sobota, 14 lipca 2012

Part 26

- Macie rację... zbyt szybko się zaangażowałem. Znałem ją przecież tylko miesiąc... Ale... Myślę, że długo z tymi kłótniami nie pociągniemy... Wydamy ostatni album i odchodzę z zespołu - mruknął spuszczając głowę. Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo usłyszałem przerażający wrzask Louisa z dołu. Szybko zbiegliśmy na dół. Weszliśmy do... salonu? To co zastaliśmy wyglądało masakrycznie... Jak gdyby wielka bomba, wybuchła na środku pokoju, pozostawiając wszystko w krytycznym niemal stanie. Sufit, ściany, każdy mebel, podłoga... Dosłownie wszystko było w pomarańczowo-szarej papce. Zatkałem nos i wszedłem jednym krokiem do salonu, starając się nie nadepnąć na brud.
- Lou, gdzie ty jesteś? - spytałem, rozglądając się po pomieszczeniu. Usłyszałem cichy jęk na kanapie. Przyjrzałem się dokładnie. Tommo rzeczywiście tam siedział. Ta masa na puzzle idealnie zlała go z otoczeniem. W ręku trzymał... robot kuchenny. Podeszliśmy z Niallem do poszkodowanego, starając nie ubrudzić się śmierdzącą mazią. Podnieśliśmy Louiego i zaprowadziliśmy go do toalety. Zamknęliśmy za nim drzwi i udaliśmy się do kuchni.
- Nie wiem, co Liam na to powie... - mruknąłem, myjąc ręce w zlewie kuchennym.
- Wkurzy się... Zgłodniałem. - oznajmił Horan, podchodząc do lodówki. Usiadłem przy stole i uważnie wpatrywałem się w blondyna, intensywnie myśląc.
- Niall... przepraszam. Nie odchodź, nie ma powodu... poprawimy się. Naprawimy to. To wszystko co się zepsuło. Obiecuję. - mówiłem powoli. Irlandczyk zamknął lodówkę i odwrócił się w moją stronę.
- Zayn przepraszasz mnie już chyba setny raz...
- Zmieniłem się Niall. - przerwałem mu. - Nie odchodź... błagam. - wstałem z miejsca.
- Zastanowię się... - mruknął po krótkiej chwili i wyszedł, z jogurtem w ręce.
Westchnąłem. Tak cholernie dużo się zmieniło... Usłyszałem dźwięk zamykanych i otwieranych drzwi.
- Kurwa, co tu się dzieje? - Harry stanął w progu salonu. Podszedłem trochę bliżej do niego i oznajmiłem :
- Louis robił puzzle. - Hazza wykręcił głowę w moją stronę.
- Aha... Nikt nie próbował go powstrzymać? - spytał, ponownie omiatając wzrokiem pomieszczenie.
- Nie zdążyłem.
- Ale nic mu nie jest? - spytał szybko Loczek, ponownie odwracając się w moją stronę. W odpowiedzi pokręciłem głową, patrząc się na kanapę, na której siedział Lou. Odbiła się jego postura...
- Harry... Czy ty i Marta... Czy wy...? - spojrzałem na Stylesa, jednak on szybko mi przerwał.
- Nie, nie! Nic z tych rzeczy. Wiedziałem, że tak pomyślisz. Nie ma między żadnej chemii. Spokojnie.
- Więc dlaczego u niej byłeś?
- Traktuję ją jak starszą siostrę... Chłopak z nią zerwał... pocieszałem ją mówiąc ściślej. - wytłumaczył. Odetchnąłem.
- Więc między wami...
- Nic a nic. Wiem, że to twoja... prawdziwa miłość Zayn. Nie mógłbym... - powiedział Styles, poklepał mnie po ramieniu i ruszył w stronę kuchni. Dzięki Bogu! Ale to nie tłumaczy, dlaczego Harry był taki nie miły...
- To dlaczego byłeś taki oschły? - zawołałem za nim. Chłopak zatrzymał się w połowie drogi.
- No bo... Nie powiesz nikomu? - odwrócił się w moją stronę z błagalną miną.
- Przecież wiesz, że ze mną możesz pogadać o wszystkim. A z resztą, komu miałbym wygadać? Nikogo nie powinno to interesować. - uśmiechnąłem się zachęcająco.
- Ok, więc... Marta mi w czymś pomaga... I ja po prostu... Byłem dla ciebie niemiły, żeby wprosić się w jej łaski.
- Podlizywałeś się?
- No tak... - podrapał się po głowie.
- W czym ci pomaga? - zainteresowałem się.
- Bo... Jest taka Megan... siostra Adriana... - włączył tryb powolnego głosu.
- Ok, wszystko wiem. - przerwałem mu. - A co z Emmą?
- Kij z Emmą. Pobawiła się mną... Tak jak Niall mnie ostrzegał... widziałem ją z Adrianem.
- Yhmmm... I co Marta sądzi na mój temat? - spytałem z nadzieją na dobre wiadomości.
- Wiesz... wydaje mi się, że ona cię kocha, ale nie może wybaczyć ci tego, co zrobiłeś... Kurde, jakie ,,wydaje mi się" ! Ja to wiem! Jestem tego pewny Zayn.
- Co ja takiego zrobiłem? - zmarszczyłem czoło.
- No wiesz... Ty i Liam... jakby zmusiliście Nialla do zerwania... Ona uważa, że to przez was ma teraz złamane serce. Ale wybaczy ci. Musisz się tylko postarać... Walcz o nią, Zayn.

