj, że wszystko jest normalnie. Uśmiechnij się i tańcz. - powiedziałam, błagalnym tonem, chowając twarz w jego ramieniu.
- Opłaca mi się zadawać kilka pytań? - jego głos był trochę drżący, jakby jego język powstrzymywał się od powiedzenia kilku słów. Jakby miał wbudowaną w sobie tarczę, której mój wpływ nie ominie. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak splótł nasze palce razem i zaczął się bujać, kompletnie nie w rytm i tempo muzyki.
- Jak chcesz. - odpowiedziałam bez emocji.
- Dlaczego tańczymy? - zachichotał gdzieś nad moim uchem. Ja sama też się uśmiechnęłam.
- Może to śmiesznie zabrzmi, ale uciekłam przed natrętem i całe szczęście, że byłeś blisko.
- Czuję się wykorzystany, zaprawdę! - oburzył się, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Przez chwilę tańczyliśmy w ciszy. Nawet muzyka zrobiła się wolniejsza, chyba specjalnie dla nas.
- A tak po za tym to.. co u ciebie słychać? - zapytał i byłam pewna, że przegryzł przy tym wargę. Poczułam dziwne mrowienie na karku.
- Jakoś powoli. - odpowiedziałam bez przekonania.
- A jak z filmem? Kiedy wszystko rusza?
- Za niecałe dwa tygodnie. Zdałeś już prawko? - zmieniłam temat.
- Nie, mam ostatnią godzinę do wyjeżdżenia i planuję zdać przed sylwestrem.
- Ja tak samo! - zareagowałam chyba trochę za gorączkowo. Ale Horan tylko mocniej ścisnął moją dłoń. - A... - zawahałam się - Dalej chcesz odejść od chłopców? - zapytałam i tym razem to ja przegryzłam wargę.
- To dość skomplikowane. - odrzekł dość chłodnym tonem. Postanowiłam więcej nie naciskać. Po chwili wolna piosenka się skończyła, więc odstąpiłam od niego na krok i pierwszy raz od wielu dni spojrzałam mu w oczy. I po raz pierwszy ciężko było z nich cokolwiek wyczytać. Zwykle łatwo było rozpoznać jakie emocje Niall odczuwa w danym momencie. Teraz tkwiła w nich jedynie gorzka tajemnica. Może nawet chłód? Niall się zmienił. Był teraz bardziej zimny, może dojrzalszy, jakby nie ufał nikomu. Nie było już radosnych iskierek, śmiechu i ciepła. Jedynie zimno... i ta skurwiała tajemnica. Aż skrzywiłam się delikatnie, wcale tego nie chcąc.
- Coś nie tak? - zapytał. Rozplótł nasze dłonie i złapał mnie za ramię.
- Nie, w porządku. Pójdę się czegoś napić. - rzekłam, spuszczając wzrok na podłogę. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę bufetu.
Mogłam z nim nie tańczyć i już ewentualnie przeżyć tego debila Kyle'a ! Idiotka Cherry!
- Jak to jest? - usłyszałam znajomy głos - Uciekasz przed jednym, tańcząc z drugim, w momencie, gdy nie ma trzeciego? - odwróciłam się. O stół opierała się... Karoline. Karoline ze swoim bezczelnym, pewnym siebie uśmieszkiem. Zrobiłam niepewną minę i kurczowo złapałam się błyszczącego obrusu.
- Czego chcesz? - zapytałam, siląc się na dość odważny ton. Choć moja psychika ukazywała całkiem coś innego. 
- Oh, czy ty się mnie boisz? - zachichotała, zakrywając dłonią usta. - Na prawdę nie ma czego. Chyba, że kochasz swojego brata, to całkowicie zmienia postać rzeczy. - spoważniała nagle i wskazała palcem w stronę tańczących par. Zwróciłam głowę w ową stronę. Olaf tańczył z Sarą... a obok nich stał jeden z tych młodych kelnerów. Nagle chłopak zrobił niemal niewidoczny ruch. Z rękawa koszuli wypuścił kawałek czarnego metalu. Na początku myślałam, ze owa rzecz spadnie i roztrzaska się o podłogę, co na pewno zwróci uwagę tłumu. Nic takiego jednak się nie stało. Kelner uśmiechnął się, widząc moje niezrozumienie i wypuścił jeszcze kawałek owej rzeczy... Lufy pistoletu. 
Krew podeszła mi do mózgu. Natychmiast odwróciłam się do Karoline.
- Przestań, zrobię wszystko. - powiedziałam z nutą paniki w głosie. Ona tylko bezczelnie zachichotała. Podeszła do mnie bliżej. Nie dzieliła nas duża odległość.
- Jeśli wszystko to... w przyszłym tygodniu rozstaniesz się z Zaynem. Masz zakończyć przyjaźń z Harrym. Zniszczyć jakikolwiek kontakt z Liamem i Louisem. I nie odbudowywać kontaktu z Niallem. Zero One Direction w twoim życiu. No i... - ceremonialnie spojrzała w górę, zamyślając się - Hmmm... A może tak znikniesz z życia publicznego? Tak, to dobre. Zrobisz to co powiedziałam, brat będzie bezpieczny. Zrozumiałaś, mam nadzieję? - uśmiechnęła się złośliwie i słodko zarazem. 
Przełknęłam głośniej ślinę i spuściłam wzrok na podłogę. Nie miałam jakiegokolwiek wyboru. Musiałam to zrobić.
- Tak. - odpowiedziałam ledwo dosłyszalnie.
- Świetnie! - ucieszyła się i klasnęła w dłonie. - To trzymaj się i wcielaj plan w życie słodka blondyneczko.
Kiedy podniosłam głowę, już jej nie było. Głośno wypuściłam powietrze z płuc. Postanowiłam, że poszukam Zayna. Ruszyłam więc dość chwiejnym krokiem w stronę stolika. Oczywiście, żeby nikt niczego nie zauważył, przybrałam tą bardziej radosną minę. Nie wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Nie było Olafa, Sary, Tay, Harrego, Louisa i Liama. Niall wżerał właśnie porcję tortu, a Zayn tylko seksownie siedział na krześle. Opadłam obok niego i upewniając się, że Niall nic nie słyszy, nachyliłam się, by szepnąć mu na ucho.
- Zbierajmy się. Proszę.
Chłopak jak na zawołanie poniósł się, powiedział Niallowi, że jedziemy, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Po 5 minutach siedzieliśmy w samochodzie.
- Nie było chyba aż tak źle, co? - spojrzał na mnie z przekonującym uśmiechem, zaraz po tym jak jego pas kliknął. Wydęłam krzywo wargi i pokręciłam głową. Zayn odpalił silnik i wyjechał z podjazdu.
- Zatrzymasz się na jakiejś stacji benzynowej? Chce mi się siku. - dopowiedziałam, kiedy spojrzał na mnie pytająco. Pokiwał głową i dalej mknął ulicami Londynu.
Zaczęło padać. Ogromne zimowe krople deszczu głośno bębniły o blachy samochodu. A Zayn dalej niebezpiecznie szybko jechał...
- Zwolnij trochę. - poprosiłam.
- Myślałem, że masz potrzebę. - powiedział Zayn, patrząc na mnie krótko. Jednak mojej prośby posłuchał.
- Wolę się posikać niż zginąć. - skwitowałam, a brunet cicho zachichotał.
Po chwili zatrzymał się na jakiejś stacji benzynowej, kiedy moja sytuacja nie była aż tak.. groźna, lub jak kto woli - zaawansowana. Chwyciłam płaszcz, zrobiłam z niego coś w rodzaju dachu i pobiegłam do małego budynku. Na całe szczęście do toalet nie było kolejki. Załatwiłam pilną sprawę i weszłam do pomieszczenia z kasą. Nie było tu klientów. Zatrzymałam się, patrząc za plecy sprzedawcy. Głęboko zastanawiałam się, czy nie zajmie mi to zbyt wiele czasu. Z przyspieszonym tętnem sięgnęłam do, zawieszonej na moim ramieniu, małej różowej torebki. Wygrzebałam kilka funtów i podeszłam do sprzedawcy.
- Dobry wieczór. - przywitałam się.
- Co podać? - spytał, bez uśmiechu. Był bardzo zmęczony.
- Potrzebuję, żeby pan mi szybko powiedział, które papierosy są najlepsze. Nie za mocne ale i nie za słabe. Plus jeszcze zapalniczkę. - powiedziałam dość szybko, a serce przyspieszyło pompowanie krwi. Zmęczony chłopak odwrócił się, chwycił czarną paczkę i zwrócił się do mnie.
- 7 funtów. Mogą być? - spytał bez przekonania, mając głęboką nadzieję, że się zgodzę.
- Tak, proszę.- odpowiedziałam i rzuciłam drobne na małą tacę. 
Chłopak zmiótł je jednym ruchem dłoni i wrzucił do kasy. Ja natomiast chwyciłam czarny kartonik i zapalniczkę i wyszłam z budynku tylnym wyjściem. Było strasznie ciemno.
Stanęłam pod małym daszkiem tak, by nie zmoknąć oraz tak, by nie widział mnie Zayn. Rozdarłam folię i otworzyłam paczkę. Oderwałam kolejne sreberko i wyciągnęłam papieros. Włożyłam końcówkę do buzi, a drugą końcówkę podpaliłam zapalniczką. Tak jak uczył mnie Zayn zaciągnęłam się przy tym.
Zdecydowanie byłam dzisiaj w małym dołku psychicznym. Który albo się pogłębi, albo zniknie. Ale raczej to pierwsze. Ktoś groźbami kazał ci zmienić twoje życie. To tak jakbym nagle wyjechała na Grenlandię i wróciła, kiedy Karoline będzie w Polsce opiekowała się wnukami, lub nie wróciła w ogóle. Cała ta okropność mnie przytłaczała. Nie zauważyłam nawet kiedy z moich oczu pociekły łzy. Duszę miałam połamaną na małe kawałki.
Nagle usłyszałam szybkie kroki. Spojrzałam w tamtą stronę. Przez świecącą lampę, widziałam tylko zarys postaci. Zatrzymała się nagle, dostrzegając dym z mojego papierosa. A później puściła się biegiem w moją stronę.  Złapała mnie za ramiona i potrząsnęła gwałtownie, krzycząc :
- Oszalałaś ?!
Zayn bezpiecznie złapał papieros, wyciągnął go szybko z mojej buzi i wyrzucił prosto do kałuży. Deszcz z dachu skapywał na jego idealnie ułożone włosy... On jednak wciąż trzymał mnie za ramiona, a jego twarz była na wysokości mojej.
- Zabroniłem ci Cherry! - wykrzyknął emocjonalnie. 
Cały się trząsł. A ja ze strachem patrzyłam w jego oczy. Dopiero po chwili, dzięki odbijającemu się światłu w moich oczach, zauważył, że płaczę. Wyprostował się i ściągnął ręce z moich ramion.
- Coś się stało.. - stwierdził.
Wybuchnęłam głuchym płaczem.
- Tam była Ka...Karoline! I... I groziła mi! Kazała mi się z tobą rozstać i zrezygnować z filmu! Groziła.. Groziła, że zabije Olafa! - zaczęłam szlochać, jednak Zayn szybko przyciągnął mnie do siebie i chwycił w swoje ramiona. Stłumił wszystkie inne słowa, które chciałam jeszcze powiedzieć.
- Shhh... Jestem tutaj. Już dobrze. - uspokajał mnie cichym głosem.
Trwaliśmy tak chwilę w milczeniu, moknąc. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie się odepchnęłam.
- Ty też mi powiedz, co ci leży na sercu. Wróciłeś od Paula strasznie przybity. - powiedziałam dość żałośnie i wytarłam łzy dłonią. Zayn popatrzył na mnie jak na czarodziejkę. - Przykro mi, ale poznam po tobie wszystko.
Przez chwilę się wahał. Miał skrzywioną minę, owszem i co chwilę otwierał buzię, ale nie odzywał się przez długi czas. A ja wciąż płakałam...
- Kazał mi być z Perrie... - powiedział cicho ze spuszczoną głową.
Nie wiem, bo zgubiłam się w rachubie, ale po raz któryś w życiu, moje serce pękło na kawałki.