Cherry, środa.

Wrzuciłam do torby kolejne trzy koszulki. Stanęłam nad bagażem, opierając ręce na biodrach.
- Na prawdę musisz? - spytał Olaf, leżący na moim łóżku i przyglądający się mojemu czarnemu stanikowi. Podeszłam i zabrałam swoją rzecz.
- Muszę. - popatrzyłam na niego znacząco. On teatralnie przewrócił oczami. - Rozmawiałeś z Karoline? - spytałam, wyciągając koszulę z szafy.
- Na prawdę muszę? - spytał, tępo wpatrując się w sufit.
- Musisz. - powiedziałam takim samym tonem jak poprzednio.
- Przecież to twoja i jej sprawa... ja się nie mieszam. - rzekł stanowczo i tym razem wziął do ręki moje koronkowe majki.
- Olaf, na prawdę chcesz posuwać oszustkę? - spytałam, stając przed komodą, i zastanawiając się, gdzie są skarpetki. On odwrócił szybko głowę w moją stronę. - Dobra sformułuję to inaczej, ale już tak nie patrz... Na prawdę chcesz być z oszustką?
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie. - mruknął.
- Olaf! - krzyknęłam.
- No dobra! Pogadam z nią...
- Jesteśmy! - usłyszałam z dołu. Zostawiając Olafa w pokoju, zbiegłam na dół. Wpadłam w ramiona Megan i mocno ją przytuliłam, zamykając oczy.
- Ugggh, jak ja będę tęsknić no! Nie wyjeżdżaj na tak długo, proszę. - mówiła do mojej szyi. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam szeroko uśmiechającego się Adriana. Jego oczy niesamowicie błyszczały... Odsunęłam brunetkę na długość ramion.
- Będę robić to co kocham.. no tak, mniej więcej. Ale kiedy tylko znajdę czas, będę dzwonić. Obiecuję. - spojrzałam Megan głęboko oczy, które były już zaszklone. Pokiwała głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- To ja... zrobię kawę. - rzekła i spojrzała znacząco przez ramię na Adiego. Weszła do kuchni, pozostawiając mnie sam na sam z tak kiedyś bliską mi osobą... Chłopak z uśmiechem skinął na drzwi, prowadzące do ogrodu.
Usiedliśmy obok siebie na drewnianej ławeczce, wsłuchując się w szum drzew... Na szczęście nie padało.
Mam ochotę na nowy tatuaż... I nie mam pojęcia, dlaczego o tym pomyślałam, kiedy obok mnie siedział złotooki.
- Będę tęsknił... - szepnął Adrian, kładąc rękę na mojej dłoni. Spojrzałam na niego. Wlepiał we mnie te swoje przepiękne oczy... Uśmiechnęłam się delikatnie. Tylko nie teraz kuuurdę! Leczę złamane serce sexem z mega przystojnym chłopakiem, żebym mogła przyjął do siebie tego jedynego, a tu mi jeszcze jeden wyskakuje! No, kurrrdę mać...
Od odpowiedzi wyzwolił mnie mój wibrujący telefon.
- Halo?
- Wyjeżdżasz dzisiaj? Oszalałaś? I nie pożegnasz się ze swoim największym fanem, w którym skrycie się podkochujesz? Oszalałaś? Oj.. o to już chyba pytałem... Tak Cherry ! Ty zdecydowanie oszalałaś! - marudził Dylan do słuchawki. Przewróciłam oczami z uśmiechem.
- Dylan, nie sikaj w portki. Samolot mam o 19. Lunch w Maku? O 13? - spytałam, podnosząc ton, żeby przekrzyczeć jego ciągłe ,,Oszalała, oszalała...".
- Dobra. - rzekł naburmuszony. - Ale się nie spóźnij!
- Jasne. - mruknęłam na pożegnanie i rozłączyłam połączenie.
- Dylan? Umawiasz się z kimś? A co z Niallem? - spytał Adrian, cofając rękę i przyglądając mi się uważnie.
- Niee, nic z tych rzeczy. Dylan to kolega ze studiów. A z Niallem.. nie słyszałeś o niczym? - zmarszczyłam czoło.
- Nie mamy kontaktu... z tobą też dawno nie gadałem. W gazetach nic nie piszą, oprócz tych śmieci na twój temat. - oparł się o ławkę.
- Nie jesteśmy razem... już jakieś dwa tygodnie. - oznajmiłam, spuszczając głowę. Adrian zrobił minę jakby nagle połknął wielką banię powietrza.
- Przepraszam... nie wiedziałem... - wydusił i powoli objął mnie ramieniem. Eee... Co najmniej dziwne...
- Spoko. - podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do szatyna. - Jak tam w pracy? - zmieniłam temat.
- Po staremu. Ni to do przodu ni to do tyłu. - wywalił dolną wargę, patrząc przed siebie. Nagle spuścił głowę... Zmarszczyłam czoło, cały czas mu się przyglądając.
- Coś nie tak? - spytałam, dokładnie badając go wzrokiem.
- Chodźmy do środka. Pewnie Megan zrobiła już kawę. - podniósł na mnie wzrok i sztucznie się uśmiechnął. Z mojej strony nie było żadnej reakcji, oprócz uważnego przyglądania się złotookiemu. Chłopak wstał i z rękami włożonymi w kieszenie, ruszył w stronę domu.
- Adi, czekaj! - zawołałam za nim i szybko się podniosłam. Szatyn odwrócił się w moją stronę, z oczami pełnymi nadziei, które świeciły się niczym pełnia księżyca pośród gwieździstego nieba...
- Czy Megan... Ona kogoś ma? - zapytałam, stając na przeciw niego. Nadzieja w popłochu uciekła z jego oczu... Prawdopodobnie została jedynie wiara...
- Daj spokój, wy, baby i nie gadacie o takich rzeczach? - spytał ze śmiechem. Naburmuszyłam się automatycznie.
- Nie znasz Meg? Ona tylko tobie mówi o takich rzeczach. Ze mną o swoich uczuciach nie lubi zbyt rozmawiać. - uniosłam jedną brew wyżej. - Więc?
- Nie ma nikogo. Dzika i wolna - wzruszył ramionami na swój sposób, czym wywołał mój śmiech.
- A co z tobą? - walnęłam go w ramię, cały czas szeroko się uśmiechając.
- Jestem zdrowy, a kaszelek wyleczyłem w tamtym tygodniu. - rzekł, dumnie wypinając pierś.
- Chodzi mi o to, czy kogoś masz, dupku. - dźgnęłam go w brzuch, na co zgiął się w pół.
- Oszz ty... pożałujesz ! - zawołał a następnie przerzucił mnie przez ramię i wbiegł do domu. Biegał tak po całej kuchni i salonie, co wprawiało Megan w niepohamowany śmiech.
- Debilu, puść mnie ! - biłam go pięściami po plecach, jednak to nic nie pomagało... I wtedy wpadła mi do głowy jego najgorsza słabość... Włożyłam dłonie pod jego żebra i zaczęłam go łaskotać... Efekt był taki, że wylądowaliśmy na podłodze, wybuchając ogromnym śmiechem. I w tej chwili Olaf otworzył drzwi, do których ktoś chwilę wcześniej dzwonił, jednak ze względu na sytuację, nie mogłam z tym nic zrobić. W drzwiach stanął zdezorientowany Harry, którego oczy wychodziły z orbit. Spojrzałam na Adriana. Leżeliśmy w dwuznacznej pozycji.... Rzuciłam wrogie spojrzenie bratu. Chamuwa jedna, musiała go wpuścić akurat w takim momencie.  Trochę zmieszana podniosłam się z leżącego wciąż Adiego i żeby ukryć swoje czerwone jak buraki policzki, uciekłam pędem do kuchni.
- Powiedział ci? - spytała Megan, zaciskając entuzjastycznie pięści.
- Kto? - spytałam, unosząc brwi.
- No Adi noo. - przewróciła oczami.