_______________________________________

Cześć! :D
Po pierwsze chciałam podziękować wszystkim, ale i każdemu z osobna, za czytanie tego oto nudnego opowiadania :D
Wiem, że to może trochę późno, ale zdałam sobie sprawę, że nie otrzymałam jeszcze ani jednego hejta... Co we współczesnym świecie jest takim fenomenem, że staje się codziennością. Więc, no... No w każdym razie - moi kochani hejterzy, jeśli jesteście, to się nie ujawniajcie, bo chcę żyć w przekonaniu, że jest dobrze :D ahh ta słodka nie wiedza... dobra koniec o mnie :D
Pytam i pytam, ale nikt mi nigdy nie odpowiada : CO U WAS WISIENKI !? :)
Liam ostatnio odpisał fance, że on nigdy nie robił swojej pracy domowej! Zły Tatuś !
To chyba tyle... 
Aha! Take Me Home platyną w Polsce yay! No.. :D
Wiśnia :D




środa, 5 grudnia 2012

Part 35

- No dawaj Cherry, otwieraj swoje! - wrzasnął Lou, wymachując różowymi bokserkami na wszystkie strony. Obdarzyłam go znaczącym spojrzeniem i sięgnęłam po prezent opakowany szarym papierem. Wyróżniał się spośród innych. Był jakby z innego świata, czy tam święta, w ogóle nie kojarzącym się z Bożym Narodzeniem.
Lou zeskoczył z fotela i uklęknął przy mnie zaciskając pięści. Wzrok miał wlepiony we mnie.
- Ten od ciebie, czy coś? - spytałam, unosząc brwi. Dopiero teraz rzucił okiem na owinięty szarym papierem prezent. Prychnął, podniósł się, mruknął coś pod nosem i wrócił na swoje miejsce.
Pokręciłam głową i delikatnie rozwiązałam szarą kokardkę. Ozdobny papier natychmiast opadł a moim oczom ukazało się, znowu szare, pudełko. Uchyliłam wieczko i zobaczyłam jakby taśmę... Złapałam za jeden koniec, wstałam i wyciągnęłam ową taśmę z pudełka. Rozwinęła się natychmiast. Megan zasłoniła buzię dłońmi, dusząc krzyk. Zmarszczyłam czoło, rzucając jej szybkie spojrzenie i obróciłam taśmę w swoją stronę. To nie była żadna taśma. Była to długa wstęga zdjęć, jakby album, obramowany czarną kliszą. Album oczywiście nie duży, bo zmieścić się mogło około dwudziestu zdjęć.
Usiadłam z powrotem i po kolei, z uwagą i coraz większym uśmiechem oglądałam włożone tam zdjęcia.
Pierwsze przedstawiało mnie i Nialla...
Na kolejnych zdjęciach albo ktoś mi towarzyszył, albo byłam sama, z uśmiechem na twarzy lub udawaną smutną minką.
Zdjęcie numer osiem spodobało mi się najbardziej. Był na nim utrwalony śmiech. Po prostu. Patrzysz na zdjęcie i słyszysz śmiech, przypominasz sobie dokładnie, co się wtedy wydarzyło. Dzięki temu zdjęcie posiadało swój własny czar... Zdjęcie przedstawiające mnie i Nialla, droczących się ze sobą...
Podniosłam głowę. Każdy był uważnie wpatrzony we mnie. Każdy z wyjątkiem... blondyna. Panowała dziwna cisza, słuchać było tylko kolędy, śpiewane przez gwiazdy w telewizji. Ponownie spuściłam głowę. Zauważyłam, że ostatnia luka była pusta...
- Dobra, teraz mój ! - krzyknął Lou, zerwał się się z miejsca i cisnął we mnie ogromną, czerwoną paczkę. W ostatniej chwili zasłoniłam twarz rękami, prezent odbił się od nich i głucho pacnął na podłogę. Liam jakby czytał mi w myślach, natychmiast mnie uspokoił.
- Nie jest szklany, nie bój się. - uśmiechnął się, a ja odetchnęłam. Lou posłał mu tylko jakieś wymowne spojrzenie, ale... mniejsza o to.

Nie zanudzając, a podsumowując mój świąteczny łów prezentów. :
Od Liama dostałam bardzo stylowy, naścienny organizer. Tłumaczył mi, że jeśli coś ominę, przy podpunkcie będzie paliła się czerwona diodka. Pomysłowe i przydatne, szczególnie dla mnie.
Od Harrego dostałam bardzo pojemną kosmetyczkę, lub jak kto woli - mini szafeczkę na kosmetyki. Wystarczyło otworzyć jedną szufladkę, by okazało się, że nawet na święta Hazza nie porzucił swojej jakże urokliwej osobowości zboczeńca. Tak. Kupił mi trzy paczki prezerwatyw.
Megan podarowała mi ogromnych rozmiarów budzik, koloru szaro-fioletowego.
- Jeśli go nie otworzysz i nie potrzymasz palca przez 10 sekund na tym małym pulpicie, nie przestanie dzwonić. - poinformowała mnie, gdy tylko wyciągnęłam owe cudo z papieru.
Adrian za to, już za wstępie uprzedził mnie, że miał problemy z wynalezieniem czegoś, co mogło by mnie ucieszyć. Nerwowo drapał się po głowie, kiedy otwierałam granatowe, miłe w dotyku pudełeczko. Prezentem były trzy złote bransoletki. Na każdej był wygrawerowany inny napis. Najbardziej spodobała mi się ta z napisem Always late. Taka jakby... no dobra. Właśnie taka byłam. Wiecznie spóźniona.
Od Nialla, jak już wcześniej było wspomniane, dostałam fantastyczny album ze zdjęciami.
Prezentem Lou okazała się nieszklana koszulka reprezentacji Anglii. Zdziwił mnie ten prezent, jednak, gdy odwróciłam ją na drugą stronę, zobaczyłam, w miejscu, gdzie powinno być nazwisko piłkarza, napis Cherry.
- Nigdy nie widziałem, jak grasz, jednak masz ode mnie powołanie na następny mecz kadry. - wypiął dumnie pierś Lou, niczym doświadczony trener. Hazza zręcznie walnął go w brzuch i ze śmiechem przybiliśmy piątki.
Olaf powiedział, że swój prezent dostanę dopiero po świętach. 
Najbardziej, co muszę przyznać ze szczerą prawdą, nie mogłam doczekać się prezentu od Zayna.
Ten jednak, gdy poszłam dorobić herbaty, poszedł za mną i oznajmił (całując mnie czule w czoło) iż wręczy mi go później.
- Mogę skorzystać z balkonu na górze? - zapytał, gdy wychodziłam z kuchni z trzema kubkami w dłoniach.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego dość znacząco.
- Liam prosił mnie, żebym nie robił tego w święta, ale to całe rozdawanie prezentów, było jednak trochę stresujące. - przyznał ze wstydem w oczach, kładąc rękę na karku.
- To ja ci kupuję kaszlącą popielniczkę, żebyś rzucił, a ty i tak...
- Ale to tylko dzisiaj. Od jutra rzucam. Obiecuję. - przychylił lekko głowę w dół, patrząc mi prosto w oczy. To wystarczyło, by mnie przekonać.
- A mogę iść z tobą? - zapytałam, nie kryjąc cienia uśmiechu, po tym, jakim wzrokiem mnie obdarował.
- Chcesz wdychać te świństwa? - uniósł brwi. Wzruszyłam ramionami.
- Chcę iść z tobą. - uśmiechnęłam się jak małe dziecko. Zayn przewrócił oczyma, wziął dwa pozostałe kubki i ruszyliśmy razem do salonu.
Na górę dostaliśmy się dopiero po 20 minutach. Lou tak mi truł o swoim prezencie, że nie sposób było go olać i po prostu wyjść.
Zayn otworzył drzwi od balkonu i przepuścił mnie pierwszą, niczym dżentelmen.
Nie lubiłam grudnia. Mimo iż to ostatni miesiąc w roku, miesiąc świąt i niby powinien być radosny, nie był moim miesiącem ulubionym. Powietrze nie było przyjemne. Można by powiedzieć, że przenikało do szpiku kości. Całe szczęście, że nie było śniegu. Lekka mgiełka unosiła się nad ziemią, tworząc na prawdę ponurą atmosferę. Ponurą i przede wszystkim, na pewno nie radosną. Wydawało się, że tylko nienormalny człowiek mógłby uśmiechnąć się w taką pogodę. Nienormalny, wariat lub ja. Ja, czyli człowiek mimo wszystko szczęśliwy.
Dłonie Zayna oplotły mnie w tali, a jego głowa spoczęła na moim ramieniu. Po moim ciele rozpłynęło się urocze ciepło.
- Dobra, rób to co masz robić i wracamy, jest dość chłodno. - oznajmiłam obracając się do niego przodem. On spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, westchnął i z powrotem mnie od siebie odwrócił.
- Zamknij oczy. - nakazał dość surowym tonem.
Po chwili poczułam jak chłodny metal przylega do mojego dekoltu. Jedna dłoń Zayna powędrowała do moich oczu, szczelnie je zasłaniając, a druga znów mnie obróciła.
- Najpierw musiałem zrobić to. - usłyszałam jego słodki szept. Ściągnął dłoń, a ja w końcu otworzyłam oczy. Brunet wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. Mój wzrok natychmiast powędrował w stronę owego zimnego metalu. Chwyciłam go w dłoń. Przez światło, które paliło się wewnątrz, dokładnie widziałam, iż Zayn podarował mi łańcuszek z wisiorkiem. Było to srebrne, wypukłe serce.
- Otwórz. - powiedział chłopak, ale tym razem jego głos brzmiał jak prośba.
Tak jak nakazał, tak zrobiłam. W środku tego niewielkiego serca było nasze wspólne zdjęcie. Z tego co pamiętałam, nie odzywaliśmy się wtedy do siebie. Dlatego na mojej twarzy gościł grymas, a na jego zaś... jedynie tajemnica.
Po drugiej stronie skrzydła była mała karteczka, z napisem : I'm only yours.
Podniosłam wzrok na Mulata. Uśmiechał się. A mi powoli szkliły się oczy.
- Dziękuję. - szepnęłam, nieco zachrypniętym głosem. Wspięłam się na palce i cmoknęłam go w usta, dłonią szukając jego kieszeni. On, zboczeniec, pomyślał pewnie, że zmierzam do czegoś innego, nic z tym nie zrobił. Ja jednak wymacałam prostokątny kartonik w jego spodniach i delikatnie go wysunęłam. Stanęłam prosto na nogach, odstępując od chłopaka na krok. Dopiero teraz zauważył, że zabrałam mu papierosy. Uniosłam paczkę na wysokość oczu i z lubością zapytałam. :
- Nie masz nic przeciwko, żebym spróbowała ?
- Oszalałaś? - głos Zayna przypominał syk na prawdę złego węża. - Dawaj mi to. - machnął ręką w powietrzu, gdyż szybko zdążyłam się odsunąć. - Marta nooo.
- Zayn nooo. - przedrzeźniałam go.
Kręciliśmy się w kółko. Ja uciekałam - on gonił. W końcu dopadł mnie i objął swoimi silnymi ramionami. Szamotaliśmy się tak chwilę, dopóki nie poczułam jak moje palce ześlizgując się z paczki.
- Czy ty w ogóle wiesz, na jakie niebezpieczeństwo byś się naraziła? Jeden papieros i po tobie. - wyciągnął jednego, podczas gdy ja splotłam ręce pod biustem.
- Przecież to tylko jeden. Jeśli paliłabym miesiąc to bym się uzależniła. Nic mi po jednym papierosie. Albo nawet po jednym zaciągnięciu. Czytałam o tym dużo Zayn. Każdy w mojej rodzinie palił kiedyś czy pali wciąż. Musiałam poznać sytuację, czym to grozi o tak dalej. Zaufaj mi, nic się nie stanie. - starałam się dobrać jak najlepsze argumenty. Co mnie do cholery wzięło na to świństwo? Nie wiem, ale pożądanie było ogromne.
 - Jesteś pewna? Boję się, że się uzależnisz, a to będzie tylko i wyłącznie moja wina... - mruknął chłopak, w jednej dłoni trzymając papierosa, w drugiej czarną zapalniczkę.
- Zaaayn... - przeciągnęłam, zwracając wzrok ku górze.
- Oj dobra... Włóż go do buzi. - powiedział wyciągając dłoń z papierosem w moim kierunku. Spojrzałam na niego wielkimi oczyma.
Przez następne 2 minuty śmiałam się jak głupia, a on uspokajał mnie, mówiąc, że nie miał nic zboczonego na myśli. Cóż... ja miałam, a to wystarczyło.
Włożyłam, tak jak kazał, do ust i czekałam na dalsze instrukcje.
- W momencie gdy podpalisz papieros, wciągnij mocno powietrze do płuc. - rzekł i podał mi zapalniczkę.
Chwyciłam papieros w dwa palce i podsunęłam do niego czarny przedmiot. Kliknęłam, nie wahając się za bardzo, a gdy papieros zaświecił czerwonym żarem, mocno pociągnęłam. Zayn zabrał ode mnie zapalniczkę. Wyciągnęłam papierosa z ust, odsuwając go kawałek od siebie. Poczułam niezbyt piekący ból w gardle. Nic po za tym. Wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam na Zayna.
- Musisz jeszcze raz. - zachęcił mnie.
Zrobiłam tak, jak powiedział.
Dlaczego ludzie widzieli w tym aż takie zło? Nie czułam przecież, jak gdyby pożar wypalał moje płuca lub serce. Tak na prawdę... w ogolę nie widziałam w tym nic złego. Po za jednym...
Po chwili moje gruczoły, lub jak kto woli, ślinianki, zaczęły pracować na podwójnych obrotach. Plułam, choć to niegrzeczne, praktycznie za każdym zaciągnięciem. A Zayn? Śmiał się pod nosem, paląc swoją fajkę.
- Tylko nie żuj filtra. - powiedział 2 minuty później.
- Co to znaczy? - spojrzałam na niego zagubiona.
- Gdy papieros się kończy, dochodzi do tej czarnej kreski, widzisz? - podszedł do mnie i jak małemu dziecku - wskazał palcem czarną linię, okręcającą fajkę dookoła. - Na oko zostało ci ostatnie zaciągnięcie. Później zgaś i wyrzuć. - powiedział lekko, wzruszając ramionami.
- Czuję się na jakimś kursie. - mruknęłam, biorąc papierosa do ust. Jak się później okazało - nie był to ostatni raz...
- A propos kursu. Nie dostałaś ode mnie tylko naszyjnika. - rzucił mi krótkie spojrzenie brunet. Zamachnął się i wyrzucił fajkę daleko za płot, na ulicę.
- Co takiego? Wiesz dobrze, że nie lubię prezentów. - uniosłam brwi do góry w buntowniczym geście.
- Wiem. Ale i tak będziesz go mogła używać za jakiś czas. Z tego co mówiłaś, jeśli dobrze pójdzie to już po nowym roku. - powiedział tajemniczo, chwycił mnie za rękę i poprowadził do drzwi.
- Dlaczego ty do cholery jesteś taki tajemniczy? - zmarszczyłam czoło.
- On kurczę, bym był zapomniał. Musimy umyć ręce. - zatrzymał się nagle i skręcił w stronę łazienki. Fak jea za zmianę tematu Malik! Postanowiłam jednak odpuścić.
Mycie rąk skończyło się na tym, że on miał całą koszulę, a ja sukienkę, mokrą.
- To jest prawdopodobnie najgorsza wizualna i techniczna wada palenia. Zapach rąk nie jest zbyt miły. Ale nie tylko rąk. Jeśli trzymasz papierosa blisko siebie, śmierdzą też ciuchy. Ale przede wszystkim... - tu zrobił małą pauzę, odrzucił ręcznik i nachylił się nade mną. Pocałował mnie, po chwili językiem rozchylając moje wargi. Ten pocałunek zapadnie mi w pamięć. Był okropny.
Zayn odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Już wiesz co jest najgorsze? - zapytał.
- Jak się tego pozbyć? - zmarszczyłam czoło i chuchnęłam sobie w dłoń. Zapach był okropny.
- Gumy do żucia. Ewentualnie czymś zagryźć. A jeśli jesteś w dziczy, to po jakiejś godzinie czy dwóch samo mija. Tylko pamiętaj, że zawsze od ciebie wyczuję, kiedy zapalisz. - pomachał mi palcem przed nosem. Zgasił światło i wyszedł z łazienki. Przewróciłam oczami i poszłam za nim.
- Poczekaj, wezmę gitarę! Mam dość angielskich kolęd, w tym domu są Polacy, do cholery. 