- Nic mi nie mówił - wzruszyłam ramionami, wyminęłam Megan i podeszłam do blatu, na którym leżała upragniona kawa.
- Skąd masz taki fajny ekspres? - odwróciła się w moją stronę i machnęła ręką na srebrne urządzenie.
- Dostałam na urodziny. Od rodziców. - oznajmiłam, wpijając łyk cudownej kawy. Odłożyłam filiżankę i postanowiłam przejść do mojej misji pomagania Harremu. Zaglądnęłam Megan przez ramię, upewniając się, że nikt nie idzie. Usłyszałam dźwięki telewizora, dochodzące z salonu. Westchnęłam i spojrzałam na Magdę.
- Siadaj. Pogadamy. - uśmiechnęłam się do niższej ode mnie brunetki. Dziewczyna kiwnęła głową i zajęła miejsce przy stole. To samo zrobiłam ja. Złapałam ją za obydwie dłonie, które leżały na stole i ponownie westchnęłam.
- Co myślisz o... Harrym? - uśmiechnęłam się zadziornie. Brunetka zrobiła ogromne oczy i próbowała zabrać ręce. Zacisnęłam je mocniej i spojrzałam na nią znacząco . - E e e. Tak łatwo mi się nie wyrwiesz. - pokręciłam głową.
- On tu jest? - szepnęła Megan, wychylając się do przodu. Z uśmiechem pokiwałam głową. - Jezu... Jak wyglądam? - spytała nieco głośniej, próbując się wyrwać. Zaśmiałam się cicho.
- Gdzie ta pewna siebie Megan, żartująca nawet z najmniejszej rzeczy, nie mająca żadnego wstydu przed płcią przeciwną? Została w Polsce? - zaśmiałam się.
- Nie nabijaj się. - naburmuszyła się dziewczyna - Wkurzył mnie wtedy na lotnisku z tą torbą.
- Wkurzył?
- Tak. Był tak cholernie uroczy i słodki, że doprowadził mnie do przegrzania komórek nerwowych. - mruknęła, siadając wygodnie na krześle. - Ben? Serio? Jak mogłabym nie rozpoznać TEGO Harrego Stylesa? Skąd on się urwał, myśląc, że taka psychofanka jak ja go nie pozna?
- Przecież nie jesteś psychofanką - puściłam jej dłonie i pstryknęłam ją w nos. - Na prawdę tak o nim myślisz? - spytałam, upijając łyk gorącej kawy.
- No a nie? Nie pamiętasz, że zawsze mnie kręcił? - spytała z nieukrywanym szokiem. Ups. To musiało mi gdzieś uciec. - No nie. Nie gadaj, że nie pamiętasz naszych kurczakowych wieczorów u ciebie na łóżku, kiedy ,,śpiewałyśmy" piosenki One Direction - uśmiechnęła się zadziornie.
- Wiesz, jakoś.. gdzieś mi to z pamięci uciekło. - zrobiłam sztuczną, przepraszającą minę. Jednak Megan spojrzała na mnie wzrokiem, mówiącym wszystko... - Oj no dobra ! Ale odezwała się ta, co darła się najgłośniej - wytknęłam jej język.
- Wtedy się jeszcze wkręcałam! Uczyłam się od ciebie! Wtedy byłam tylko od podziwiania ich urody i śmiania się z fanowskich filmików, a nie od śpiewania pod nosem ich piosenek. - przewróciła oczami, jednak jej mina pozostawała zadowolona.
- Yhym, pod nosem. - pokiwałam głową.
- Jest kawa? - do kuchni wszedł Harry. Filiżanka podnoszona przez Megan, runęła na stół, wylewając całą swoją zawartość. Harry wykrzywił usta w krótkim - Ups.
Spojrzałam na niego spod byka, podnosząc się z miejsca. Dopiero wtedy zauważył dziewczynę za mną. Podeszłam do niego i dłonią zamknęłam mu szczękę, którą otworzył na widok brunetki. Uśmiechnął się do mnie krótko i ponownie na nią spojrzał. Odłożyłam swoją filiżankę do zlewu i wzięłam kolejne dwie, dla Adriana i Olafa. Uszczypnęłam niezauważalnie Loczka w udo i ruszyłam w stronę salonu.

Nie  mogąc dłużej wysiedzieć przed telewizorem, oglądając nudny program wędkarski, wymknęłam się na balkon. Powietrze jak na niemal połowę listopada było dość mroźne. Zamknęłam oczy i zakazałam myślom stanowić kontrolę nad moim mózgiem.
- Cherry! - usłyszałam głośny szept za sobą. Z grymasem na twarzy odwróciłam się w stronę Harrego, który prześlizgiwał się przez szparę w drzwiach.
- Co jest? - spytałam, nie odchodząc od barierki.
- O której masz samolot? - Hazza podszedł do mnie ze swoim uroczym uśmiechem na twarzy.
- O 19. - odwzajemniłam uśmiech.
- Więc nie będzie pożegnalnego seksu? - mruknął z niezadowoleniem i rozczarowaniem w jednym.
- Niby kiedy, Styles, coś ty. Megan i Adrian jak na razie tu są. Olaf z Karoline nigdzie nie wyjdzie, chyba że zerwać. Ale on do takiej rzeczy przygotowuje się z tydzień. U mnie na pewno nie...
- Kurdę, jak mam wytrzymać półtorej miesiąca? - załamał się i oparł o barierkę.
Trwaliśmy tak chwilę w ciszy... on trzymając ręce w lokach i opierając się łokciami o żelazny pręt, a ja uważnie mu się przyglądając.
- Czekaj. Kto cię zawozi ? Prawka jeszcze nie masz nie? - podniósł się i spojrzał na mnie swoimi błyszczącymi oczami.
- Nie mam. Co ci chodzi po głowie Styles? - uśmiechnęłam się zadziornie. Chłopak z przestraszoną miną strzepał gwałtownie swoje loki, wywołując mój śmiech. Spojrzał na mnie i doszło do niego, o co mi chodziło.
- Bardzo śmieszne. Mógłbym cię podwieźć...  - uśmiechnął się cwaniacko.
- Oj Styles Styles... - pokręciłam głową. - Bądź tu o 17:30. - klepnęłam go w ramię i ruszyłam w stronę domu, jednak po chwili się zatrzymałam. Odwróciłam się do Loczka i spokojnie zapytałam :
- Jak Meg? - Harry również odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy nie było żadnych emocji...
- Do przodu - rzucił niedbale i odwrócił się w stronę ogrodu.
Ze spuszczoną głową weszłam przez drzwi balkonowe do salonu...