*

- Marta, szybciej proszę! Pindrowałaś się cały dzień, na pewno wyglądasz świetnie! - usłyszałam krzyk Olafa z dołu.
- Idę, nie sikaj ! - odkrzyknęłam, chwyciłam za pasek torebki i zbiegłam do przedpokoju.
Mój brat stał z otwartą buzią koło drzwi, z kluczykami w ręce. Nałożyłam szybko szpilki na stopy i narzuciłam płaszcz na siebie.
- Dobra, jestem gotowa. - wyprostowałam się, wypuściłam głośno powietrze z płuc ze świstem, opuszczając ramiona i spojrzałam na brata. - A tobie co? - zmarszczyłam czoło.
- Nic a nic. - Olaf potrząsnął głową i otworzył drzwi. Spojrzałam na niego z pod byka z uśmiechem.
- Popraw ten krawat, mój szofer musi dobrze wyglądać. - uśmiechnęłam się bardziej szyderczo i podeszłam do brata, wydając dźwięki obcasów na kafelkach.
- Zamierzasz mnie komuś przedstawić? No właśnie, nie masz czasem jakieś ciekawej, wolnej koleżanki? Nudzi mi się w wolnym czasie... - marudził.
Poprawiłam mu krawat i cmoknęłam go w policzek. Dzięki wysokim butom, mogłam zrobić to bez problemu.
- Coś pomyślę. Chodźmy już. - klepnęłam go w ramię i wyszłam z domu. On, jakby naburmuszony lub lekko smutny, powlókł się za mną, uprzednio zamykając dom.


Podjechaliśmy pod ogromny i nowoczesny hotel w północnym Londynie. Gdy tylko samochód się zatrzymał, moje drzwi natychmiast otworzył jakiś młody chłopak. Wysiadłam, patrząc na niego ze zdumieniem. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że to jego praca.
- Mogę poprosić kluczyki? Odwieziemy pański samochód na parking. - powiedział niskim jak na niego głosem do Olafa, który właśnie do mnie podszedł. Rzucił mu, również ze zdziwieniem, kluczyki i spojrzał na mnie. Chłopak ubrany w garnitur natychmiast obszedł auto dookoła, wsiadł i odjechał.
- Czujesz się jak gwiazda, co? - walnął mnie w ramię z głupkowatym śmiechem pod nosem. Przewróciłam teatralnie oczyma i wskazałam na paparazzich, czających się przed wejściem, które znajdowało się dobre kilkadziesiąt metrów stąd.
- Ty też się zaraz poczujesz, już tu lecą. Nie zrób mi siary, dobrze? - poprosiłam przesłodzonym od złośliwości głosem.
Jak baranki na rzeź, obeszliśmy piękne ogrody, sadzawki i tego typu rzeczy i stanęliśmy przed wejściem. Duża grupa fotografów zagrodziła nam drogę. Flesze błyskały dosłownie z każdej strony. Olaf, dodając mi odwagi, objął mnie ramieniem, ale ja i tak myślałam, że oślepnę.
Przebiliśmy się do środka dopiero po 5 minutach. Znów pojawił się obok nas młody chłopak, prosząc, tym razem, o nasze płaszcze. Później wskazał nam grzecznie ręką, gdzie powinniśmy pójść, więc w ową stronę ruszyliśmy. Pchnęłam kolejne drzwi, przy których stała obsługa, i znalazłam się w śnieżnobiałej sali. Musiałam kilka razy mrugnąć, by przyzwyczaić oko do tak dużej ilości bieli. Monumentalna choinka (zgadnijcie na jaki kolor przystrojona) stała na samym końcu sali. Przed nią rozstawiona była scena, wyglądająca jak ośnieżona łąka, czy coś tego typu. Dookoła porozstawiane były stoliki kilkuosobowe, przystrojone czymś błyszczącym, trudno było mi dojrzeć z tej odległości, cóż to dokładnie było. Kelnerów było mnóstwo. Stali porozstawiani każdy, przy jednym stoliku. Przypomnę tylko, że gości miało być około 500. W tym najwięksi celebryci...
Spojrzałam w dół. Kafelki przystrojone były sztucznym, błyszczącym śniegiem, który już zdążył przykleić się do moich różowych butów. Zwróciłam głowę ku Olafowi. On również z zaciekawieniem przyglądał się wszystkiemu dookoła.
- Znajdźmy resztę. - powiedział po chwili. Rozejrzałam się po sali.
- To nie będzie trudne, już widzę czerwoną kieckę Taylor. - uśmiechnęłam się pod nosem i wskazałam palcem na dziewczynę, stojącą obok jakiegoś wyjątkowo przystojnego kelnera.
- Myślałam, że będziesz szukać Zayna... - zmarszczył czoło mój brat, patrząc na mnie.
- Napisał mi, że dopiero wyjechali, nie spinaj się. - przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę dziewczyny.
Przywitała mnie jak zwykle, uwieszeniem mi się na szyi i gadką, jak to bardzo za mną tęskniła.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała Sara, która właśnie pojawiła się zza pleców Tay. - Gdzie kupiłaś tak świetną sukienkę? - zapytała, łapiąc na jej rąbek i macając ją palcami.
Już miałam otworzyć buzię, żeby jej coś uświadomić, kiedy mnie uprzedziła.:
- A no tak... Tylko ja mam tak niesamowite wyczucie stylu i gustu. - powiedziała skromnie, uśmiechając się jak ostatni cwaniak. Walnęłam ją delikatnie w ramię.
- Baby i ich gadanie o ciuchach. - mruknął pod nosem Olaf, niemal niesłyszalnie, a brązowowłosy kelner parsknął śmiechem. Wbiłam mu łokieć w żebra, mając na celu uświadomienie mu, żeby powiedział coś miłego. Poskutkowało. - A wy obydwie kupiłyście takie same zestawy w innych kolorach i tylko powymieniałyście się elementami? - uniósł jedną brew patrząc na Tay i Sarę.
Poniekąd miał rację. To co jedna miała na czarno, druga miała na czerwono. Ja odebrałam to na pewno jako nie komplement, a coś chamskiego. Dziewczyny chyba też, bo spojrzały na niego spod byka. Natychmiast się poprawił.
- W każdym razie, efekt jest niesamowity. - uśmiechnął się firmowo, ukazując swoje proste zęby. Gdyby nie był moim bratem, lub gdybym była na miejscu dziewczyn, serce zaczęłoby bić mi szybciej.
Ale istniał tylko jeden jedyny chłopak, dzięki któremu moje serce tak właśnie reagowało. Zastanawiałam się tylko, gdzie jest, kiedy będzie i czy o mnie myśli... Bo ja myślałam o nim bez ustanku...