- Jestem pod wrażeniem. Nie spóźniałaś się, o pani! - ukłonił się Dylan, kiedy tylko podeszłam pod McD. Trzepnęłam go torebką w głowę, na co on podniósł się, z naburmuszoną miną. - Co ty taka groźna? Okres masz czy co? - zmarszczył czoło, na no ja wybuchnęłam śmiechem.
Weszliśmy do restauracji i od razu podeszliśmy do kasy.
- Co bierzesz? - spytałam chłopaka, przyglądając się dokładnie menu.
- Nuggetsy był zjadł... - powiedział tonem 10-letniej dziewczynki, splatając ręce na klatce piersiowej. Zachichotałam cicho i zwróciłam się do dziewczyny za ladą.
- McChickena, dwa Cheeseburgery, Snack Wrapa, duże frytki i... - tu spojrzałam na Dylana, który wciąż rozglądał się po menu - i Nuggetsy.
- Chcę szejka ! - krzyknął niczym małe dziecko.
- I szejka. - mruknęłam do ekspedientki, która z uśmiechem spoglądała na chłopaka.
- Truskawkowego ! - tupnął nogą.
- Truskawkowego. To wszystko. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
Zapłaciłam, zabraliśmy jedzenie i zajęliśmy stolik przy ogromnej podporze. Dylan wrzucił małego kurczaka do buzi i spojrzał na mnie.
- To kiedy wracasz? - zapytał, a ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami. - To znaczy?
- 20 grudnia koncert jest w Polsce. 23 w Londynie, zamykający trasę. Być może zostanę już w Polsce, na święta. Ale to jeszcze muszę pogadać z bratem. - powiedziałam i ugryzłam burgera.
- Mam czekać jakieś półtorej miesiąca na moją przewodniczkę po Londynie?! Przecież ja tu zginę! Nie potrafię nawet dojść do sklepu... Zostawiasz mnie na pastwę losu - burknął.
- Yhmmm... - mruknęłam, biorąc do ust frytkę.
- I nawet nie zaprzeczysz? - uniósł jedną brew.
- Zobacz. Widzisz ją? - wskazałam frytką na dziewczynę, która nas obsługiwała.
- No. Co z nią? - zmarszczył czoło chłopak, patrząc na wskazywany cel.
- Uśmiechała się, kiedy robiłeś z siebie idiotę. Idź. Poznaj. Zaproś na randkę. Poznaj bliżej. Pocałuj. Przeleć. Dalej rób co chcesz. Niech ona będzie twoją przewodniczką. - mruknęłam, zjadłam frytkę i ze wzrokiem wbitym w burgery, jadłam dalej.
- Hmm... Jesteś kompletnie, bez uczuciową...
- Suką? - skończyłam za niego.
- Ty to powiedziałaś ! A tak po za tym. To nie mój typ. - mruknął i zabrał się za szejka. Rzuciłam na niego badawcze spojrzenie.
- Jesteś gejem? - spytałam, unosząc brwi wysoko.
- Tak, a ty jesteś babcią Krysią. - mruknął z sarkazmem. - Nie jestem czubie. Wolę dziewczyny.
- Więc co z nią nie tak? Ładna, młoda, zgrabna... - wymieniłam, patrząc na obiekt rozmowy.
- Spójrz na jej włosy. Zniszczone, farbowane tysiące razy. Następne. Złamany nos, zgaduję, że od ciosu zdenerwowanego chłopaka. A jeśli zdenerwowanemu chłopakowi puściły nerwy, to pewnie go zdradziła. Następne. Nie przeciętne dłonie. Są dość duże, jak na tak drobną dziewczynę. I długie palce. To oznacza, że gra na pianinie. Co z kolei oznacza, że jest strasznie poukładana, chodzi z rodzicami do opery i w ogólę... Muł bagienny.
- Mogłeś po prostu powiedzieć NIE. - rzekłam z miną <like...seriously?>, na co Dylan się zaśmiał. - Skoro ona nie jest w twoim typie. To chyba mam dla ciebie idealną dziewczynę. - rzekłam z myślą o Pauli.
- Ohh Goood!... Czy ty chcesz mnie wyswatać? - podparł głowę na ręce, na co jego warga wykrzywiła się, tworząc dwuznaczną pozycję.
- Nope. Ani trochę. - oznajmiłam z uśmiechem i ugryzłam ogromny kęs McChickena.