Zayn

- Kolejna grupa tych zniewieściałych dupków! - powiedział ze złością Tommo, kiedy nasza limuzyna stanęła pod hotelem, w którym miał odbyć się bankiet.
- Dobrze wyglądam? - zapytałem, przeglądając się swojemu odbiciu w szybce telefonu.
- Tak, jak zwykle, wyglądasz jak zjarany, czarnowłosy potwór. - bąknął pod nosem Niall. Nastąpiła chwila ciszy, a później wszyscy, włącznie z kierowcą, wybuchnęli śmiechem.
Wysiedliśmy z samochodu w dobrych humorach. Paparazzi, widząc nasze szerokie uśmiechy, zrobili kilka zdjęć, a później grzecznie rozstąpili się sprzed wejścia. Zdziwiło nas to, bo zawsze starali się wyprowadzić nas z równowagi, byle by tylko uchwycić z fleszem jakąś sytuację.
Weszliśmy, oddaliśmy nasze płaszcze i ruszyliśmy w stronę, pięknie przystrojonej, sali bankietowej.
Wszyscy goście siedzieli już na swoich miejscach, a na scenie trwał występ. Na oko - nastolatkowie - przedstawiali jasełka. Ruda dziewczyna właśnie śpiewała Last Christmas.
Kelner chwycił mnie za ramię i wskazał nam nasze miejsca. Ruszyliśmy więc z chłopakami w tamtą stronę. Już z daleka mogłem dojrzeć jej lśniące, blond włosy, jej idealnie dobraną bladoróżową sukienkę, jej ruchy, kiedy obdarowała oklaskami rudą artystkę. Kiedy dzielił nas jedynie stolik rozbrzmiała All I want for Christmas śpiewana przez Conor'a Maynard'a i Perrie Edwards z Little Mix. Rzuciłem tam na prawdę szybkie spojrzenie, ale nawet ono wystarczyło, by móc stwierdzić, że członkini zespołu wyglądała dziś na prawdę okropnie. Skrzywiłem się pod nosem.
Położyłem dłonie na oparciu krzesła mojej ukochanej blondynki, nachyliłem się i równo z artystami na scenie, cicho zaśpiewałem. :
- All I want for Christmas is you.
Cherry odwróciła się z szerokim uśmiechem na twarzy, patrząc mi głęboko w oczy. Ponownie się nachyliłem i złączyłem nasze wargi razem. Ale tylko na chwilę. Później opadłem na krzesło obok niej i położyłem dłoń na jej udzie.
Wszyscy, którzy dziś występowali, byli na prawdę utalentowani. Pomyślałem, że jestem nikim z moim.. talentem. Tylko ona rzucała na mnie ten blask, dzięki któremu czułem się i najlepszy i najszczęśliwszy.
Z rozmyślań wybudził mnie Liam.
- Paul chce cię widzieć. Jest za sceną. - szepnął do mnie, delikatnie mnie szturchając. Zrobiłem pytającą minę, jednak ten tylko wzruszył ramionami. Powiedziałem Marcie, gdzie idę i podniosłem się z miejsca.
Kilka głów zwróciło się w moją stronę, kiedy przechodziłem między stolikami. Czułem się mniej więcej jak pies... przepraszam. Modelka na wybiegu, bo każdy mierzył mnie od stóp do głowy. Przełknąłem ślinę i przyspieszyłem kroku.
Paul rozmawiał z głównym menadżerem Modest'u a obok stała... Piękna Perrie Edwards z Little Mix.
- O Zayn, dobrze cię widzieć. - uściskał mi rękę pan Richard. Skinąłem grzecznie głową i uśmiechnąłem się. Później przeniosłem pytający wzrok na Paula, który trochę się zmieszał. Klasnął cicho w dłonie, jakby miało mu to dodać odwagi i zaczął mówić.
- Nie chcę ci mącić w głowie, z racji tego, że są święta...
- Chociaż i tak zaraz mu powiesz to, czego nigdy w życiu nie chciałby usłyszeć. - skinął uprzejmie głową pan Richard, w przeprosinach za przerwanie. Paul rzucił mu krótkie spojrzenie i znów zaczął mówić.
- W każdym razie, przejdę do rzeczy. Będziesz miał dziewczynę. - powiedział, uśmiechnął się pocieszająco, a ja myślałem, że moje nogi właśnie zamieniły się w jakąś miękką gąbkę.

______________________________________________________________

Siemcia, hejcia, joł! :)
Co u was?
Przepraszam bardzo, że prawie miesiąc zajęło mi pisanie tego rozdziału, ale ktoś jak się uczepi, to tak łatwo nie odpuści. Nie zacznę na ten temat pisać, bo jak się rozgadam to już koniec...
Więc tak .. Payzer znowu razem, ja skaczę z radości a Harry trzyma za rękę Taylor Swift. Tylko go zobaczę, a ma soczystego kopa w dupę.
Chyba tyle w temacie. Zasada wciąż obowiązuje. (3 komentarze)
Może wyrobię się z następnym rozdziałem do świąt, ewentualnie do sylwestra, sorry not sorry, ja też mam życie :)
Trzymajcie się ciepło w te zimne dni!
Wiśnia :D


                                              moim zdaniem - ich najlepsza sesja everrr.


niedziela, 11 listopada 2012

Part 34

Liam

- Boże, te święta będą paskudne. - usłyszałem mruknięcie Lou.
Wychyliłem się z fotela, by ujrzeć jego markotną minę. Opierał się o framugę drzwi w salonie, a wzrok miał wbity w podłogę.
- Dlaczego? - zapytałem, marszcząc czoło.
- Bo muszę spędzić go z idiotami, a nie mogę z rodziną... - kopnął niewidzialną piłkę.
Przewróciłem oczami i opadłem na fotel, zamykając oczy. Ból głowy nie dawał mi ostatnio spokoju.
- A Danielle nie przyjedzie? - odezwał się po krótkiej chwili Lou.
- Ah.. pojechała... gdzieś tam. - machnąłem ręką, wciąż z zamkniętymi oczyma. Usłyszałem ciche prychnięcie. Uniosłem delikatnie jedną powiekę i zauważyłem, że Lou z progu przeniósł się na fotel przy drzwiach.
- Nie obchodzi go, gdzie jego ukochana druga połowa się podziewa, no co za... cóż ta telewizja i ta cała komercja robi z człowiekiem! Jezu! - niemal wykrzyczał Louis, uderzając dłonią o skórzany fotel.
- A gdzie twoja druga połowa, hmmm? - zapytałem, kręcąc głową.
Lou , z podłogi, przerzucił wzrok na mnie. Najpierw miał zmarszczoną minę i złość wypisaną na twarzy. Chwilę później pojawiło się zakłopotanie, a oczy zaczęły błyszczeć.
- Ja... - zaczął, jednak przerwało mu głośne trzaśnięcie drzwiami.
Natychmiast poderwaliśmy się z foteli i w trybie błyskawicznym znaleźliśmy się w przedpokoju. Tryb błyskawiczny okazał się jednak zbyt wolny, ponieważ Pan Hałaśliwy już wbiegał po schodach. Westchnąłem i spojrzałem na Lou. Ten wciąż gapił się na uciekającego Nialla.
- Już nie wiem co robić... - mruknąłem załamanym tonem.
Wziąłem głębszy oddech, sięgnąłem po kurtkę, włożyłem buty i nie zważając na dziwne miny Lou, wyszedłem z domu.
Ucieczka nie była najlepszym rozwiązaniem, ale.. no, jakimś tam była. Przynajmniej mogłem poprzyglądać się ludziom, posłuchać wszystkich dźwięków towarzyszącym centrum Londynu i czuć.. czuć tą całą, niby przereklamowaną, magię świąt.
Zewsząd nadciągały dźwięki dzwonków, śmiechów, chichów, srichów, zamykanych drzwi, czyli ponownie - dzwonków, jakiegoś na prawdę przezabawnego Ho Ho Ho! wypowiedzianych z ust starca ze sztuczną brodą w czerwonym stroju, uwydatniającym ogromny brzuch czy słowa matki do córki ,,Jesteś za duża na taką drogą lalkę!".
Jednym słowem... lub kilkoma : muszę znaleźć jakieś ciche miejsce bo zamorduję kogoś ze szczególnym okrucieństwem, trafiając tym samym do ośrodka dla młodych, agresywnych psychopatów.
No właśnie.. Skąd we mnie tyle agresji? Po prostu.. udziela mi się cała ta, domowa wręcz, atmosfera.
 Znacie to uczucie, kiedy nagle dostajecie olśnienia, jakby ktoś niewidzialną dłonią zapalił taką małą żaróweczkę w waszej głowie? I nagle czujesz się najmądrzejszym, najbardziej inteligentnym człowiekiem na Ziemi... Jednym słowem : geniusz.
Owe uczucie sprawiło, że moje nogi zostały zatrzymane jakby przez magiczną siłę. Drugim skutkiem było to, że jakaś pani obładowana świątecznymi reklamówkami wpadła na moje plecy.
Z resztą.. nie ważne.
Dlaczego ja się po prostu nie wyprowadzę? Gdzieś na przedmieścia... Z Danielle... Z dala od tego wszystkiego.
Ze szczerym uśmiechem, wymalowanym na twarzy, ruszyłem przed siebie, obserwując ludzi.


Cherry

- Pewnie, że nie! Wchodźcie szybko i tak już przemarzliście do szpiku kości. - machnęłam ręką na białych od śniegu przybyszy, którzy właśnie przekroczyli próg. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni, rzucając po drodze ,, Goście, Olaf, ubieraj się!".
- Czego się napijecie? - zwróciłam się do bruneta i jego siostry, która chyba nieco zawstydzona, chowała się trochę za jego plecami.
- Waliyha, daj spokój. - warknął cicho Zayn, jednak uśmiechnął się porozumiewawczo. Stanęłam przodem do gości z kawą i herbatą w dłoniach, wciąż robiąc pytającą minę. Brunet odchrząknął i szturchnął siostrę łokciem. Ta obrzuciła go lekko oburzonym spojrzeniem, jednak cichym głosem odpowiedziała.:
- Herbaty, poproszę. - przeniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła się skromnie. Mieli identyczne oczy i uśmiechy... tak strasznie przypominała brata...

Po 5 minutach całą trójką siedzieliśmy w salonie. Olaf uciekł gdzieś na górę.
- O której musisz być? - zapytał Zayn, patrząc na mnie tym swoim kokieteryjnym spojrzeniem.
Przełknęłam głośno kawę i odwinęłam rękaw swetra, by spojrzeć na zegarek.
- O 17 muszę być... - odpowiedziałam, delikatnie marszcząc czoło. - Nie jesteście głodni ? - zapytałam dwójkę rodzeństwa, podnosząc wzrok. Obydwoje kręcili głowami w zaprzeczeniu.
Trwała niezręczna cisza. Waliyha prawdopodobnie wciąż była nieco zawstydzona. Identyczny brat... Zayn nie spuszczał ze mnie wzroku. Ja natomiast tępo gapiłam się w telewizor, dokładnie powtarzając wszystkie kroki.
- A mogłabyś coś zatańczyć? - te słowa kilkakrotnie zabrzmiały w mojej głowie, zanim do mózgu dotarł ich dokładny sens. Wzdrygnęłam się, choć niespecjalnie, i odkładając filiżankę na stolik, przerzuciłam wzrok na małą brunetkę. Uśmiechała się szczerze, a w oczach miała błysk podekscytowania. Zayn przypatrywał się temu wszystkiemu z uwagą.
- Co dokładnie chciałabyś zobaczyć? - zapytałam, choć odpowiedź można było wyczytać z oczu. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam badawczo na dziewczynkę.
- Wiesz... chciałabym zobaczyć moonwalk... - wyznała, rumieniąc się nieznacznie.
Zayn wyprostował się i spojrzał na mnie jakby... triumfalnie... Cokolwiek miał na myśli.
Ponownie posłałam Waliyhi uśmiech, na Zayna popatrzyłam spod byka, wstałam i obeszłam kanapę do około, by znaleźć trochę miejsca. Brunetka uklękła na kanapie i położyła ręce na jej oparciu, by wszystko dokładnie widzieć.
Stanęłam tak, że nie widziałam reakcji rodzeństwa. Jednak, gdy wzięłam głęboki oddech i zrobiłam owy słynny krok, nie mogłam nie usłyszeć jak Waliyha powstrzymywała się przed piskiem.
Zerwała się natychmiast, podbiegła do mnie i niemal rzuciła mi się na szyję.
Zayn obrzucił mnie długim spojrzeniem i uśmiechem, który odwzajemniłam.
- Nie ma to jak spełniać marzenia dzieci. Mam nadzieję, że na koncercie połamiesz nogi. - powiedział z udawaną złośliwością.
Wyprostowałam się, a Waliyha mnie puściła.
- Tylko żebyś mi nie wykrakał. - pogroziłam mu palcem.
Zayn zaśmiał się krótko i skinął głową na drzwi, mówiąc:
- Zbieramy się?
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę przedpokoju, zaraz za małą brunetką.

*

- Trzymamy kciuki. - powiedział Zayn, parkując całkiem niedaleko sceny.
- Będę w pierwszym rzędzie, pomachasz mi? - zapytała Waliyha, słodko uśmiechając się i wychylając zza mojego siedzenia.
- Jeśli mi się uda, to wezmę cię na scenę. Jeśli oczywiście Cher pozwoli. - puściłam jej oczko, na co ona uśmiechnęła się szerzej. - A reszta będzie? - zwróciłam się do Zayna.
- Nie mam pojęcia. Ale wątpię by przegapili taki koncert.
- Dlaczego nie zaprosili was? W końcu Cher też jest z X Factora... - spekulowałam.
- No tak, ale... To tylko i wyłącznie produkcja zarządu Cher, my nie możemy się wtrącać. Z resztą i tak jesteśmy lepsi, Lloyd może nam co najwyżej lizać pięty. - powiedział bardzo skromnie.
Wymieniłyśmy z Waliyhą znaczące spojrzenia po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Dobra zbieram się. Przygotuj się, jeśli ci pomacham. - uśmiechnęłam się do brunetki i otworzyłam drzwi.
- Czekaj, nie pożegnacie się? - zapytała dziewczyna, kiedy moje nogi były już na zewnątrz samochodu.
Zatrzymałam się w połowie ruchu i szybko obejrzałam się przez ramię. Waliyha patrzyła na mnie, jakby zaszło nieporozumienie. Zayn zaś, patrzył na mnie z lekkim przerażeniem, ale i uśmiechem.
Cofnęłam z powrotem nogi i zbliżyłam się do Zayna. Starałam się pocałować go w policzek, jednak on przekręcił głowę w taki sposób, że nasze usta się spotkały.
Odsunęłam się, posłałam im ostatni, krótki uśmiech i wysiadłam z auta, czując jak moje wnętrzności wyparowują, a serce czuć w każdej części ciała. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę szatni i przyczep organizatorów.


- Boże, Cherry, tęskniłam ! - usłyszałam, a następnie poczułam ogromną siłę na ramionach i burzę czerwonych włosów na oczach.
- Ja też, Sara, ale widziałaś mnie wczoraj. - wydusiłam.
Tancerka rozluźniła uścisk, uszczypnęła mnie w policzki i unikając mojej ręki, schowała się za Taylor.
- Co u Ciebie? - zapytała na przywitanie. Uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek.
- W porządku, a u Ciebie? - spytałam, ściągając płaszcz.
Brunetka przewróciła oczami, miną wskazując na Sarę.
- Leci. Uważaj na Kyle'a. Jest dziś jakiś... nieswój. Na prawdę. - uniosła ostrzegawczo brwi.
Ruszyłam do wolnego miejsca między Niną a Dereckiem, nie spuszczając wzroku z Tay.