- Dzwoń przed każdym wylotem... i po przylocie też. I po każdym koncercie. I w ogóle dzwoń. Oh, dobra, chodź tu. - mruknął Olaf, przyciągając mnie do siebie. Z uśmiechem wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową.
- A co z tymi świętami? - podniosłam głowę.
- Jeszcze nic nie wiadomo. Ale raczej wracamy do domu. - uśmiechnął się. Za sobą usłyszeliśmy głośne odchrząknięcie.
- Oddaj mi ją w końcu. - rzekł Adrian, wyrywając mnie z objęć brata. I znów wpadłam w te ramiona, z którymi związanych było wiele wspomnień. Właśnie one, właśnie w tej chwili... powróciły. Wszystkie. Niezliczone obrazy przeleciały przed moimi oczami, ukazując sytuacje, które niegdyś przywodziły jedynie szczęście, a po rozczarowaniu, jakie napotkałam - ból. Mocniej wtuliłam się w jego cudowne ciało, a zapach, tak dobrze mi znany, dotarł do moich nozdrzy.
- Będę tęsknił... - usłyszałam wyszeptane słowa, które już dzisiaj były do mnie kierowane, z tych samych ust. Odsunęłam się od chłopaka, spoglądając w jego dziwaczne oczy, przepełnione dziwną magią.
- Teraz ja ! - krzyknęła Megan, wtulając się we mnie. - Dzwoń, pisz, rób zdjęcia, pisz i dzwoń. Jasne? - zapytała się, patrząc na mnie uważnie.
- Jak słoneczko. - uśmiechnęłam się.
Zapakowałam walizki z pomocą Harrego, pomachałam bratu i przyjaciołom i wsiadłam do samochodu.
- Nienawidzę pożegnań. To całe przytulanie i martwienie się jest przereklamowane. - mruknęłam, zapinając pac. Harry zaśmiał się melodyjnie i ruszył w stronę lotniska. - A tak w ogóle, gdzie ty zamierzasz mnie wywieźć? - spytałam po kilku minutach.
- Po drodze jest taki przytulny motel... - uśmiechnął się.
- Czuję się jak dziwka... - mruknęłam, opierając łokieć obok szyby.
- Nie płacę ci pieniędzmi ani niczym materialnym. - zaśmiał się
- Dobrze ujęte. Płacisz mi tym, że jesteś, kiedy cię potrzebuję.
- Ja bym to ujął jako pocieszanie seksem po złamanym sercu i pomaganie w przyjęciu tego jedynego. - poprawił mnie.
- Wiem, też to już kiedyś tak ujęłam. Czekaj... co?! Jakiego tego jedynego? - wzięłam go pod włos, jednak uważnie wiedziałam, co i kogo ma na myśli.
- Marta, jesteś genialną aktorką, ale już umiem cię wyczuwać. Zayn, Cherry, Zayn ! - wykrzyknął JEGO imię. Prychnęłam i podziwiałam widoki za oknem.
- Czekaj, czy w motelu nie ma tak, że nie można wynająć pokoju na pół godziny? - zapytałam chwilę później i zmarszczyłam czoło.
- Nie można. Cieszę się, że mam do czynienia z dość spostrzegawczą dziewczyną. - Loczek uśmiechnął się tajemniczo.
- Styles, gówniarzu,co ty kombinujesz? - zmrużyłam oczy.
- O już gówniarzu! A w łóżku to tylko ,, Harry, Harry" ! - zbulwersował się, jednak uśmiech pozostał na swoim miejscu. Wybuchnęłam śmiechem.
- Wiesz, akurat ja jestem tym typem, który z bólu nie jęczy.
- Zobaczymy w nocy. 
- Co takiego? W jakiej nocy? Mam samolot na 19, czubie! - co on do cholery narobił?
- Tak się składa, że nie masz.
- Co?! - wykrzyknęłam.
- I tak nie występujesz w Holandii, prawda? Więc przylecieć możesz jutro rano. Załatwiłem wszystko z Cher.
- Styles, co ty narobiłeś? Po co miałabym zostawać aż całą noc!? - zbulwersowałam się.
- Prowadzę, muszę skupić się na drodze. - zacisnął pięści na kierownicy i zrobił minę rajdowego kierowcy.
Później już nie dociskałam. Odpuściłam. Ale kiedy stanęliśmy na przedmieściach Londynu obok pięciogwiazdkowego hotelu, moja mina musiała być bezcenna. Harry wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi.
- Wychodź, nie zamierzam cię nosić. - burknął. Posłusznie wstałam i zamknęłam drzwi, nie odrywając wzroku od pięknego hotelu.
- Styles, dlaczego my tu jesteśmy? Powiesz mi w końcu? - spytałam, patrząc jak chłopak wyciąga jedną z moich toreb.
- Która? Żebym nie brał wszystkich czterech... - rzekł, wyciągając najmniejszą.
- Ta niebieska. - wskazałam palcem. - Styles no! - tupnęłam.
- Weź torebkę i chodź. - chłopak zamknął auto i ruszył w stronę wejścia.
Podeszliśmy do recepcji. Harry podał starszemu panu a ladą jakąś karteczkę, odebrał kartę i ruszył w stronę wind. Nic nie mogłam zrobić, a stać tu jak sarna nie będę, więc poszłam za nim.
- Naciśnij -5 ja nie mam jak. - poprosił Hazza, wskazując głową na ogromną tablicę rozdzielczą.
- Wybrałeś piętro basenów. - odezwał się kobiecy głos z głośników, gdy dotknęłam odpowiednią cyfrę.
- Oh, zamknij się, to miała być niespodzianka ! - wkurzył się Harreh.
- Czy jest sens, żebym o cokolwiek pytała, bulwersowała się czy biła cię, żebyś mi powiedział? -zapytałam, unosząc brwi.
- Nie ma. Najmniejszego. - odpowiedział.
- Tak myślałam. - pokiwałam głową.
Winda zatrzymała się i ruszyliśmy w lewą stronę. Korytarz był ... przepiękny... Tak, jakbyśmy byli w ogromnej rurze... sufit był zaokrąglony i niski. I przede wszystkim - wokół pływały ryby. Byliśmy, więc jakby w akwarium. Doszliśmy do błękitnych drzwi na końcu korytarza. Harry postawił torbę i spojrzał na mnie.
- Tu cię zostawiam. Uważaj na siebie. I dzwoń. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Przytulając mnie, delikatnie głaskał mnie po plecach, co było bardzo przyjemne... Odsunął się, cmoknął mnie w policzek, uśmiechnął się i tak po prostu... odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem aż do windy. Westchnęłam i z małym przerażeniem ukrytym za źrenicami, otworzyłam błękitne drzwi.