Po 10 minutach, kiedy już przebrana zerkałam na telefon, do szatni weszła Cher, jak zwykle, z promienistym uśmiechem.
- Gotowi? - zapytała, spoglądając na Chada, który zaplątał się, ubierając koszulkę.
Niektórzy cicho zachichotali, inni - nie zwracając na to uwagi, po prostu siedzieli w skupieniu, czekając na to, co powie Lloyd. Dziewczyna nie powiedziała jednak nic na temat nie ogarniętego chłopaka, ale od razu przeszła do rzeczy.
- Słuchajcie, to nasz ostatni koncert, ale ma całkiem inne znaczenie. Naszym zadaniem, czy tam celem jest dzisiaj uśmiech każdego, na kogo spojrzymy. Dajmy im poczuć magię świąt, i tak są zaganiani, a nie o to chodzi w tym całym Bożym Narodzeniu. Zrozumieliście przekaz, tak mniej więcej? - zapytała, rozkładając delikatnie dłonie. Wszyscy kiwnęli głowami, a ona mówiła dalej.. - Tańcem i śpiewem można przekazać wiele, nawet nie zdajecie sobie sprawy JAK wiele. Pokażmy im, że święta mają znaczenie. No i... rozgrzejcie ich trochę, bo lato dzisiaj nie przyjechało po prezent, jeśli wiecie co mam na myśli. - skrzywiła się nieznacznie, klasnęła w dłonie i wskazała na drzwi, dając do zrozumienia, że czas przygotować się do wyjścia na scenę.
Wstałam szybko i ruszyłam w jej stronę. 
Cher jak zwykle ubrana w czarne kolory, mrugnęła do mnie i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie będzie ci zimno? - zapytałam, unosząc brwi i wskazując na jej praktycznie gołe nogi.
Dziewczyna machnęła ręką i głową skinęła na widoczną stąd scenę.
- Już za 15 minut nie będziesz znała słowa ,,zimno". A co dopiero za godzinę! Wiem, że to świąteczny koncert, ale... to będzie żywy ogień! - niemal krzyknęła, a jej ręka wystrzeliła ku górze.
Rozejrzałam się wokół. Sara posłała mi znaczące spojrzenie. W jednym momencie nieco sceptycznie kiwnęłyśmy głowami, natomiast Taylor zachichotała. Kyle chyba dostał dzisiaj rano rózgę, bo był dziwnie grzeczny i spokojny.
- Eee... mam pytanie. - zaczęłam, ale Cher patrzyła całkiem w innym kierunku i podrygiwała nogą.
- Mmmhmm...
- Słuchaj, bo... na widowni jest dzisiaj pewna dziewczynka, i... pomożesz mi spełnić jej marzenie? - zapytałam, a brunetka jakby ocknęła się ze świątecznego transu i spojrzała na mnie.
- Mianowicie?
-Mogę pod koniec wziąć ją na scenę? A jeśli nie, to na backstage?
- Jasne. Tylko żeby nie przeszkadzała w układach. No i w takiej sprawie, przekaż jeszcze komuś, żeby kogoś wziął. Niech będzie więcej dzieci, a nie tylko jedno. - mrugnęła do mnie okiem i wyprostowała się, jakby strzelił ją piorun, bo rozległa się muzyka.
 Wszyscy tancerze napięli mięśnie, wzięli głębokie oddechy, choć powietrze było bardzo mroźne, i wybiegli na scenę, po drodze przybijając piątkę z Cher.
 Stanęłam jak zwykle w pierwszym rzędzie i według wyuczonego już, układu tanecznego, zaczęłam tańczyć, przyglądając się wspaniałym dekoracjom wokół sceny i widowni.
Ogromny na 20 metrów, dmuchany, Święty Mikołaj, trzy wielkie, przystrojone choinki, wszędzie czerwone ozdoby...
Przypominając sobie o danej obietnicy, spoglądnęłam na widownię, uważnie ją przeszukując.
 Waliyha z wielkim uśmiechem opierała się o barierkę, badając każdy ruch tancerza, obserwując wszystko bardzo dokładnie. Za nią stał Zayn, wyglądający jak Bóg z tym swoim kokieteryjnym uśmiechem i spojrzeniem, skierowanym na mnie. Obok niego stał Lou, śmiejąc się z czegoś i trzymając rękę na ramieniu Liama. Harry stojący nieco za Liamem, był jakiś posępny, ale cały czas rozglądał się na boki. Poszłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam... Nialla. Olaf, Adrian i Megan stali całkiem niedaleko.
 Poczułam, że tracę równowagę, jednak w ostatnim momencie przytrzymałam się Alexis, stojącej obok. Całe szczęście, że staliśmy w małych od siebie odstępach.
Muzyka nieco zwolniła tempa, a na scenę wyszła Cher. Zaśpiewała swoje mocne, trzy kawałki, po czym zrobiła krótką przerwę, unosząc rękę w górę w stronę operatorów. Muzyka się zatrzymała, a brunetka zbliżyła mikrofon do ust, melodyjnie wołając.
- Wesołych Świąt! - według planu całego koncertu, muzyka powinna rozbrzmieć od razu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Spojrzałam po tancerkach w pierwszym rzędzie. One również wyglądały na zdziwione, jednak cierpliwie czekały na rozwój zdarzeń.
Nagle dało się słyszeń dziwny dźwięk, jakby przekłucie ogromnego balona i ścięcie lin. Światła zamigotały kilkukrotnie.
To było uczucie, jakby wszystko się na chwilę zatrzymało, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. To tylko głupi sen, zaraz się z niego wybudzę... Zacisnęłam mocniej powieki, ale ogromny ryk jaki nastąpił sekundę później, kazał mi je otworzyć. Krew podeszła mi do mózgu, który nagle zaczął myśleć racjonalnie.
Ogromny Mikołaj spadał wprost na scenę. Ludzie w panice przepychali się spod sceny, byle jak najdalej od pola, w które miała upaść dekoracja. Tancerze zerwali się i pobiegli do szatni, jednak ja dalej stałam na swoim miejscu. Ale nie tylko ja. Cher również wszystko obserwowała.
Nagle jakby wszystko wróciło do normy. Nie było już spowolnionego tempa, a krew wróciła do swojego naturalnego biegu. Ożywiłam się, podbiegłam do piosenkarki i chwyciłam ją za rękę, ruszając w stronę zejścia ze sceny.
Gdy tylko weszłam na schodki, Mikołaj rąbnął o scenę z głuchym rykiem.
5 minut później wszyscy byli już bezpieczni. Oddychając głęboko, z rękami na głowie, chodziłam w tą i z powrotem, sprawiając, że deski skrzypiały niemiłosiernie. Czy zdążyli uciec? ...
Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu, więc ze strachu podskoczyłam w miejscu. Złapałam się za serce i odwróciłam się, stając twarzą w twarz z Cher.
- Dziękuję. Zginęłabym, gdyby nie ty. - szepnęła, a następnie przytuliła mnie mocno.
- Nie ma za co. Każdy zrobiłby to na moim miejscu. - rzekłam rozdygotanym głosem.
Cher rozluźniła uścisk, a następnie spojrzała na mnie podejrzliwie, czytając każdą emocję z moich oczu.
- Czym się martwisz?
Przełknęłam głośno ślinę, choć gardło miałam całkowicie zaschnięte.
- Ktoś był.. Kim była ta dziewczynka? - zapytała brunetka, dostając coś na kształt olśnienia.
- Moja, mała... przyjaciółka. - odpowiedziałam zachrypniętym głosem, a kolana niemal się pode mną ugięły.
Nie zwracając już większej uwagi na Cher, ruszyłam w stronę swojej torby.
Wywaliłam wszystkie ciuchy na ziemię, w poszukiwaniu jednej ważnej rzeczy. Przewróciłam niemal wszystko na drugą stronę, jednak wciąż jej nie znalazłam. Czułam na sobie wzrok Taylor i Sary. Co jak co, ale musiało ty wyglądać.. Dziwnie.
- Kierwa...- zaklnęłam pod nosem.
- Co jest? - teraz Sara już w pełni wykazała zainteresowanie tym, co robię.
Wyprostowałam się i z mocno bijącym sercem spojrzałam na czerwonowłosą.
- Ktoś ukradł mi telefon.. - mruknęłam.
Jej reakcja była natychmiastowa. Wyciągnęła z kieszeni swoją komórkę, chwyciła moją rękę i niemal włożyła mi ją w dłoń, puszczając oczko.
- Nie martw się, na pewno nic im się nie stało. - odezwała się Taylor.
Wysiliłam się na uśmiech i spojrzałam na telefon Sary. Wystukałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha. Z każdym sygnałem serce biło co raz mocniej, jakby oszalało.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Zayn? Wszystko w porządku? - zapytałam nerwowo.
- Tak, tak, nic się nie stało. A ty? Jesteś cała? - wraz z jego słowami, odetchnęłam i usiadłam na miejscu zrzuconej wcześniej torby.
- Nic mi nie jest, ale ktoś ukradł mi telefon. A Waliyha? Chłopcy? - dopytywałam, z maską zamiast twarzy.
- Wszyscy cali, nic nam nie jest. - uspokoił mnie Zayn. - Ale.. dlaczego to się zawaliło?
- Jeszcze nic nie wiem.. Daj mi swoją siostrę, proszę.
- Ok... - mruknął i przekazał telefon małej księżniczce.
- Tak? - usłyszałam głos brunetki.
- Mała, wszystko git?
- Tak, uciekliśmy. Ja, Zayn i Niall siedzimy w samochodzie. - rzekła normalnym tonem. - A co z tobą?
- Nie martw się o mnie. Niall? Dlaczego? Myślałam, że pojedzie z chłopakami... - zmarszczyłam brwi.
- Nie mógł ich znaleźć w tym całym tłoku...
- A wiesz może co z moim bratem?
- Widzieliśmy go, nic mu nie jest.
- Całe szczęście. Poczekacie na mnie? Za 5 minut będę, tylko się przebiorę.
- Jasne. Pa! - pożegnała się i rozłączyła połączenie.
Odsunęłam telefon od ucha i zamknęłam oczy.
Nic im nie jest.. są bezpieczni..
- Chłopcy, dziewczęta słuchajcie. - usłyszałam głos Cher - Koncert jest odwołany, Mikołaj narobił za dużo szkód, ogarnięcie tego wszystkiego zajmie czas przynajmniej do jutra, ale... Wszyscy zostaliśmy zaproszeni na jutrzejszą imprezę.. Ktoś ujął, że to będzie jakiś uroczysty, świąteczny bankiet, więc... ubierzcie się ładnie. Nie dostałam informacji gdzie i o której, ale dam wam znać jutro rano, jak tylko się dowiem. - zrobiła krótką przerwę, jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiała. - Cieszę się, że jesteście cali. Możecie iść. - powiedziała, odwróciła się, posyłając ostatni uśmiech i wyszła.