_______________________________________________

Dobra, to był słaby pomysł - pisanie na początku. To nie w moim... stylu :D
Bożeświętyjacieżpierdzieleomamusiumamataktsercadzownciepokartekębouduszęsięzeszczęściachybaskoczęzwieżowca janiemogę ! Mam ponad 2600 wyświetleń, a pod ostatnim rozdziałem dobiliśmy do 100 komentarzy ! Radość no żesz kurwa nie do opisania ! (przepraszam za wyrażenie)
DZIĘKUJĘ OGROMNE ! Zaczynam was kochać :D 
Zawsze pytam - co u was? Jednak nigdy się nie odzywacie ...
A powiem szczerze, zaciekawiło mnie ostatnio, ile osób mnie tu odwiedza i czyta to co dodaję? Ciekawe, nie powiem :D
Co do konkursu... Jest ktoś chętny? Przemyślałam dziś wszystko i musi być co najmniej 7 osób, żebym mogła coś takiego zrobić :D oprócz zdjęć, które musicie wysłać na maila (wissniiaa@gmail.com) prawdopodobnie zrobię taki mały quiz, z krótkimi pytaniami na temat bloga. Tak tylko mówię, to jeszcze nic pewnego. Terminu też jeszcze nie podam, ale... fajnie by było, gdyby do końca przyszłego tygodnia były już z jakieś 4 osoby, jeśli w ogóle ktoś będzie chętny. Przypominam, że zdjęcie ma przedstawiać Cherry. Cholernie ciekawi mnie, jak ją sobie wyobrażacie :D
Co do Megan... zagości w opowiadaniu na pewno dłużej niż Paula czy Karoline. I tak oto wygląda :

Pasuje do Stylesa? Zdradzę, że zamierzam ich zeswatać ^^
Chyba was już wystarczająco zmuliłam więc... proszę jedynie o komentarz co u was, co myślicie o rozdziale i konkursie :D
Wiśnia :D


Malik mnie rozwalił *_*


4 komentarze:

  1. No w sumie to nie muszę pisać co sądze o rozdziale bo ty wiesz co sądzę :D ŚWIETNY !! ^^ Czekam na następny. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. hey,hi,hello :D czy Ty zawsze musisz konczyc w takich momentach? ;d hahahah! I tak Cię kocham mała,czekam na nastepny :D :) x

    OdpowiedzUsuń
  3. hey,hi,hello :D czy Ty zawsze musisz konczyc w takich momentach? ;d hahahah! I tak Cię kocham mała,czekam na nastepny :D :) x

    OdpowiedzUsuń
  4. OJPRDLOMGOMATKOBOSKAJAKIZAJEBISTYROZDZIAL *___* KOCHAM. HA HA STRASZNIE SIĘ UŚMIAŁAM PRZY NIM :D AŻ MOJA KUZYNKA SIE ZASTANAWIAŁA JAKIE STRONY JA OGLĄDAM. NASTĘPNY ROZDZIAŁ SPRÓBUJE W NAJBLIŻSZYCH DNIACH PRZECZYTAĆ.

    KURDE CZEMU PISZE Z CAPS LOCKA? CHYBA SIE DOMYSLASZ JAK ZARĄBISTY MUSI BYC TEN ROZDZIAŁ ;P

    OdpowiedzUsuń