*

Otworzyłam drzwi samochodu drżącymi rękami, ściągnęłam torbę i wsiadłam, kładąc ją na kolanach. Radio było włączone, a leciała właśnie piosenka Michaela Jacksona. Spojrzałam najpierw na Zayna, później na Waliyhę, a następnie na Nialla. Blondyn wpatrywał się tępo w okno. Od jego niebieskich oczu odbijało się szare i ponure niebo... Chciałabym, żeby coś powiedział.. cokolwiek...
- Nikomu się nic nie stało? - wyrwał mnie z myśli głos Zayna. Westchnęłam cicho i zwróciłam wzrok ku niemu. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Całe szczęście, że wam nic nie jest. Ale wciąż martwi mnie to, że ktoś miał wstęp do naszej szatni i ukradł mi telefon. Nigdy coś takiego nie miało miejsca. - powiedziałam niemal na jednym wydechu i spojrzałam przed siebie.
- Ktoś ukradł ci telefon? - usłyszałam zdziwiony głos Nialla za sobą.
Zamarłam na chwilę, zdając sobie sprawę jak dawno nie słyszałam jego głosu. Przez krótką chwilę wydawało mi się, że to po prostu wytwór mojej wyobraźni.. chorej wyobraźni... bo tak bardzo chciałam go usłyszeć.
- Tak. - potwierdziłam, nieco zachrypniętym głosem.
Ta krótka wymiana kilka słów nie była nadzwyczajna, ale jednak miała miejsce. Odezwał się do mnie, nawiązał ze mną jakiś kontakt...
Nie ma to jak głupia świadomość, która wmawia własnemu rozumowi jakieś wymyślone rzeczy.
Nie zauważyłam nawet, kiedy Zayn odpalił silnik i znaleźliśmy się w sznurku do wyjechania z parkingu.
- Jak się podobało, mała? - odwróciłam głowę ku Waliyhi.
- Było genialnie. Szkoda tylko tego, co się stało. - uśmiechnęła się, choć wyglądało to jak grymas.
Nagle do Nialla zadzwonił telefon. Poszamotał się chwilę z kurtką i odebrał dobijające się połączenie. Wyglądało na to, że rozmawiał z kimś ważnym. Po skończonej rozmowie natychmiast zwrócił się do Zayna.
- Jesteśmy zaproszeni na jutro na jakiś bankiet świąteczny.
- O której? - zapytał Zayn, nie odrywając wzroku od drogi.
- Na 19. - odpowiedział, a w jego tonie było zero emocji.
- Paul dzwonił?
- Yhhmmm... - mruknął Nialler.
I tyle. Żadnej innej rozmowy nie udało się nikomu nawiązać dopóki nie podjechaliśmy pod mój dom.
- Przyjedziecie na kolację, prawda? - zapytałam Zayna. Kątem okna zobaczyłam, jak błyskawicznie Niall zareagował na słowo o jedzeniu.
Brunet kiwnął głową i uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam to, pożegnałam się krótkim ,,Cześć!" i wysiadłam z samochodu.

*
- Olaf, chodź tu! - starałam się przekrzyczeć brata, który tańczył i śpiewał w salonie w czapce świętego mikołaja. - Olaf! - wydarłam się, aż poczułam piekący ból w gardle.
Przybiegł szybciej, niż się po nim spodziewałam.
- Zanieś to, zaraz przyjdą. - podałam mu dwa półmiski jedzenia i wskazałam na salon.
- Nie idziesz się przebrać? Zostajesz w tej sukience? - zapytał, unosząc brwi.
- A masz coś przeciwko? - spytałam z lekkim wyrzutem.
- Nie, nie.. śliczna jesteś, normalnie.. nie sory, nie potrafię kłamać. - zaśmiał się głupkowato i uciekł do salonu.
Pokręciłam głową i spojrzałam na zegarek, w momencie, w którym rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Prezenty poukładałeś tak jak mówiłam? - rzuciłam do brata i podeszłam do drzwi. Ten zrobił przerażone spojrzenie i uciekł na górę.
Ponownie pokręciłam głową i nacisnęłam klamkę.
Zayn, Louis, Harry, Liam.. wszyscy ubrani w czapki świętego mikołaja, śpiewający jakąś nieznaną mi angielską kolędę - coś bezcennego.
Obładowani prezentami, przekroczyli próg i ściągnęli płaszcze i buty. Dopiero teraz zauważyłam, że przyszedł również Nialler.
- Wesołych Świąt. - mruknął, kiedy chłopcy poszli do salonu, ja zamykałam drzwi, a on ściągał buty.
- Nawzajem. - uśmiechnęłam się na krótko i ruszyłam w stronę kuchni.
W ciągu 20 kolejnych minut Lou rozpakował część swoich prezentów, Niall wyjadł prawie wszystkie krokiety, Liam nauczył barszcz jak nie wyparowywać oraz przyszli Adrian i Megan.
- Kto chce herbaty? - zapytałam, głaszcząc się po olbrzymim brzuchu.
- Ja poproszę. - powiedział Niall, równocześnie z Liamem i Adrianem.
 Wstałam z krzesła i zabierając kilak pustych talerzy, poszłam do kuchni. Kątem oka zobaczyłam, że Zayn również wstał.
- Pomogę ci. - usłyszałam za sobą, kiedy wkładałam naczynia do zmywarki.
Posłałam mu jeden ze swoich firmowych uśmiechów i oprałam się o blat, wcześniej nastawiając wodę w czajniku.
- Czymś się martwisz? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Nie, nie.. cieszę się, że nic się dzisiaj złego nie stało. I chyba pierwszy raz od wielu lat poczułam magię świąt. - uśmiechnęłam się pod nosem.
Malik zbliżył się do mnie i pogładził mnie po włosach. Spojrzałam wprost w jego czekoladowe oczy i wystarczyła chwila, a całą mnie pochłonęły.
- Jesteś taka wspaniała.. - wyszeptał i jeszcze bardziej się zbliżył.
Zamknęłam oczy i następne co poczułam, to smak jego ciepłych, miękkich ust...


____________________________________________________________

Nie wiem co by wam tutaj nabazgrać...
Trochę świątecznie się zrobiło, no ale.. :D
Co sądzicie o Take Me Home? *.*
Jezu.. tak wiele się wydarzyło, a ja jestem z nich tak niesamowicie dumna...
No i pytanie : ciągnąć to dalej? Pisałam ten rozdział z dobry tydzień, starałam się wszystko dopiąć na ostatni guzik i.. wyszło? :)
Aa i jeszcze jedno... Zostawcie mi gdzieś w komentarzu lub na Twitterze swoje namiary, jeśli chcielibyście być informowani, bo całkiem się w tym wszystkim pogubiłam :)
Wiśnia :D





Nowa ... zasada?
3 komentarze = nowy rozdział :)
Myślę, że to nie dużo, a każdy może skomentować, przy odrobinie chęci. Nawet jedno słowo wystarczy. Dla ciebie to kilka kliknięć, a dla mnie? Olbrzymi kop w dupę i motywacja do szybszego pisania rozdziałów :)


środa, 7 listopada 2012

Powrót?

Cześć.. no dobra, wiem, że niektóre mają ochotę na mnie nakrzyczeć, ewentualnie zabić :)
Mam okropny nawał obowiązków i to prawdopodobnie jedyny wytłumaczalny i prawdziwy powód mojego zniknięcia bez wyjaśnień.
ALE...Ostatnio znalazłam czas by coś naskrobać.. co mnie zdziwiło, bo został tydzień do próbnych...
Pytaniem jest... Czy chciałybyście mojego powrotu? Chciałybyście wciąż czytać historię Cherry i idiotów w Londynie? Chciałybyście... dobra, nie potrafię zrobić nawet durnego napięcia.. mniejsza o to.
Więc jak? Jesteście na tak, czy nie? :)
Wiśnia :D
                                                                                         ONI NAS KOCHAJĄ *.*

wtorek, 14 sierpnia 2012

Dwa Tygodnie

Cześć ! To znowu ja :D
Nie wiem za bardzo, co powinnam tu napisać, chociaż wiem, że muszę...
Wiem, ze mało kto czyta posłowie, dlatego zrobiłam osobną notkę :)
Wyjeżdżam, więc nie będzie sensu tu zaglądać.
Tak jak w tytule : CO NAJMNIEJ dwa tygodnie :)
Nie będę miała jak pisać, tam, gdzie będę więc... będzie co nadrabiać jak wrócę.
Mam nadzieję, że spokojnie wypoczywacie sobie na wakacjach, leżąc plackiem na plaży :D
To właśnie zamierzam robić, więc wybaczcie, czy coś :D
Żegnam was, choć na krótko, ale żegnam :)
Wiśnia :D